Czego najbardziej się boję przed premierą "Wiedźmina"? Dużo rzeczy może pójść nie tak

Bynajmniej nie tego, że ekranizacja będzie np. "zbyt mało słowiańska", albo tego, że będzie się za bardzo różnić od wychwalanych pod niebiosa gier CD Projekt Red. To zostawiam innym czytelnikom, którzy już teraz narzekają na to, że w zwiastunie zobaczyli za mało polskie średniowiecze w zmyślonym świecie, w którym istnieją czarodzieje, smoki, wampiry, strzygi i inne mityczne zjawiska.
Zobacz wideo

Czego więc można się bać przed premierą "Wiedźmina"? Czy Lauren S. Hissrich udało się stworzyć przekonujący i wciągający scenariusz? Czy bohaterowie będą wiarygodni i czy np. nie będą się ocierać o śmieszność przez np. zbytnie popadanie w patetyczny ton? Czy słusznie oczekuję czegoś, co będzie poziomem realizacji i rozmachem przypominać "Grę o tron"? I po prostu, czy w związku z dużymi oczekiwaniami się nie zawiodę?   

Polski "Wiedźmin", czyli gorzej ani lepiej już nie będzie

Wiadomo, że "Wiedźmina" trudno byłoby nakręcić bardziej rozczarowująco, niż zrobili to wcześniej polscy filmowcy. Z całym szacunkiem dla zacnej obsady, zarówno drętwy scenariusz, jak i ubogie efekty specjalne (od gumowych potworów zaczynając, a na słynnym złotym smoku kończąc), stanowczo nie oddały honoru powieściom i opowiadaniom.

Dopiero gra od CD Projekt Red wydobyła pełnię potencjału książek Sapkowskiego, o czym przekonałam się lata temu, oglądając w kinie wizualizację z pierwszej gry - scenę, w której Geralt walczy ze strzygą. Efekt był na tyle imponujący, że choć sama "nie gram w gry", to do dziś się zastanawiam, czy najlepszym sposobem ekranizacji "Wiedźmina" nie byłoby właśnie przekonanie magików z CD Projekt, żeby zrobili na podstawie porządnego scenariusza animację. Bo to dzięki ich grom "Wiedźmin" tak poniósł się w świat, a oczekiwania są tak wysokie. I to ich ciężka praca stanowi teraz wyznacznik oraz punkt odniesienia przy ekranizacji książek Sapkowskiego.

Wiedźmin Geralt w walce z potworem (kadr z gry 'Wiedźmin: Dziki Gon' (fot. CDP.pl)Wiedźmin Geralt w walce z potworem (kadr z gry 'Wiedźmin: Dziki Gon' (fot. CDP.pl) Wiedźmin Geralt w walce z potworem (kadr z gry 'Wiedźmin: Dziki Gon' (fot. CDP.pl)

Co u innych poszło nie tak?

Po pierwsze - mam szczere obawy co do tego, które wątki pojawią się w scenariuszu i czy sposób, w jaki zostały nakręcone, nie doprowadzi mnie do szewskiej pasji - książki Sapkowskiego czytałam już w wieku 12 lat. Mam oczywiście pełną świadomość tego, że praktycznie nie da się przełożyć powieści 1:1 na język filmu - jakieś zmiany muszą się pojawić. Oczywiście serial ma dużo więcej możliwości do pokazania pogłębionych wątków niż film fabularny, ale... historię można poprowadzić inteligentnie albo skrajnie spaprać.  

