"Gra o tron" zakończyła się na ósmym sezonie, a każdy kolejny odcinek wywoływał niemałe poruszenie. Najsłynniejsza jest oczywiście wpadka z czwartego epizodu, w efekcie której wszyscy mogli zobaczyć papierowy kubek kawy stojący obok Daenerys w czasie triumfalnej uczty po bitwie o Winterfell. Jak wiadomo, w Westeros takie wynalazki nie mogły być znane.
Czytaj też: Jason Momoa czuł się oszukany swoją rolą w "Grze o tron"
Długo nie było wiadomo, przez kogo to całe zamieszanie. Wydawać się mogło, że ostatecznie światło na sprawę rzuciła Emilia Clarke, która odwiedziła program Jimmy'ego Fallona "The Tonight Show". Winny był najprawdopodobniej Conleth Hill wcielający się w Lorda Varysa:
Robiliśmy imprezę przed rozdaniem [nagród] Emmy. Conleth [Hill], który gra Varysa, siedzącego wcześniej obok mnie w tej scenie, bierze mnie nagle na bok i mówi: Emilia, muszę ci coś powiedzieć. Muszę ci coś powiedzieć, kochana. Ten kubek z kawą był mój!
Jak dodała Clarke, Hill nie chciał się przyznać wcześniej, bo według niego "wyglądało na to, że to ona zbierała najwięcej batów". Aktorka podkreśliła, że w trakcie opisywanej rozmowy Conleth Hill najpewniej był dramatycznie pijany, więc właściwie nie ma stuprocentowej pewności, czy mówił prawdę. Widać, że nie zna powiedzenia, że "dzieci i pijani zawsze mówią prawdę".
Tymczasem sam Conleth Hill wszystkiemu zaprzeczył na antenie brytyjskiej stacji Channel 4. Jak donosi, Entertainmnet Weekly powiedział:
Nie ma żadnego dowodu, że to zrobiłem. Oskarżajcie mnie do woli. [...] Musiałbym mieć bardzo długie ręce, żeby go tam zostawić. Naraziłem się dla niej, a ona się tym reklamuje. Nie będę nic komentować, aż nie skontaktuje się ze swoim prawnikiem.
I komu uwierzyć? Sophie Turner, serialowa Sansa Stark, mówiła też m.in. o Kicie Haringtonie jako winnym całej tej sytuacji.