"Cień i kość" - miałam obejrzeć dwa odcinki, zaczęłam czwarty. Od serialu Netfliksa trudno się oderwać [RECENZJA]

Wpadłam. Nie wszystko jeszcze rozumiem, bo Netflix powoli wyjaśnia, o co chodzi w uniwersum serialu "Cień i kość", ale po trzech wczoraj obejrzanych odcinkach już wiem, jakie mam plany na dzisiejszy wieczór.

Serial powstał na podstawie bestsellerowej serii powieści Leigh Bardugo o uniwersum posiadających moce griszów i jest osadzony w rozdartym wojną świecie, inspirowanym czasami carskiej Rosji. Twórcy sięgnęli po trylogię "Cień i kość", wzbogacając ją o elementy z dylogii "Szóstka wron". Mimo że cykl jest bestsellerowy, ja go nie czytałam - pierwsza książka Bardugo została wydana w 2012 roku, gdy już nie zaliczałam się do grupy docelowej, tzw. young adult.

"Cień i kość". Netflix nakręcił serial nie tylko dla fanów Harry'ego Pottera

Główna bohaterka to osierocona w dzieciństwie Alina Starkov, która jest szeregową żołnierką Pierwszej Armii. Dziewczyna razem ze swoim najlepszym przyjacielem Malem walczy w wojnie domowej, która podzieliła państwo Ravka. Jego dwie części dzieli Fałda Cienia, w której zginęło już wielu ludzi, w tym rodzice Aliny. Już w pierwszym odcinku okazuje się, że Alina posiada wyjątkowe moce, które mogą pomóc wygrać wojnę, a to sprawi, że zainteresują się nią najpotężniejsi ludzie w królestwie. Alina trafia do miejsca, w którym szkolą się grisze - ludzie posiadający moce, dzięki którym potrafią np. manipulować żywiołami lub materiałami i chemikaliami. Jeśli Alina ma zdolności, o których jedni przekonują, a inni w nie wątpią, może się okazać najważniejszą z nich...

Zobacz wideo "Cień i kość" - serial pełen magii. Netflix zekranizował bestsellerowy cykl [ZWIASTUN]

Na razie tyle o świecie, w którym rozgrywa się akcja. Nietrudno zorientować się po opisie, że powieści Bardugo powinny przyciągnąć tych, którzy dorastali, czytając Harry'ego Pottera i z zaciekawieniem śledzili losy Katniss z "Igrzysk śmierci" czy Triss w cyklu "Niezgodna". Mocnym i zarazem chyba najsłabszym elementem historii "Cienia i kości" jest magia, a właściwie - jak nazywa ją generał armii griszów - mała nauka. Efekty specjalne może nie powalają, ale wiele osób zapewne powie, że wyglądają lepiej niż zbroje w pierwszej serii "Wiedźmina". Tym, co bez wątpienia od pierwszego momentu zwraca uwagę i może się okazać siłą serialu "Cień i kość" są bardzo dobrze obsadzeni aktorzy

Netflix wreszcie oficjalnie o premierze "Wiedźmina". I nie tylko >>

"Cień i kość". Najmocniejszy punkt? Świetnie obsadzone role

Jessie Mei Li, czyli Alina Starkov, już w pierwszych odcinkach pokazuje prawdziwy wachlarz emocji i naprawdę dobrze sobie z nimi radzi. Są momenty, gdy nie można oderwać wzroku od jej oczu, w których widać jednocześnie przerażenie, zdumienie i obawę o to, co będzie z nią dalej. Ona oraz Archie Renaux (Malyen Oretsev) grają tak, jakby rzeczywiście razem się wychowywali. Jest między nimi fantastyczna chemia, która w jednym momencie pokazuje nam wręcz siostrzano-braterskie przywiązanie, ale pozwala myśleć, że młodzi mogą czuć do siebie coś więcej. Jeśli chodzi o uczucie, może tu jednak namieszać Ben Barnes (generał Kirigan), który bierze pod swoje skrzydła Alinę i robi na niej duże wrażenie. Jego zamiary mogą być jednak nie do końca szlachetne.

Niezupełnie przejrzysty wydaje się w pierwszych trzech odcinkach wątek kryminalistów, którzy mają za zadanie odnaleźć Alinę, ale także jest bardzo ciekawie obsadzony. Na pozór fircykowaty Jesper (w tej roli Kit Young), wycofana Inej Ghafa (Amita Suman) i nieprzenikniony Kaz Brekker (Freddy Carter) tworzą dość egzotyczne trio. To, co odrobinę zastanawia, to... wymowa postaci. O ile Alina, Mal czy Inej mówią piękną angielszczyzną, część drugoplanowych postaci sili się na udawany rosyjskobrzmiący akcent. Nie do końca rozumiem, czemu twórcy zdecydowali się na taki zabieg.

"Cień i kość" nie jest oczywiście pozbawiony wad. Czasem ton powieści dla młodzieży wybrzmiewa aż nadto, ale widać, że twórcy starają się balansować między wątkami charakterystycznymi dla historii skierowanych do nastolatków a stworzeniem czegoś, co pokazałoby uniwersalne prawdy i wątki ciekawe także dla starszych widzów. Pierwsze odcinki dają nadzieję na pogłębienie choćby kwestii życia griszów, na których zwykli ludzie patrzą z jednoczesnym podziwem i obawą.

Filmowcy pracujący przy serialu wciągają w świat, który ma szansę pokazać nam kolejną ciekawą kobiecą postać, która uwikłana w coś, co nie do końca ogarnia, próbuje się odnaleźć w nowej rzeczywistości i odnaleźć swoją siłę, a także zawalczyć o tych, którzy są jej bliscy. Z przyjemnością oglądałam także kostiumy, w które postaci z serialu Netfliksa ubrała nominowana do Emmy Wendy Partridge.

Czytając recenzje w serwisie Rotten Tomatoes, w którym "Cień i kość" na razie cieszy się bardzo dobrymi opiniami (92 proc. pozytywnych opinii dziennikarzy), mam nadzieję, że pozostałe pięć odcinków pierwszego sezonu produkcji Netfliksa także mnie nie zawiedzie. W po kilku minutach czwartego odcinka z poczucia obowiązku poszłam spać, ale już szykuję się na wieczorny binge-watching. Z przyjemnością wrócę do uniwersum griszów.

<<Reklama>> Ebooki Leigh Bardugo dostępne są w Publio.pl >>

Więcej o: