"W głębi lasu" to najbardziej udana polska produkcja Netfliksa. Wciąga jak diabli [RECENZJA]

"W głębi lasu" to efekt eksperymentu, który Netflix od jakiegoś czasu prowadzi na całym świecie. Szuka historii na tyle uniwersalnych, że da się je osadzić w różnych warunkach lokalnych. W ten sposób akcja rodem z New Jersey trafiła na Mazowsze. Tak się wciągnęłam, że wszystkich sześć odcinków serialu w reżyserii Leszka Dawida i Bartka Konopki obejrzałam w jednym posiedzeniu. Co nie znaczy, że nie mam zastrzeżeń.

"W głębi lasu" to polska ekranizacja poczytnego kryminału Harlena Cobena, a pracowała przy niej ekipa, po której trudno nie spodziewać się przyzwoitych efektów. Za reżyserię odpowiadali Leszek Dawid, który wsławił się filmem biograficznym "Jesteś Bogiem" o Paktofonice, a także znany z nominowanego do Oscara "Królika po berlińsku" Bartek Konopka. Na dokładkę pomagała im producentka świetnie zrealizowanej "Ukrytej gry", a nad całością czuwał sam autor książki. 

"W głębi lasu". Amerykański kryminał na Mazowszu

Produkcja trzyma naprawdę przyzwoity poziom i jest wizualnie dopieszczona do granic możliwości. Scenografia, kostiumy, a nawet światło i praca kamery Pawła Flisa - to wszystko buduje klimat, którego próżno szukać w innych polskich serialach kryminalnych. Najlepszym porównaniem byłyby tu skandynawskie realizacje, ale tutaj nie ma takiego dojmującego z każdej sceny smutku. Nikt tu nie etapuje też zbędnymi wybuchami histerii czy soczystymi przekleństwami bez potrzeby. To o tyle zaskakujące, że polscy aktorzy naprawdę dobrze grają emocjami i są bardzo ekspresyjni - tutaj widać zdecydowanie inne podejście do gry aktorskiej. Nawet nastoletni aktorzy zostali przez reżyserów w tajemniczy sposób "uspokojeni", co wcale im na złe nie wyszło. Dzięki temu czuć dużą kameralność wszystkich ujęć i to mnie jakoś ujęło odmiennością.

Zobacz wideo

"W głębi lasu" to opowieść, która toczy się w dwóch płaszczyznach czasowych. Zaczątkiem całej fabuły jest tragiczna noc podczas młodzieżowego obozu w 1994 roku. Czwórka nastolatków idzie do lasu i już nigdy z niego nie wraca - dochodzi do brutalnego morderstwa. Dwa ciała zostają znalezione już następnego poranka, dwie pozostałe osoby znikają bez wieści. Jedną z nich jest Kamila, siostra Pawła Kopińskiego. Spotykamy go 25 lat później, kiedy jest wziętym i skutecznym prokuratorem. Właśnie zaczyna prowadzić sprawę gwałtu na dziewczynie z prowincji, która niebagatelnie wpłynie na jego życie - zawodowe i prywatne. Niespodziewanie zjawia się u niego w biurze śledczy, który prosi o pomoc w identyfikacji zwłok mężczyzny z podrabianym dowodem. W kostnicy odkrywają, że denat ze świeżą raną postrzałową oficjalnie nie żyje od 25 lat i zaginął tej samej nocy, co siostra Kopińskiego. Twórcy na przemianę pokazują nam to przebitki z przeszłości, a to najnowsze perypetie prokuratora Kopińskiego. To zabieg sprawdzony i tutaj czasem działa, czasem nie. 

Przyznam bez bicia, że pierwsze trzy odcinki wymagały ode mnie trochę samozaparcia - wiele rzeczy wydawało mi się niepotrzebnych, wyglądało jak zbędne ozdobniki. Zastanawiałam się, czy to aby nie serial o ludziach, którzy patrzą na rzeczy "w znaczący sposób". Ale też Leszek Dawid miał niewdzięczne zadanie - musiał upleść pogmatwaną sieć wydarzeń, którą potem bardzo zgrabnie Bartek Konopka przed widzami rozłożył na czynniki pierwsze. I wtedy też okazało się, że niemal wszystkie sceny i ich drobne elementy pojawiły się w odcinkach Leszka Dawida w określonym celu. Nie będę ukrywać, że dynamika u Konopki odpowiadała mi bardziej, ale przecież wciągnęłam się w serial tak, że nawet się nie zorientowałam, że już kończę. 

Dyrektor castingu nieźle się postarał, dobierając obsadę. Ujmujące są podobieństwa pomiędzy Grzegorzem Damięckim i grającym go w młodszej wersji Hubertem Miłkowskim, równie uroczą parę stanowią Agnieszka Grochowska i Wiktoria Filus. Nawet serialowe siostry obsadzono tak, że łatwo uwierzyć w ich pokrewieństwo - Magdalena Czerwińska i Agnieszka Kumorek mogłyby śmiało twierdzić, że są rodziną.

W głębi lasuW głębi lasu Fot. Netflix

Choć moja miłość do Grzegorza Damięckiego jest wielka, to przez chwilę zastanawiałam się, czy aby na pewno trafił ze swoim pomysłem na postać Pawła Kopińskiego - wydawał się jakiś zdystansowany. Niepotrzebnie, wszedł w historię głęboko, złapał estetykę narzuconą przez reżyserów i dał temu bohaterowi swoją twarz. Agnieszka Grochowska kradnie uwagę nawet jeśli tylko patrzy na ekran komputera albo komórki. Dorota Kolak w roli szefowej w prokuratorze absolutnie skradła moje serce, ta kobieta jest wspaniała. Żałuję, że nie było jej tam więcej. Ale też nie brakuje tam innych dobrych aktorów: Adam Ferency, Jacek Koman, Izabela Dąbrowska, Piotr Głowacki, Arkadiusz Jakubiak czy Przemysław Bluszcz, nawet grając w tak wyważony sposób, skupiają na sobie uwagę. Cezary Pazura faktycznie zagrał swojego bohatera w odpowiednio wkurzający sposób, definitywnie odnajduje się w estetyce "tego złego". 

No i do tego aktorzy, zwłaszcza ci młodzi, są tacy estetyczni i śliczni, nawet jeśli mają wyglądać na "zwykłych nastolatków". Operator stawał na głowie, żeby każdego, kto znajdzie się w kadrze pokazać w ciekawy sposób - dzięki niemu każda z postaci wygląda interesująco, ma w sobie coś, co przyciąga wzrok. Na szczególną uwagę zasługuje grający Artura Adam Wietrzyński. Ma w sobie ten rys zbuntowanego chłopaka, dobrze sobie radzi przed kamerą, a do tego sprawdza się też w produkcjach historycznych ("Piłsudski", "Wojenne dziewczyny") - wróżę mu dynamiczną karierę. 

Należy przy tym wszystkim podkreślić, że "W głębi lasu" mimo tego, że kręcone w Polsce, to jednak nie powstało po ty, by pokazać z faktograficzną dokładnością nasze realia. To przełożona na lokalne warunki ekranizacja książki Harlena Cobena, więc to na zachowaniu ducha literackiego pierwowzoru twórcom zależało przede wszystkim. Na tej samej zasadzie Tomek Bagiński i Jacek Dukaj kręcili dla Netfliksa "Kierunek: Noc" w Belgii. I fakt, że mamy tu do czynienia z "przeszczepem" amerykańskiej fabuły na polski grunt powoduje, że widzę w tym projekcie kilka drobnych zgrzytów. Jednak rozumiem też, że pewnych rzeczy nie dało się uniknąć przy robieniu scenariusza na podstawie amerykańskiej książki - kto za granicą zwróci uwagę na to, że w Polsce anno domini 1994 system ubezpieczeniowy nie działał raczej na tyle sprawnie, żeby dochodziło do cywilnych procesów o odszkodowania, a jeżdżenie na deskorolce nie było powszechną rozrywką wśród nastolatków? To kosmetyka. 

Nowy serial Netflixa 'W głębi lasu' będzie można obejrzeć 12 czerwca. Wśród bohaterów zobaczymy m.in. Adama Ferencego (na zdjęciu)Nowy serial Netflixa 'W głębi lasu' będzie można obejrzeć 12 czerwca. Wśród bohaterów zobaczymy m.in. Adama Ferencego (na zdjęciu) Fot. Netflix

Podoba mi się za to staranność, z jaką scenarzyści próbowali przełożyć książkę Cobena właśnie na polskie realia. Są sceny, w których dialogi można znaleźć niemal w niezmienionej formie na stronach powieści, a te rzeczy, które wymagały "spolszczenia", udało się osadzić w naszych realiach całkiem zgrabnie. Tak też nazwiska bohaterów wybrzmiewają jednocześnie odpowiednio podobnie do literackich oryginałów i odpowiednio wiarygodnie dla polskiego ucha. Obrazek obyczajowy też udało się całkiem nieźle "przetłumaczyć na polski", co widać choćby po tym, jak ludzie szukają sobie kozła ofiarnego po morderstwie w lesie i jak umacniają się w swoich przekonaniach. Przebieg sprawy gwałtu na niezamożnej studentce też wypadł dramatycznie wiarygodnie i realistycznie, można zrozumieć, dlaczego tak niewiele kobiet w Polsce decyduje się je zgłaszać na policję. No, ale też nie mam bogobojnego stosunku do książki Cobena, więc ewentualne odstępstwa mnie nie denerwują, a raczej właśnie interesują, bo mogę zobaczyć, jak poradzili sobie z tym scenarzyści. Czy zagorzali wielbiciele tego autora będą zadowoleni? To może być kwestia sporna, serial na pewno jest dużo bardziej udany niż "1983" i warto go obejrzeć chociażby z tego względu. 

Więcej o: