Demoniczne rodzeństwo w serialu "Helstrom". Socjolog: Nas podświadomie ciągnie do złego

- Rozwój nauki pozbawił nas lęków. Świadomie omijamy ryzyko. Nie oznacza to jednak, że przestaliśmy się bać. Zmieniły się tylko powody (COVID-19, zagłada atomowa, terroryzm) i dlatego szukamy ujścia dla emocji, a film grozy to najszybsze rozwiązanie - mówi dla Gazeta.pl Patrycja Paczyńska-Jasińska z Uniwersytetu SWPS. Serial "Helstrom" to kolejna okazja, by odreagować rzeczywistość.

"Helstrom", który od 9 listopada będzie można oglądać na kanale FOX (od 22:00 dwa odcinki) to bez wątpienia jedna z najmroczniejszych historii Marvela. Daimon (Tom Austen) i Ana Helstromowie (Sydney Lemmon) są dziećmi tajemniczego oraz potężnego demona i seryjnego mordercy zarazem. Gdy byli jeszcze dziećmi ich matka trafiła do szpitala psychiatrycznego w wyniku załamania na wieść o prawdziwej tożsamości ojca rodzeństwa. Dziś mimo tragicznych wydarzeń z przeszłości Helstormowie na pozór prowadzą normalne życie. Daimon jest profesorem antropologii, a Ana właścicielką domu aukcyjnego. Jest to jedynie przykrywka dla ich mrocznych działań. Walcząc ze swoimi rodzinnymi koszmarami, rodzeństwo wykorzystuje swoje nienaturalne zdolności, by uchronić ludzkość przed skrywającymi się w ciemności jej najgorszymi przedstawicielami. Zarówno Daimon, jak i Ana robią to na swój własny, nieortodoksyjny sposób.

Zobacz wideo "Helstrom" [ZAPOWIEDŹ]

Ważne, by poznać osobistą granicę strachu i jej nie przekraczać

- Któż nie miewa czasami wrażenia, że ciemność to coś więcej niż jedynie brak światła? Obawy przed nieznanym, mrocznym i często z pozoru "normalnym", są niezależne od kultury czy wyznawanej wiary. Każdy z nas odczuwa strach, bowiem to naturalny proces fizjologiczny - mówi Gazeta.pl Paczyńska-Jasińska. - Stąd niegasnące zamiłowanie do filmów grozy. Przez blisko sześćdziesiąt, dziewięćdziesiąt, a nawet sto dwadzieścia minut zastygamy w fotelu i czekamy na tzw. ciarki. Zapominamy o rzeczywistości, a nasz organizm jest w pełnej gotowości, by przyjąć kolejny wyrzut adrenaliny - dodaje.

W literaturze europejskiej horror jako osobny gatunek wykształcił się między połową XVIII wieku, a pierwszą ćwiercią XIX wieku jako efekt ewolucji powieści gotyckiej. Za prekursorską powieść z tego gatunku uznaje się "Frankensteina" Mary Shelley, którego ekranowych wcieleń było wiele. Jeśli chodzi o kino, to pierwszymi klasykami są np. "Gabinet doktora Caligari" (1920) czy "Nosferatu - symfonia grozy" (1922) reprezentujące niemiecki ekspresjonizm i wykorzystujące silnie obecne do dzisiaj motywy zjawisk paranormalnych i potworów. 

"Helstrom" zaliczylibyśmy pewnie do podgatunku ghost horror, w którym mamy do czynienia właśnie ze zjawiskami paranormalnymi. Na przestrzeni lat horror wykształcił bowiem wiele kategorii, m.in. brutalny i epatujący obrzydlistwem gore, skupiający się zazwyczaj na młodzieży uciekającej przed psychopatycznym mordercą w odosobnionym miejscu slasher czy horror psychologiczny, w którym widz zagłębia się w umysł bohatera. Często boimy się bardziej tego, czego nie widzimy niż tego, co filmowcy podają nam na tacy. Nasz organizm produkuje adrenalinę, noradrenalinę i dopaminę, a my w bezpiecznym otoczeniu dajemy ujście stresom, nerwom, strachom. Patrycja Paczyńska-Jasińska radzi:

Najstraszniejszy, najbardziej niepokojący, najbardziej nieodgadniony? Jaki horror jest najlepszy? Taki, po którym boisz się wyjść do łazienki czy taki, który powraca w snach? Ważne, by poznać osobistą granicę strachu i nie przekraczać jej.

Najstraszniejszy horror w historii - badanie "The Science of Scare" daje odpowiedź na to pytanie >>

- Pierwsze filmy grozy, "Gabinet doktora Caligari" Roberta Wiene'a, "Furman śmierci" Victora Sjöströma czy "Nosferatu - symfonia grozy" Friedricha Wilhelma Murnau powodowały, że widzowie masowo uciekali z kin czy mdleli - przypomina i dodaje:

Rozwój nauki pozbawił nas lęków. Świadomie omijamy ryzyko. Nie oznacza to jednak, że przestaliśmy się bać. Zmieniły się tylko powody (COVID-19, zagłada atomowa, terroryzm) i dlatego szukamy ujścia dla emocji, a film grozy to najszybsze rozwiązanie.

Nadal jednak opętania i zjawiska paranormalne mają swoje pewne miejsce i często sięgają po nie zarówno scenarzyści filmów jak i seriali. - Stan osoby owładniętej przez siły nieczyste, fascynuje nas. Dla wielu widzów to namiastka diabła, a nas podświadomie ciągnie do złego. Lęk wywołuje w nas to, czego nie potrafimy nazwać. Podczas seansu balansujemy często na krawędzi przerażenia. W filmach o opętaniu siła bliżej nieokreślona stanowi największe zagrożenie. O ile przed psychopatą jesteśmy w stanie uciec, o tyle duch czy zjawa wydają się opozycjonistami nie do pokonania - mówi Paczyńska-Jasińska. - Uważam, że obcując ze złem, poznajemy dobro, a brzydota jest punktem odniesienia dla piękna. Dlatego twórcy w większości produkcji ukazują pozytywne zakończenie i jednowymiarowe postaci - zauważa także.

Według badań fińskich naukowców z University of Turku aż 72 procent ludzi ogląda przynajmniej jeden horror na pół roku, szukając w nim uczucia strachu i podniecenia niebezpieczeństwem. Oglądanie tego gatunku jest dla nas także pretekstem do spotkań ponieważ, jak zauważyli naukowcy, lubimy oglądać tego typu filmy w towarzystwie innych osób. Co prawda znajdą się fani samotnych seansów, ale większość ludzi chce w krytycznym momencie mieć kogoś przy sobie. - Kiedy się boimy, organizm przygotowuje się do walki i ucieczki. Pobudza się wtedy układ współczulny. Podczas oglądania horrorów możemy mieć rozszerzone źrenice, szybsze bicie serca i częstszą potliwość. Strach tak nas paraliżuje, że byle dźwięk diegetyczny może doprowadzić do paniki. Dobrze w tym momencie mieć drugą osobę obok. Oglądanie horrorów w duecie lub grupie wpływa na nas pozytywnie - potwierdza Paczyńska-Jasińska.

Jak horrory manipulują naszym mózgiem, by zwiększyć emocjeJak horrory manipulują naszym mózgiem, by zwiększyć emocje

Ostatnia dekada to renesans kina grozy z zacięciem artystycznym. I udane polskie próby

Polscy filmowcy nie sięgają na razie zbyt często po horrory, ale od kilku lat robią to coraz śmielej i z sukcesami. "Demon" nieodżałowanego Marcina Wrony z 2015 roku to polsko-izraelska koprodukcja, która brała udział w konkursie głównym FPFF w Gdyni, ale była także dobrze przyjęta poza Polską. Nominacja do nagród przyznawanych przez Akademię Science Fiction, Fantasy i Horroru - Saturnów to tylko jeden dowód. Na festiwalu w Toronto, gdzie "Demon" miał światową premierę, przed salami kinowymi między pokazami dziennikarze i widzowie polecali sobie nawzajem "ten horror z Polski", a dziennikarz "Variety" zwracał uwagę na fascynującą atmosferę opowieści o duchach, zabarwioną sugestywnym, absurdalnym humorem. I podkreślił, że "ten demon zapewne będzie straszył na niejednej międzynarodowej festiwalowej" projekcji.

40. MFF w Toronto. Krytycy biorą na warsztat polskie filmy. "Variety": "Świeże piękno polskiego kina na festiwalu" >>

Córki dancinguCórki dancingu reż. Agnieszka Smoczyńska, prod. HBO Polska, Kino Świat, Platige Image, Polski Instytut Sztuki Filmowej, Telewizja Polska, WFDiF

Amerykanom bardzo spodobała się także propozycja Agnieszki Smoczyńskiej z 2015 roku - "Córki dancingu" o dwóch krwiożerczych syrenach. Choćby dziennikarze serwisu poświęconemu głównie kinu niezależnemu Indiewire systematycznie wymieniali tę produkcję wśród najlepszych filmów roku. Natomiast w tym roku bardzo oczekiwany był slasher "W lesie dziś nie zaśnie nikt" - niestety ze względu na pandemię, nie trafił do kin. Horror z Julią Wieniawą w roli głównej dobrze jednak radzi sobie na Netfliksie zarówno w Polsce, jak i poza nią.

Julia Wieniawa jako Zosia, w polskim horrorze 'W lesie dziś nie zaśnie nikt'. W warszawskich kinach sieci Multikino film będzie można obejrzeć od 19 czerwca.Rany Julek! "W lesie dziś nie zaśnie nikt" to naprawdę spoko film [RECENZJA]

To, że polscy filmowcy rzadko sięgali do horrorów nie znaczy, że widzowie ich nie lubili - wynikało to bardziej z ograniczeń na rynku. Takie filmy jak "Lśnienie", "Koszmar minionego lata", "Piątek 13" czy "Teksańska masakra piłą mechaniczną" mają u nas swoich wiernych fanów. - Ostatnia dekada to renesans kina grozy z zacięciem artystycznym. Twórcy nie tylko chcą nas straszyć, a mają coś do przekazania widzowi, co mnie osobiście bardzo cieszy. Doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że lejąca się krew i ksiądz odprawiający egzorcyzmy, mogły szokować w latach 80. i 90. Teraz widz jest bardziej świadomy i wymaga od seansu więcej - mówi Paczyńska-Jasińska. - Doskonałym przykładem jest amerykański horror z 2017 roku zatytułowany "Uciekaj", który zdobył Oscara w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny. Reżyser Jordan Peele nie dość, że wprowadził swoją osobą powiew świeżości w mocno wyeksploatowane kino grozy, to jeszcze przygotował dla widzów inteligentną, krwawą jatkę - podkreśla.

Najnowszym przykładem może być "Czyj to dom?", operujący schematem horroru o nawiedzonym domu, wzbogacający go o doświadczenia imigrantów z trawionego wojną Sudanu Południowego, którzy osiadają w angielskim miasteczku. "Absolutny nokaut", "przepięknie zrobiony i potwornie skutecznie przerażający", "są klasyczne elementy produkcji o nawiedzonym domu, ale to dużo więcej" - film zbiera od recenzentów same pochwały i ma 100 proc. pozytywnych recenzji w serwisie Rotten Tomatoes.  

Więcej o: