Netflix: Bardzo nam zależy na tym, żeby polskie filmy były realizowane po polsku przez twórców i obsadę z Polski

Łukasz Kłuskiewicz pracuje dla serwisu Netflix od prawie trzech lat i jest odpowiedzialny za pozyskiwanie filmów i pomysłów z regionu Europy Środkowowschodniej oraz Rosji. To oznacza, że szuka ciekawych tytułów m.in. w Polsce, Rumunii, Czechach, na Węgrzech i Słowacji. W rozmowie z Gazeta.pl tłumaczy, dlaczego inwestycje w polski przemysł filmowy są dla Netfliksa ważne, zdradza, na co zwraca szczególną uwagę, kiedy czyta scenariusze i które najnowsze polskie filmy oglądały się globalnie.

Justyna Bryczkowska: Zastanawiałam się, jak się szuka filmów na Netfliksa. Bo to chyba nie jest tak, że ktoś stoi pod Polskim Instytutem Sztuki Filmowej i wyłapuje ludzi, którzy wchodzą do środka ze scenariuszami pod pachą. To wy szukacie ludzi, czy oni sami zgłaszają się do was?

Łukasz Kłuskiewicz: Staramy się być bardzo blisko polskiego środowiska filmowego i polskich twórców. Jesteśmy z nimi w stałym kontakcie, rozmawiamy o różnych projektach z szerokim gronem filmowców. Dzięki temu poznajemy wiele pomysłów i możemy wybrać te, które mogą  spodobać się naszym odbiorcom, które będą odpowiadały na ich rozmaite gusta i potrzeby - dlatego przede wszystkim zależy nam na różnorodności tych historii. 

Świetnie, że to teraz mówisz, bo się zastanawiałam, jaki jest dla Netfliksa polski widz i po czym poznajecie, że ten film będzie mu się podobał?

Nie ma jednego prototypowego polskiego widza. Polska widownia jest bardzo zróżnicowana, choć oczywiście ma swoje ulubione gatunki filmowe. Nie będzie tu chyba zaskoczeniem, że Polacy lubią się śmiać, w związku z czym popularnością cieszą się komedie, także romantyczne. Ale Polacy oglądają też kryminały, filmy sensacyjne czy thrillery. Poza tym jest również spora grupa, która bardzo ceni sobie kino trochę bardziej wyrafinowane. 

Nie mogę nie skorzystać z okazji i nie zacytować "Rejsu":  "A w filmie polskim, proszę pana, to jest tak: nuda… Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic. Taka, proszę pana… Dialogi niedobre… Bardzo niedobre dialogi są. W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje" - po czym poznajesz dobry scenariusz i wiesz, że warto będzie w to inwestować?

Bardzo często, kiedy czytam scenariusz, to już na początku widzę, że jest tam "to coś" - widać, że reżyser czy scenarzysta będzie mógł utrzymać zainteresowanie publiczności przez cały film. W takich historiach poszukujemy elementów zaskoczenia, niespodziewanych zwrotów akcji.  Uważamy, że właśnie takie zaciekawią naszych odbiorców. Kolejny ważny czynnik - filmy muszą nieść emocje. Wiemy, że widzowie oglądają nasze produkcje po to, żeby przeżywać. Dlatego szukamy filmów, które mają silne, wyraziste i czytelne dla publiczności emocje. Mogą być bardzo zróżnicowane, ale moim zdaniem właśnie ta kwestia jest w każdym projekcie kluczowa. W Netflix, kierujemy się myślą, że widzowie częściej wybierają film, by przeżyć razem z bohaterem jego historię, niż z powodu sympatii dla jakiegoś określonego gatunku. 

Nie da się chyba ukryć, że polski rynek filmowy jest dość specyficzny. Niewiele osób może sobie pozwolić na luksus robienia filmów i seriali w pełni zgodnych z autorskim pomysłem - taki problem mają zwłaszcza młodzi filmowcy. Wiem, że już długo siedzisz w tej branży, więc zapytam, jak Twoim okiem wyglądała sytuacja polskich filmowców i jak dotychczasowy system zmienia pojawienie się takiego gracza, jakim jest Netflix? 

Polski rynek filmowy bardzo dynamicznie się rozwija, co częściowo jest efektem rosnącego zapotrzebowania na lokalne filmy i seriale. Każdy nadawca w Polsce chciałby mieć w ofercie produkcje rozpoznawalne dla polskiej publiczności. Cieszymy się, że Netflix jest częścią tego ekosystemu. Cały czas szukamy pomysłów z Polski aby udostępniać kolejne lokalne historie widzom na całym świecie. 

Nasze zaangażowanie w przenoszenie na ekran historii z Polski każdego roku jest coraz większe. Chcemy, by biblioteka polskich filmów i seriali na Netflix stale rosła, dlatego w nią inwestujemy. Jeżeli dzięki temu pomagamy rozwijać polski rynek, to jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi. Cieszymy się, że polska branża filmowa staje się coraz większa i silniejsza, bo to oznacza jeszcze więcej filmów i seriali,  a co za tym idzie - większą różnorodność. To bardzo ważny element naszej strategii - chcemy pokazywać różne punkty widzenia i oddawać głos tym, którzy do tej pory nie byli wystarczająco widoczni. Dlatego staramy się, by w naszych produkcjach każdy mógł znaleźć swoją reprezentację - czy to na ekranie, czy za obiektywem kamery.

Nie kategoryzujemy twórców - nie ma znaczenia ich wiek, pochodzenie czy lata doświadczenia. Według nas zasób polskich talentów i dobrych pomysłów na filmy jest właściwie nieograniczony. Uważamy, że jest jeszcze wiele nieodkrytych wspaniałych historii, które będą bliskie lokalnej publiczności i jednocześnie atrakcyjne dla widzów na całym świecie. Jeżeli Netflix swoimi działaniami i decyzjami może uwolnić potencjał twórców i przenieść ich pomysły na ekran, to jest to naprawdę korzyść dla wszystkich.

Zobacz wideo Producenci "Sexify" o współpracy z Netflixem: Niemożliwe byłoby zrealizowanie tego w jakimkolwiek innym miejscu [Popkultura]

Myślę, że Netflix ma też tę wielką zaletę, że może sobie pozwolić na więcej niż przeciętny dystrybutor kinowy czy polskie stacje telewizyjne. Wydaje mi się, że takie tytuły jak serial "Sexify" czy debiutujący na festiwalu filmowym w Gdyni "Hiacynt" są dość odważne, jak na polskie warunki. Patrzycie na to od tej strony?

W Netflix skupiamy się na dostarczaniu rozrywki i chcemy to robić na jak najwyższym poziomie. Przede wszystkim szukamy ciekawych i niestandardowych historii, które mogą zainteresowaćdla widzów. To czy są kontrowersyjne, to dość subiektywna kwestia. To, co dla jednych jest prowokacyjne, dla drugich będzie tematem do refleksji czy dyskusji, dla kolejnych normalnością. Nie jest więc to dla nas żadnym kryterium. Liczy się siła tematu, emocje, główna postać oraz to czy finalnie całość zaintryguje publiczność. 

Przywołany przez ciebie "Hiacynt" ujął nas przede wszystkim jako kino gatunkowe. W związku z tym tak właśnie widzimy ten film: jako pełnokrwisty thriller z bardzo wyraźnymi nawiązaniami do klasyki gatunku.  Mieliśmy duże szczęście, że pracy nad projektem podjęli się scenarzysta Marcin Ciastoń i reżyser Piotr Domalewski. Okazało się, że świetnie razem pracują i doskonale wiedzą, jaki efekt końcowy chcą osiągnąć. Jako serwis wspieraliśmy ich, by mogli zrealizować swoją wizję. "Hiacynt" jest autorskim podejściem Marcina Ciastonia i Piotra Domalewskiego do thrillera. Mamy nadzieję, że pod względem jakości produkcji, ale też narracji, poprowadzenia widza przez emocje i suspens, widzowie poczują, że takiego kina gatunkowego dawno w Polsce nie było. Do tego pojawia się wątek, który jest prostym rezultatem inspiracji faktami historycznymi. Marcin Ciastoń w swoim scenariuszu zainspirował się wydarzeniami, które miały miejsce w latach 80., czyli działań Służby Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej, polegających na infiltracji środowiska osób homoseksualnych.  

Możesz zdradzić, jakich jeszcze polskich produkcji możemy się spodziewać w najbliższym czasie? 

Ogłosiliśmy już sporo nowości, ale jeszcze więcej pozycji czeka w kolejce. Teraz mogę powiedzieć o tych produkcjach, które niedługo się pojawią na serwisie. To oczywiście "Hiacynt", ale niedługo później wejdzie horror "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2", czyli kontynuacja hitu z 2020 roku. W tym przypadku szczególnie nas cieszy, że razem z twórcami tego filmu tworzymy kolejne projekty, i że nasza współpraca nie była jednorazową przygodą. Widzowie już niedługo będą mogli się przekonać, że to, co zaproponowali Bartek Kowalski i Mirella Zaradkiewicz, jest naprawdę bardzo zaskakującym i świeżym rozwinięciem zarówno gatunku, jak i historii, którą zapoczątkowali. 