Do dziś dostaję czkawki, kiedy wspominam fabułę serialu TVP z Żebrowskim w roli głównej. Książkę darzę tak wielkim afektem, że obejrzałam go trzy razy, podobnie jak i film. I do dziś nie wierzę, że z opowieści pełnej akcji, grubych intryg, nietuzinkowych bohaterów, ale też humoru i głębszych przemyśleń, scenarzystom udało zrobić się tak nudny i zamulający "polski film". Rozumiem, że przy ograniczonych możliwościach technicznych unika się trudnych sekwencji, łatwiej postawić na wątki polityczne czy też emocjonalne wynurzenia bohaterów. Ale to, co się zadziało w tamtym scenariuszu, miało niewiele wspólnego z książkami. Tego nie mógł uratować Zbigniew Zamachowski, nie mógł też za dużo zdziałać Michał Żebrowski - specjalista od "dobrych ról w złych filmach".

Dlatego też z taką radością przyjęłam wiadomość o tym, że Netflix bierze się za ekranizację powieści i opowiadań Andrzeja Sapkowskiego. W przeszłości pokazał, że potrafi robić porządne i wciągające seriale. No i co najważniejsze, potencjalnie zniknęło ryzyko, że znowu będziemy oglądać karykaturalnie przekształcone wątki z pierwowzoru i bohaterów siedzących na kamieniu w lesie, utyskujących na to, jak bardzo są skrzywdzeni. Odpadają też gumowe bestie i nędzne efekty specjalne, które zadają oczom ból i dyskredytują pracę aktorów, operatorów i scenarzystów.  

Sapkowski zdradził, co jest najważniejsze w adaptacji "Wiedźmina": "Zależało mu na historii trzech sierot" >>

Dlaczego może się udać? 

Moje pozytywne nastawianie budowało się też na podstawie wrażeń po obejrzeniu tak zróżnicowanych produkcji Netfliksa jak "Russian doll", "Stranger things", "Dark", "Mroczny kryształ" , "Mindhunter", "The Crown", "Chilling Adventures of Sabrina" , "Grace i Frankie", "Santa Clarita Diet", "The Good Place" czy najnowszego sezonu "Lucyfera", którego streamingowy potentat uratował od kasacji. Te seriale oglądałam z niekłamaną przyjemnością tylko w tym roku, ale też nie miałam wobec nich żadnych większych oczekiwań.  

Nie będę ukrywać, wciągnęło mnie także "Umbrella Academy", które z kolei było adaptacją dość popularnego komiksu - którego jednak nie czytałam. I choć raczej mówi się o tym serialu, że jest średni, to akurat moim zdaniem w tym projekcie złożenie historii osadzonej w świecie o dość karkołomnej budowie z licznymi osobami dramatu wyszło twórcom zacnie. Kiedy zaczęłam oglądać, trudno było mi przerwać. A co istotne, to przy tym projekcie pracowała też producentka wykonawcza "Wiedźmina", Lauren Schmidt Hissrich.

Ellen Page w serialu 'Umbrella Academy'Ellen Page w serialu 'Umbrella Academy' Netflix


To ona produkowała pozytywnie oceniany serial "Dardevil" dla Netfliksa. Wielu recenzentów uznało, że w istocie to najlepszy serial z uniwersum Marvela, jaki powstał, a zwłaszcza trzeci sezon. Jej kolejny projekt "The Defenders" może i nie zebrał aż takich zachwytów, ale też cieszył się względnym uznaniem ze średnią ocen około 80 proc. na Rotten Tomatoes. Niepokojące jest jednak to, że często powtarzała się opinia, że seria, choć zadowalająca, to jest jednak wymęczona.  

Co jeszcze może pójść nie tak i dlaczego? 

Źle wróżą także reakcje na wspomniane przeze mnie wcześniej "The Umbrella Academy", które spodobało mi się może właśnie dlatego, że nie miałam porównania z oryginałem. Ben Travers z "Indiewire" pisał, że ta produkcja spod ręki Hissrich nie wykorzystuje potencjału materiałów źródłowych, że zabrakło mu tam serca do historii, a całość jest po prostu projektem stworzonym po to, by zmonetyzować po raz kolejny mainstreamową popularność komiksów. Co jeśli to samo stanie się z "Wiedźminem"? Powstanie serial co najwyżej poprawny, ale nie porywający. No i nie od dziś powtarzam – nic tak nie boli, jak zawiedzione nadzieje.  

Nie bez przyczyny w zagranicznych mediach o "Wiedźminie" od Netfliksa pisze się jako następcy "Gry o tron". Łatwo to zrozumieć - oba seriale są ekranizacjami powieści fantasy, w obydwu nie brakuje ani przemocy, ani seksu, ani dość zawikłanych intryg politycznych. Jeśli więc serial z Cavillem produkcyjnie będzie odstawał od tego, co HBO wysmażyło w "GOT", Netflix będzie mógł sobie pluć w brodę za zmarnowanie potencjału. Hissrich przecież już nie raz w wywiadach opowiadała, że zaplanowała całość na siedem sezonów - drugi już nawet został zamówiony. Na pewno nie chciałabym, żeby projekt umarł śmiercią naturalną.  

Na co czekamy? 

Także moja redakcyjna koleżanka Magdalena Walma czeka bardzo na serial i podkreśla, że choć jest w stanie oderwać swoje wyobrażenia o książce od tego, co potem dostanie w serialu i tego, co dostała w grze, to boi się, że produkcji zabrakło budżetu. Bo "Wiedźmin" zasługuje na to, żeby pokazać go "na bogato". A coś takiego stało się w przypadku "Altered Carbon", które kręcono na trzech planach na krzyż. Te braki próbowano przysłonić "napakowaną" scenografią - ale przecież nie da się za dużo zmieścić w za małym studio, co po prostu widać w serialu. No i jest jeszcze kwestia zmienionej fabuły - scenarzysta i reżyser wprowadzili niezbyt fortunne poprawki do treści książki. Pomimo tego, iż producenci zapewniają, że zostali wierni książkom Sapkowskiego, istnieje ryzyko, że rozumieją to inaczej niż my.  

Henry Cavill jako Geralt z Rivii w serialu 'Wiedźmin'. Uroczysta premiera serialu odbyła się na Torze Wyścigów Konnych na SłużewcuHenry Cavill jako Geralt z Rivii w serialu 'Wiedźmin'. Uroczysta premiera serialu odbyła się na Torze Wyścigów Konnych na Służewcu Netflix / Katalin Vermes

Jak elegancko ujęła to Walma - wszyscy mamy nadzieję, że poprawek fabularnych w "Wiedźminie" nie będzie. Zwróciła mi też uwagę na to, że wielu z czytelników i graczy oczekuje, że w przypadku serialu zadziała ten sam mechanizm, co w przypadku gry CD Projekt Red. Ta bazowała na książkach Sapkowskiego, ale też w pewnym momencie wybiła się na niepodległość i zaczęła działać na własnych prawach, tworząc coś nowego i świeżego.  

Andrzej Sapkowski w zagranicznym wywiadzie: "Wiedźmin" może powtórzyć sukces "Gry o tron", a nawet go przebić >>

Nie wiem, czy kogoś to uspokoi. Ale w kwestii budżetu zabrała głos sama Lauren Hissrich. Jeszcze na etapie produkcji zapewniała, że telewizyjne budżety są duże. I że będą dysponować pieniędzmi tak mądrze, jak się tylko da, by zrobić najwięcej jak się da - włącznie z potworami. Zdradziła też, że możemy się spodziewać zróżnicowania w tempie narracji - część odcinków ma być bardzo "intymna", a część z nich ma być "epicka".  

Jeszcze przed premierą "Wiedźmina" myślę, że mogę śmiało zawyrokować, iż na pewno znajdzie się ktoś niezadowolony. Póki co czekamy wszyscy w napięciu na 20 grudnia, kiedy to serial będzie miał premierę na Netfliksie.

<<Reklama>> Saga o Wiedźminie dostępna jest w formie e-booków w Publio.pl >>

Więcej o: