"Nasha Natasha" to film dokumentalny poświęcony fenomenowi popularności Natalii Oreiro w Rosji. Reżyser Martin Sastre śmiało stawia tezę, że pochodząca z Urugwaju aktorka i piosenkarka jest tam popularniejsza niż Leo Messi. I swoim dokumentem chce odpowiedzieć na pytanie, jak do tego doszło. Produkcja będzie dostępna na platformie Netflix już od 6 sierpnia.
Natalia Oreiro popularność na świecie zdobyła dzięki głównej roli w telenoweli "Zbuntowany anioł". Jej Milagros podbiła serca widzów, a sama aktorka przy okazji tej produkcji miała też okazję pochwalić się swoimi zdolnościami woklanymi - to ona śpiewa charakterystyczną piosenkę z czołówki "Cambio dolor". Był to jeden z singli promujących jej debiutancką płytę pt. "Natalia Oreiro" z 1998 roku. Od tego czasu piosenkarka koncertuje w różnych zakątkach globu, swego czasu odwiedziła także Polskę - i to na długo przed pamiętanym sylwestrem Dwójki, którego główną gwiazdą był Zenon Martyniuk. I to właśnie muzyka sprawiła, że aktorka zawitała do Rosji.
W grudniu 2013 roku odbyła się trasa "Tour Hits 2013", w ramach której Natalia zawitała do także do Wrocławia. Inne koncerty odbyły się na FIlipinach oraz w Petersburgu i Moskwie. Publiczność była tak zachwycona, że niedługo potem zorganizowana została następna seria występów - trasa "Nasha Natasha". Od tego czasu popularność Natalii tylko tam rośnie. Nie bez powodu w 2018 roku poproszono ją, by nagrała mundialową piosenkę. Właśnie to wydarzenie sprawiło, że media zaczęły pochodzącą z Urugwaju artystkę nazywać "ulubienicą Putina". Jej sława jest tak duża i wyjątkowa, że reżyser Martin Sastre stworzył o tym właśnie film dokumentalny:
Sama Natalia tak bardzo polubiła Rosję, że złożyła w czerwcu 2020 roku wniosek o rosyjskie obywatelstwo - donosi agencja TASS. Aktorka wytłumaczyła:
Byłam w rosyjskiej ambasadzie załatwić różne sprawy. Podróżuję tam tak często i mam tak wiele więzów z Rosją, że zapytano mnie, czy nie chciałabym może tego sformalizować. Odpowiedziałam, że będzie to dla mnie honor. Więc wypełniłam całe stosy potrzebnych papierów, a wniosek czeka na rozpatrzenie.
Dodaje też, że wszystko zaczęło się od żartu, który padł w czasie programu "Urgant Late Night Show":
Kiedy byłam gościem w programie Iwana Urganta, powiedział mi, że jestem najbardziej rosyjska ze wszystkich cudzoziemek. Odparłam, że nie mam co do tego wątpliwości i w sumie to Putin mógłby mi przyznać obywatelstwo. Żartowałam wtedy, nie składałam oficjalnej prośby. Ale oczywiście bardzo chciałabym mieć rosyjskie obywatelstwo.
Aktorka zdradziła też agencji, że już od jakiegoś czasu rosyjscy celnicy i wielbiciele mają w zwyczaju dawać jej w prezencie pamiątkowe rosyjskie paszporty: - Mam ich już z 15. Póki co żaden z nich nie jest prawdziwy.
Miano "ulubienicy Putina" jest w przypadku Natalii Oreiro o tyle ciekawe, że gwiazda otwarcie wspiera organizacje LGBT+ i działa na rzecz legalizacji związków jednopłciowych. W 2010 roku wzięła udział w kampanii promującej małżeństwa osób tej samej płci w Argentynie. Nagrała specjalny klip, w którym apelowała:
Tysiące Argentyńczyków zakochuje się w sobie każdego dnia, niektórzy się pobierają, a inni też tworzą pary, ale nie mogą wziąć ślubu. To taka sama miłość, to powinny być takie same prawa dla tych samych ludzi. Małżeństwa dla wszystkich kobiet i mężczyzn.
To o tyle znaczące, że w Rosji od 2012 roku obowiązują przepisy zakazujące "promowania homoseksualizmu i pedofilii". Artystka w 2016 roku podczas koncertów w Rosji wystąpiła z tęczową flagą. To nie był jej jedyny manifest. W 2018 roku nagrała z okazji odbywającego się w Rosji mundialu utwór "United by love" ("Zjednoczeni miłością). W czasie promującego ten utwór wywiadu dla Radia Moskwa wystąpiła w tęczowym sweterku i otwarcie krytykowała Władimira Putina za to, że spenalizował działalność aktywistów LGBT.
O tym, że Natalia Oreiro brała udział w kampanii promującej małżeństwa osób tej samej płci, rozpisywały się też polskie media przed jej występem na Sylwestrze Marzeń.
"Występ urugwajskiej gwiazdy może osiągnąć efekt odwrotny do zamierzonego i odbić się czkawką przedstawicielom TVP. W końcu Polska znana jest za granicą ze sprzeciwu wobec postulatów politycznych ruchu LGBT. Skoro słynąca z ciętego języka latynoska nie bała się zamanifestować swoich poglądów w Rosji, cóż dopiero powiedzieć kilka 'słów wsparcia' dla promowanych przez siebie środowisk ze sceny w Zakopanem? A transmisję na żywo ciężko ocenzurować" - grzmiał portal Polnia Christiana pch24.pl. Z kolei poruszony poglądami piosenkarki "Nasz Dziennik" zwrócił się do TVP z pytaniem "jakie były motywy zaproszenia zaangażowanej ideologicznie artystki" na sylwestrowy koncert. Organizator odparł wtedy, że kierował się wyłącznie dorobkiem artystycznym wykonawców, nie zaś ich poglądami. Należy przyznać, że to zaskakujący wyjątek w działalności naszej telewizji publicznej. Przynajmniej w kontekście tego, jak wygląda jej działalność w ciągu ostatnich lat.