Tytułem przypomnienia: 18-letnia Milagros musi wyprowadzić się z sierocińca, w którym się urodziła i podjąć pracę zawodową. Trafia jej się posada damy do towarzystwa seniorki majętnego rodu Di Carlo, z którą szybko się zaprzyjaźnia. Poza tym przychodzi jej też pracować w tej samej rezydencji jako pokojówka. I tak jak dziewczynę seniorka uwielbia (a także reszta domowego personelu), tak pani i pan domu nie przepadają za nią z racji jej ciętego języka. Pojawia się też na horyzoncie młody i przystojny panicz imieniem Iwo (tego grał niezapomniany Facundo Arana), z którym główną bohaterkę łączy relacja na zasadzie "kto się czubi, ten się lubi". Do 29 maja 2001 roku wszyscy czekali w napięciu, czy w końcu uda im się wziąć ślub.
"Zbuntowany anioł". Jedno serce, dwa oblicza
Po drodze spotkały bohaterów porwania w dniu ślubu, amnezja, rozwody, oszukiwane ciąże, romanse czy odkrywanie sekretów z przeszłości, czyli takie sensacje jak to, że nagle Federico, ojciec Iwa okazuje się jego ojczymem. Dla równowagi wychodzi na jaw, że Milagros jednak nie jest sierotą, bo Federico jest jednak jej prawdziwym ojcem. Pojawiały się też rozważania na temat tego, czy nasi bohaterowie mogą się kochać, skoro chyba są rodzeństwem etc. etc.
Z jednej strony fabuła trzymała widzów równo przez rok w napięciu, z drugiej, kiedy już robiło się naprawdę nieznośnie, dostawaliśmy jakieś smaczne kąski do rozładowania napięcia. O dziwo, produkcję z przyjemnością nierzadko oglądały nawet osoby, które wcześniej były zagorzałymi przeciwnikami latynoamerykańskich seriali. Wciągnęła się nawet moja mama, która na hitową i wybitnie melodramatyczną "Esmeraldę" reagowała niesmakiem, a legendarną "Niewolnicę Isaurę" wspominała z pobłażaniem.
"Zbuntowany anioł" miał nie tylko dramatyczną fabułę i scenarzystów z dobrym wyczuciem komizmu. Twórcom tej produkcji udało się obsadzić w roli głównej atrakcyjną aktorkę, która do tego świetnie śpiewała. I tak jak to bywa w przypadku wielu kultowych seriali z różnych zakątków świata, tak też i "Muñeca brava" miała hipnotyczną czołówkę z błyskawicznie wpadającą w ucho piosenką tytułem "Cambio dolor". Wielu ludzi, w tym i ja było przez lata przekonanych, że tak właśnie brzmi oryginalny tytuł serialu. Dodajmy też, że był to jeden z singli promujących płytę pt. "Natalia Oreiro" z 1998 roku.
Czołówka miała także tę ciekawą cechę, że bardziej przypominała popowy i romantyczny teledysk niż klasyczne napisy początkowe. Natalia Oreiro błąka się tam po opuszczonej rezydencji w pięknych i długich sukniach, biega z wiatrem w długich włosach, morze szumi gdzieś w tle, białe gołębie latają, a dramatyczny saksofon rozbrzmiewa rytmicznie - całość była bardzo klimatyczna. A do tego diametralnie różna od tego, co widzowie widzieli już w trakcie odcinków.
Bo Milagros wcale nie epatowała kobiecym wdziękiem. To była sympatyczna chłopczyca, która chodziła w odwróconej tyłem naprzód czapce z daszkiem, luźnych tiszertach i długich jeansach. Uwielbiała grać w piłkę nożną i miała niewyparzony język, z czego brało się potem dużo żartów sytuacyjnych. Trochę bardziej dziewczęco wyglądała już w uniformie pokojówki. Ktoś sprytny z ekipy zadbał i o to, żeby widzowie mogli jednak napatrzeć się na wdzięki panny Oreiro i raz na jakiś czas Mili wybierała się z koleżankami na słynną latynoską dyskotekę. I wtedy kostiumografka nie brała jeńców: aktorka paradowała w lateksowych miniówkach, gorsetach i na niebotycznie wysokich obcasach.
"Zbuntowany anioł" zrobił na polskich (i nie tylko) widzach naprawdę piorunujące wrażenie. Polsat szybko zrobił powtórkę serii na TV4, ale magia produkcji zadziałała także kilkanaście lat później, kiedy w roku 2013 produkcję ponownie zaczęła emitować telewizja Puls. Nikomu nie przeszkadzał nowy lektor. W tamtym czasie premierowe odcinki "Zbuntowanego anioła" zdobywało średnio 8,53 proc. udziału w rynku telewizyjnym - kiedy na ekranie królowała Milagros, TV Puls wyprzedzały jedynie Polsat i TVN. Ba, w tamtym czasie pojawiła się nawet petycja, by zmienić godziny nadawania serialu:
Zwracamy się z prośbą do Telewizji PULS 2 o zmianę godziny emisji telenoweli "Zbuntowany anioł" na godziny późno popołudniowe. Jeżeli telenowela będzie emitowana w godzinach 17-19, oglądalność będzie większa. Natalia Oreiro i Facundo Arana mają ogromne grono fanów w Polsce, ale większość pracuje bądź uczęszcza do szkół i o tak wczesnej porze nie będzie mogło ich oglądać. My, niżej podpisani zwracamy się w imieniu swoim oraz rzeszy fanów, do których informacja o petycji nie dotarła. Prosimy o pozytywne rozpatrzenie naszej petycji!
Ciepłe wspomnienia o tym serialu utrzymują się do dziś - co roku w mediach pojawiają się teksty, w których sprawdza się, jak po latach zmieniły się gwiazdy serialu. Poza tym Natalia Oreiro odwiedziła Polskę kilka razy jako gwiazda muzyczna - występowała m.in. podczas Sylwestra Marzeń dla TVP. Jeszcze w 2014 roku mówiła w wywiadzie dla Interii, że lubi nas odwiedzać:
Czuję tu nieskończone ciepło i dużo bliskości. Ludzie zawsze mnie obejmują, całują, są weseli, rozbawieni, śpiewają moje piosenki. Czuję się tu bardzo kochana.
Popularność Oreiro u nas ma się jednak nijak do jej popularności w Rosji. Fenomen gwiazdy jest tam na tyle wielki, że powstał o nim film dokumentalny "Nasha Natasha". Reżyser Martin Sastre stawia tezę, że pochodząca z Urugwaju aktorka i piosenkarka jest w Rosji wręcz popularniejsza niż Leo Messi. Nie bez powodu w 2018 roku poproszono ją, by nagrała mundialową piosenkę. Właśnie to wydarzenie sprawiło, że media zaczęły nazywać artystkę "ulubienicą Putina". Sama Natalia tak bardzo polubiła Rosję, że złożyła w czerwcu 2020 roku wniosek o rosyjskie obywatelstwo - a zaczęło się od żartu, który padł w czasie programu "Urgant Late Night Show". Jak wspomina Natalia:
Kiedy gościłam w programie Iwana Urganta, powiedział mi, że jestem najbardziej rosyjska ze wszystkich cudzoziemek. Odparłam, że nie mam co do tego wątpliwości i w sumie to Putin mógłby mi przyznać obywatelstwo. Żartowałam wtedy, nie składałam oficjalnej prośby. Ale oczywiście bardzo chciałabym mieć rosyjskie obywatelstwo.
Aktorka zdradziła też agencji TASS, że już od jakiegoś czasu rosyjscy celnicy i wielbiciele mają w zwyczaju dawać jej w prezencie pamiątkowe rosyjskie paszporty: - Mam ich już z 15. Póki co żaden z nich nie jest prawdziwy - mówiła.
Zanim zjawiła się Milagros, Polacy byli zakochani w "Esmeraldzie". Poznaliśmy się z nią 31 sierpnia 1998 roku na antenie TVN-u. Serial leciał od poniedziałku do piątku o godzinie 18. Do dziś pamiętam, jak moja babcia codziennie punktualnie włączała telewizor, by w napięciu śledzić losy biednej dziewczyny, która pomimo wielkiego serca i urody, miała strasznie ciężkie życie. Telenowela, jak zauważył nawet Tomasz Lis w swojej książce "Nie tylko fakty", "nie wiedzieć czemu rozkochała w sobie miliony widzów". Dane nie kłamią.
Jeszcze w 1998 roku odnotował dla "Polityki" kulturoznawca Mirosław Pęczak: "Ten nadawany w TVN ckliwy serial w sierpniu ubiegłego roku miał oglądalność dwuprocentową. Teraz ogląda go ponad 8 proc. telewidzów". Na fali tej popularności stacja TVN zaprosiła do Polski odtwórczynię głównej roli, aktorkę Leticię Calderón. I rozpętało się wtedy istne szaleństwo. W naszej bazie znaleźliśmy choćby takie zdjęcie otoczonego przez polskich widzów samochodu z meksykańską gwiazdą w środku:
Leticia Calderon MACIEJ SKAWINSKI
Pęczak próbował fenomen serialu i aktorki diagnozować tak: "Esmeralda jest jednak telewizyjną bohaterką Trzeciej Rzeczypospolitej. Nie jest niewolnicą, jest orędowniczką kobiet cierpiących i ubogich, co jednak nie znaczy, że chce zmieniać świat rządzony przez złych mężczyzn. Wizyta w Polsce Leticii Calderon okazała się naturalnym przedłużeniem serialu. Piękna, a zarazem skromna Leticia w otoczeniu zakonnic odwiedzała sierocińce i domy dziecka. Wiwatujące na jej cześć tłumy, ona sama deklarująca, że ze swym mężem dentystą pragnie mieć czwórkę dzieci – oto dowód, że Leticia nawet poza ekranem pozostaje Esmeraldą".
Do dziś mówi się, że serial miał na tyle dużą oglądalność, by uratować TVN przed plajtą. Faktem jest, że kiedy w 2017 roku "Esmeralda" znowu pojawiła się w polskiej telewizji na antenie TV4, to w szczytowym momencie telenowela przyciągnęła przed ekrany kolejne tysiące widzów. Ostatnie odcinki puszczano już na początku lutego 2018 roku i obejrzało je wtedy odpowiednio 773,8 tys. (6,41 proc. udziałów w rynku telewizyjnym) i 725,4 tys. (7,47 proc. udziału w widowni) osób. "Esmeralda" na pewno na długo wyznaczyła popularny trend w polskiej telewizji. Bo po "Esmeraldzie" pojawiły się jeszcze takie produkcje jak "Paulina", "Luz Maria", "Brzydula" czy "Fiorella".
Przed "Esmeraldą" była natomiast jedyna i niezapomniana Isaura, ikona lat 80. i pierwsza bohaterka, która aż tak rozkochała w sobie Polaków. Kiedy we wtorkowe wieczory Lucjan Szołajski czytał aksamitnym głosem: "'Niewolnica Isaura', według powieści Bernarda Guimaraesa. W rolach głównych: Rubens de Falco, Gilberto Martinho (...) w roli Isaury: Lucelia Santos", trudno było znaleźć dom, w którym nie byłoby włączonego telewizora. Był rok 1985, a do Polski zawitała pierwsza brazylijska telenowela, która zawojowała serca widzów, a wśród krytyków wzbudzała zgrozę. Nie bez powodu w gazetach pisano wtedy o wcześniej zamykanych zakładach pracy, skracanych konferencjach naukowych oraz zamkniętych po 19.30 zakładach fryzjerskich i kosmetycznych. "Isaurę" oglądali wszyscy. O jej fenomenie można powiedzieć wiele - i udowadniamy to w poniższym tekście: