Eurowizja fascynuje ludzi na całym świecie - nie tylko Europejczycy obserwują to unikatowe wydarzenie. Festiwal piosenki zaintrygował Willa Ferrella i znanego z filmu "Wedding crushers" reżysera Davida Dobkina na tyle, że stworzyli komedię o zespole z Islandii, którego największym marzeniem jest wygrana właśnie w tym festiwalu. Nie dość, że dostaniemy kawałek Eurowizji, to jeszcze zobaczymy Pierce'a Brosnana w roli ojca głównego bohatera.
Lars (Will Ferrell) i Sigrit (Rachel McAdams) pochodzą z Islandii i tworzą razem zespół Fire Saga. Ich największą ambicją jest zwycięstwo w Eurowizji - niestety nie cieszą się popularnością wśród rodzimej widowni. Nawet ojciec Larsa (Pierce Brosnan) jest ich pomysłem zniesmaczony i wcale tego nie ukrywa. Nasi bohaterowie dostają jednak szansę i jadą na konkurs jako reprezentanci swojego kraju. Walczą zawzięcie, ale muszą pokonać naprawdę dużo przeciwności. Na miejscu przyjdzie im się zmierzyć choćby z przebojowym i pewnym siebie reprezentantem Rosji, którego gra Dan Stevens. Aktor znany jest choćby z roli Bestii w aktorskiej ekranizacji "Pięknej i Bestii" czy też z popularnych produkcji takich jak "Gość", "Downtown Abbey" i "Legiony".
Reżyser David Dobkin podkreśla, że zgodził się zrealizować film "Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga" tylko pod warunkiem, że to nie będzie pastisz Eurowizji, a raczej forma "listu miłosnego" do tego konkursu - donosi uprzejmie ew.com. Reżyser powiedział w wywiadzie:
Miliony ludzi uwielbiają tę imprezę. Nie chce się z tego nabijać, nie jestem tym zainteresowany, to mnie nie kręci.
Nie zapominajmy, że przecież to ta impreza dała nam takie gwiazdy ogólnoświatowej muzyki rozrywkowej jak ABBA i Celine Dion. By dobrze się przygotować do kręcenia, Dobkin zaczął oglądać finały konkursu sprzed kilku dekad, a nawet pojechał w 2019 roku do Tel Avivu, gdzie odbywała się wtedy impreza. I przyznaje, że się zakochał w tym konkursie - "Pokochałem Eurowizję. Niezwykłe w niej jest to, że jednocześnie jest taka przerysowana i rozrywkowa, a z drugiej to świetne zorganizowane wydarzenie. To najwyższej klasy produkcja. Nie ma nic na tym poziomie w amerykańskiej telewizji". Reżyser pilnie przyglądał się finałowi w Tel-Avive, a w swoim filmie zatrudnił nawet prawdziwego komentatora konkursu z Irlandii - Graham Norton od lat relacjonuje konkurs dla publiczności w Wielkiej Brytanii. Wygląda na to, że wielbiciele Eurowizji powinni tę komedię obejrzeć koniecznie.