"Gra o tron" rozkochała w sobie miliony widzów na całym świecie. Wielu z nich nie ukrywało rozczarowania i poirytowania zakończeniem serialu - ostatni sezon był najbardziej krytykowany ze wszystkich serii, miał też rekordową oglądalność. Wielu widzów było rozżalonym tym, jak potraktowano jedną z głównych bohaterek, Daenerys Targaryen. Grająca ją Emilia Clarke nie ukrywa, że też była niezadowolona z takiego zakończenia.
Emilia Clarke w ostatnim wywiadzie z brytyjskim "The Times" skomentowała kontrowersyjne sceny z udziałem jej bohaterki, która została zamordowana przez Jona Snowa po tym, jak zdobyli Królewską Przystań. Przede wszystkim było jej smutno:
Współczułam jej. Bardzo jej współczułam.
A po drugie była zwyczajnie zła z powodu jawnej niesprawiedliwości:
Byłam naprawdę wkurzona, że Jon Snow tak naprawdę nie został ukarany. Morderstwo uszło mu dosłownie na sucho.
Przypominamy - Jon Snow stanął przed trybunałem i decyzją króla Branna został oddelegowany do pełnienia służby w Nocnej Straży za murem. Jednocześnie dostał zakaz płodzenia jakichkolwiek potomków, by ci nigdy nie zgłosili praw do tronu. W ostatnim odcinku widzimy, jak wyrusza z garstką ludzi na wyprawę na tereny dawniej należące do Nocnego Króla.
Emilia Clarke w tym samym wywiadzie przyznała też, że zgadza się z zarzutem, że ostatni sezon był za krótki i skondensowano w nim zbyt dużo wydarzeń. - Mogliśmy ciągnąć go trochę dłużej - skwitowała.
Jakie aktorka ma plany na przyszłość? - Chcę zrobić teraz coś absolutnie głupiego i śmiesznego, coś takiego jak "The Avengers" czy coś w tym rodzaju - zdradziła. Nie jest to pomysł pozbawiony sensu, biorąc pod uwagę, że jej koledzy z plany Richard Madden i Kit Harington grają właśnie razem w nowym filmie Marvela "The Eternals".
Czytaj też: "The Eternals". Angelina Jolie i Richard Madden ewakuowani z planu przez bombę. "Pewnie podłożył ją Scorsese"