Hong Chau: Nie wiedziałem o jego istnieniu do chwili, w której dołączyłem do obsady serialu i spotkałem się z Damonem Lindelofem, który wyjaśnił mi przedstawioną w nim historię. Musiałem przyswoić na raz sporo informacji. Potem Damon wyjaśnił mi założenia serialu i opowiedział mi, jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Lady Trieu.
Bardzo cieszę się, że dowiedziałam się wtedy, dlaczego zostałam wybrana do obsady. Jestem aktorką o azjatyckich korzeniach i nie chciałabym występować w serialu tylko dlatego, żeby producenci mogli spełnić jakiś parytet dotyczący różnorodności etnicznej. Lady Trieu jest bardzo ważną bohaterką, bo część akcji komiksu toczy się w Wietnamie. Jej obecność jest z tym związana i dlatego też pojawia się również w serialu Damona Lindelofa.
Bardzo długo nie wiedziałam, co mam myśleć po naszym pierwszym spotkaniu, bo musiałam przyswoić gigantyczną dawkę bardzo abstrakcyjnych informacji. Zrozumiałam pewnie około 75 proc. tego, co usłyszałam. Dopiero kiedy zaczęłam czytać scenariusze pierwszych czterech odcinków, wszystkie te pozornie abstrakcyjne założenia zaczęły układać się w logiczną całość - zarys pewnej historii, świata i konwencji.
Pewnie nie zainteresowałabym się serialem, gdyby nie jego bardzo dobrze skonstruowany i pomyślany wątek. To świetnie zarysowana historia, pełna ciekawych i odważnych pomysłów, operująca bardzo sugestywnymi obrazami. Doceniam fakt, że Damon nie boi się zostawiać niedomówień, by pozwolić widzom - nie tylko widzom, ale także aktorom, którzy pracują na planie - tworzyć własną interpretację, wyrabiać sobie zdanie na temat serialowych bohaterów, tego, co robią i mówią.
Louis Gossett Jr: Zgadzam się. Jestem Afroamerykaninem i jest pewna rzecz, którą chciałbym wyjaśnić, bo mam wrażenie, że nie jest to oczywiste dla każdego. Nakręcono wiele dość ważnych seriali, w tym "Korzenie", które miały przedstawić nasz sposób myślenia i ekspresji, ale wszystkie z nich zostały nakręcone przez ludzi, którzy nie są jednymi z nas. Te seriale mówią nam, jak powinniśmy mówić, wyglądać i zachowywać się, aby opowiadać nasze historie. Jestem częścią dużej zmiany, ale zorientowałem się, że ta zmiana zaczyna mnie mdlić. Podobnie jak moi koledzy miałem potworne bóle głowy i wziąłem nawet kilka dni wolnego, a dopiero potem doszedłem to tego, co mi naprawdę było. Nie jesteśmy autentyczni. Serial "Korzenie" miał symboliczne znaczenie. Po raz pierwszy mogliśmy otwarcie mówić, co myślimy przed kamerą i nikt nas nie poprawiał, co wcześniej nagminnie robiono we wszystkich serialach i filmach.
Nie byliśmy autentyczni, bo było to po prostu niemożliwe.
W końcu doczekaliśmy się serialu "Watchmen", w którym Damon daje nam jedynie zarys bohatera, bo wie, że dzięki Hong, Jeremy’emu i mnie postać stanie się prawdziwa. Jest bardzo otwarty na zmiany, akceptuje nasze poglądy i naszą tożsamość. Nazywam siebie nie Afroamerykaninem, ale Amerykaninem o afrykańskich korzeniach. W ten sposób bronię się przed wykluczeniem z rasowo uprzedzonego społeczeństwa. Damon napisał nasze role, konsultując się ze mną i Hong.
LGJ: Tak i był gotów się do nas dostosować. To bardzo nowatorskie podejście.
HC: Podczas naszego pierwszego spotkania zapytałam go, czy ma jakiś pomysł na to, jak powinna wyglądać Lady Trieu? Damon odpowiedział mi, że jest ciekaw, jak ja sobie ją wyobrażam, bo on nie miał konkretnej wizji. Bardzo dobrze wspominam też współpracę z Meghan Kasperlik, wspaniałą kostiumolożką serialu, bo moje stroje odzwierciedlają sposób bycia mojej bohaterki, jej ewolucję i sposób mówienia. Bardzo podobała mi się też moja serialowa charakteryzacja.
Watchmen - Hong Chau mat. prasowe HBO
LGJ: Moim zdaniem, nasi bohaterowie żyją przeszłością, bo chcą spełnić pokładane w nich oczekiwania, postępować podobnie, jak ich bliscy. Z myślą o nich podejmują nawet decyzje o tym, co powinni w danym dniu zrobić, choć w wyniku splotu pewnych negatywnych wydarzeń, niektórych rzeczy nie musimy już robić. Jak w starej piosence Johhny’ego Mercera: "Przyjmij to, co dobre i odrzuć, to, co złe". Kontynuacja pozwala nam zachować ciągłość. Wspólną ciągłość.
HC: Dziedzictwo to ciekawa koncepcja, bo dotyczy także przyszłości. Lady Trieu wybiega myślami w przyszłość, jest bardzo nowatorska i prowadzi niemal wizjonerską firmę. Jednocześnie, bardzo ciąży jej przeszłość i niesie na swoich barkach spory emocjonalny bagaż. Można nawet powiedzieć, że mieszka pod szklanym kloszem, w którym sama się zamknęła z powodu obietnicy, jaką kiedyś złożyła swojej matce. To jednocześnie bardzo ludzkie i wzruszające, bo w jej przypadku sukces, jaki osiągnęła, władza, jaką posiada i pozycja, jaką zdobyła nie mają znaczenia, bo moją bohaterkę przepełnia nostalgia i tęsknota za matką, która odeszła.
Cieszę się, że mogłam pokazać wrażliwość mojej bohaterki, bo nie wiem, czy dostanę drugą tego rodzaju szansę w serialu.
LGJ: A ja się bardzo cieszę, że wystąpiłem w serialu i mam nadzieję, że Damon będzie o nas pamiętał.
HC: Często wspomina o drugim sezonie. Chodzi i opowiada wszystkim, że serial "Watchmen" będzie godnym następcą "Gry o Tron".
Bardzo cieszę się, że grasz w serialu wraz z Jeremym i pozostałymi aktorami. To dobrze, że jesteś z nami, bo nie jestem w stanie wyobrazić sobie "Watchmenów" bez ciebie, człowieka, który przypomina nam o historii Ameryki, bo sam jest jej częścią. Mamy bardzo krótką pamięć. Nie znamy historii, naszej kultury, wydarzeń, które miały miejsce 15 albo 20 lat temu. To ważne, aby patrząc na twarz Lou Gosseta Jr. widzowie mieli świadomość, że w nie tak dalekiej przeszłości w amerykańskich szkołach obowiązywała segregacja rasowa.
Rasizm nie jest niczym nowym. Był długo ukryty pod powierzchnią i nie został całkowicie wykorzeniony. Obecnie znów wyszedł na światło dzienne i widzimy jego przejawy w naszym bezpośrednim otoczeniu - w naszych rodzinach, sąsiedztwie, szkołach i na poziomie instytucjonalnym.
LGJ: Jest częścią nas.
"Watchmen" to trafny komentarz do rzeczywistości. "Tłem są rasizm i brutalność policji" [WYWIAD] >>
HC: Mam wrażenie, że duże znaczenie ma tu nowy sposób komunikacji, która jest zbyt szybka i nie zostawia czasu na przemyślenie odpowiedzi. Musimy błyskawicznie opowiadać się za jedną ze stron i w kilka sekund wyrabiać sobie na każdy temat opinię - zdecydowaną i jednoznaczną. Jeszcze niedawno mieliśmy czas, aby poukładać sobie w głowie myśli i zastanowić się nad swoją reakcją, odłożyć sprawy na bok i później do nich wrócić. To bardzo się teraz zmieniło i pewnie dlatego wszystko wydaje się nam tak bardzo intensywne.
LGJ: Dużo o tym myślałem i chyba wyciągnąłem kilka ważnych wniosków. Część z nich natychmiast odrzuciłem, a inne niechętnie przyjąłem do wiadomości.
Kiedy dorastałem, nie miałem poczucia wykluczenia. Wszyscy byliśmy równi. Mieszkałem w bardzo zróżnicowanej etnicznie dzielnicy, gdzie wszyscy byli biedni, ale tworzyliśmy wspólnie społeczność ludzi z całego świata. Wszystkim dzieliliśmy się ze sobą. Jeśli ktoś miał jedzenie, a my się o tym dowiedzieliśmy, wpadaliśmy do niego i zawsze wystarczało go dla wszystkich. Dorastałem w takim właśnie środowisku.
Kiedy okazało się, że mam zdolności aktorskie i zacząłem grać w filmach i teatrze, miałem wrażenie, że stałem się równoprawnym członkiem społeczeństwa, ale nie byłem tak postrzegany w całym kraju. Zdarzało mi się przykuwać kajdankami do drzew i uczestniczyć w różnych protestach, bo znam nierówność od podszewki. Musiałem się z nią zmierzyć, żeby się bronić. Musiałem nauczyć się lawirować. Przetrwać pomogła mi grupa przyjaciół, do których zawsze mogłem się zwrócić. Powtarzali mi: "Nie przejmuj się tymi ludźmi. Przychodź do nas każdej nocy".
To była długa dywagacja, ale chciałem powiedzieć, że Bass Reeves jest prawdziwą postacią. Był najskuteczniejszym szeryfem na zachodzie kraju. On i Wyatt Earp. Chciałem go zagrać, kiedy byłem młodszy, ale jak widać musiałem na to trochę poczekać. Był najskuteczniejszym szeryfem na Zachodzie, ale nikt nigdy nie nakręcił o nim filmu. Bass Reeves. Jeśli nie wiesz, sprawdź kto to jest. To najlepszy szeryf w historii Zachodu. Ma teraz 105 lat. To niemal magiczna postać. Był modelowym szeryfem, przeciwstawiał się linczom i zrobił wiele chwalebnych rzeczy, ale to nie na tym polega jego fenomen. Gdyby Damon albo ktokolwiek inny mnie poprosił, ja albo Sidney Poitier albo jeszcze ktoś inny bylibyśmy skłonni zagrać go, nawet gdybyśmy mieli po 105 lat i byli przykuci do wózka inwalidzkiego. Bardzo cieszę się, że zostałem obdarzony tak wielkim zaufaniem.
Watchmen - Louis Gossett Jr mat. prasowe HBO
To ogromna odpowiedzialność, bo chciałbym powiedzieć o tylu bliskich mi sprawach, ale nie mogę, bo mam dużo lepszą historię do opowiedzenia.
HC: Moja bohaterka, czyli Lady Trieu, jest doskonale zarysowaną postacią, co jest ważne, bo wiem, na czym stoję w serialu. Myślę, że oboje nasi bohaterowie są zarówno dobrzy i źli, są bohaterami i szwarcbohaterami - każde z nich ma obie te cechy. Nasz punkt widzenia zawsze zależy od sytuacji. Zastanawialiśmy się nad tym, kiedy budowaliśmy nasze postacie i podejmowaliśmy decyzje, które miały sens w danym momencie i odcinku.
Ale wracając do twojego pytania, chciałabym podkreślić, że nasz serial zadaje wiele pytań i pozostawia je bez odpowiedzi, co bardzo doceniam, ale podejrzewam, że to nie spodoba się wielu widzom. Większość z nas oczekuje prostych odpowiedzi, czyli stwierdzeń, że tak właśnie powinniśmy postępować, ale, że tak czynić nie wolno, albo, że to jest odpowiednie podejście. Nie sądzę, aby nasz serial dawał tak oczywiste odpowiedzi.
HC: Chcieliśmy stworzyć serial, który zachęca do zadawania takich pytań, jak: "A co stałoby się, gdyby nasza historia potoczyła się inaczej?" Musimy bronić naszego prawa do prowadzenia tego rodzaju dialogu, zwłaszcza teraz, w Stanach Zjednoczonych, gdzie jest niezwykle ważne, kto opowiada historie i kto wciela się w bohaterów.
LGJ: Musimy pozbyć się masek i przestać tworzyć pozory.
HC: Myślę, że ochrona artystów i twórców jest niezwykle ważna, bo sztuka, a nie ulica jest odpowiednią przestrzenią, gdzie możemy prowadzić tego rodzaju dialog.
LGJ: Zgadzam się z tobą. To także najbezpieczniejsza przestrzeń, jaką mamy.