'W lesie dziś nie zaśnie nikt', horror Bartosza M. Kowalskiego (w kadrze Wiktoria Gąsiewska i Sebastian Dela), trafił do Netflixa z pominięciem premiery kinowej. Tuż przed jej datą zamknięto w Polsce kina'W lesie dziś nie zaśnie nikt', horror Bartosza M. Kowalskiego (w kadrze Wiktoria Gąsiewska i Sebastian Dela), trafił do Netflixa z pominięciem premiery kinowej. Tuż przed jej datą zamknięto w Polsce kina FOT. MICHAŁ CHOJNACKI

Czekamy też na film "Jak pokochałam gangstera" czyli kontynuację hitu kinowego z 2020 roku "Jak zostałem gangsterem". Kolejny tytuł, do którego przywiązujemy ogromną wagę i który szczególnie nas emocjonuje, to "Fanfik" czyli adaptacja książki Natalii Osińskiej o transpłciowym Tośku. 

 Dlaczego ten film jest tak dla Was ważny?

Po pierwsze fabuła o 16-letniej Tosi, która powoli odkrywa, że jest tak naprawdę chłopcem, to oryginalna historia, która prezentuje kolejny punkt widzenia. Co więcej, ten film to to kolejny krok naszego zaangażowania w budowanie różnorodności - na ekranie, ale  także w procesie twórczym. Ekipa odpowiedzialna za ten tytuł jest bardzo zróżnicowana i reprezentatywna dla wielu środowisk, co nas niezmiernie cieszy. Istotne dla nas jest też to, że producent wykazał się ogromną dojrzałością w podejściu do tematu. Zdecydował się przeprowadzić casting w taki sposób, aby przy filmie mogły w przyjaznym otoczeniu pracować osoby niebinarne lub osoby transpłciowe. [Przy okazji castingu ogłoszono, że do głównej roli poszukiwane mówiące po polsku osoby w wieku 17-25 lat, które są niebinarne – oznaczone żeńsko przy urodzeniu (AFAB) lub są osobami trans: FtM (transmężczyźni) / Ft* na początku tranzycji - przyp. red.]

To bardzo świadome podejście, które my jako Netflix wspieramy z całych sił. Uważamy, że to nie tylko świetna okazja, aby stworzyć bezpieczną przestrzeń dla osób niebinarnych i transpłciowych, ale też doskonały moment, żeby ten temat i doświadczenia tych osób zaprezentować szerszej widowni..  

Aż zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem Netflix nie jest pierwszym producentem, który w Polsce wprowadził na planie postać koordynatora scen intymnych. 

Według mnie kolejność nie ma znaczenia. To co jest kluczowe, to świadome i odpowiedzialne podejście do tematu, stąd zaangażowanie koordynatorów do spraw intymności w naszych produkcjach. Realizacja trudnych scen, w tym właśnie scen intymnych, jest w produkcji filmowej zazwyczaj bardzo złożonym elementem, dlatego na naszych planach obecni są ludzie, którzy mają dbać o to, by wszyscy w pracy czuli się bezpiecznie i komfortowo. To doświadczenia, które czerpiemy z innych rynków:  zachodnio-europejskiego i amerykańskiego,. ale uważam, że absolutnie warte wprowadzenia i promowania w Polsce  i w każdym innym kraju. Nota bene, kiedy mówimy o rozwoju rynku audiowizualnego, to właśnie m.in. przez takie działania jak promowanie pewnego standardu pracy, Netflix w pewien sposób wpływa na powstawanie nowych zawodów. To kompetencje, które trzeba rozwijać.       

Jesteś w stanie powiedzieć, ile osób skorzystało z netfliksowego funduszu dla polskich filmowców? Da się oszacować, ile filmów dzięki niemu potencjalnie powstanie? 

Fundusz  pomocowy "Producenci pomagają ekipom" to program realizowany wspólnie z KIPA, który zdecydowaliśmy się uruchomić, kiedy przez pandemię produkcja filmowo-serialowa na jakiś czas stanęła . W sumie skorzystało z niego około 750 najbardziej dotkniętych przez tę sytuację osób pracujących w zawodach filmowych. Celowo używam tutaj tego określenia , bo szczególnie zależało nam na tym, by wesprzeć członków ekip, tak zwane osoby "below the line" ["poniżej linii" - przyp. red]. Chcieliśmy, by skorzystali z niego ludzie, którzy na planach filmowych wykonują pracę bardziej techniczną np. pracujący przy scenografii, charakteryzacji, kostiumach, dźwięku, a także operatorzy zdjęć, asystenci kamer, focus puller’rzy, gafferzy, autorzy storyboardów . Nie rozróżnialiśmy tego, kto jaką rolę pełni w produkcji  - rzesza ludzi utraciła możliwość wykonywania swojej pracy zawodowej. Uznaliśmy, że w takim momencie absolutnie powinniśmy ich wesprzeć - nawet jeśli nie byli związani bezpośrednio z naszymi projektami..

Dużo mówisz o tym, że nie chcecie się do nikogo porównywać tutaj w Polsce z jednej strony, a z drugiej często podkreślacie, że zależy wam bardzo na produkcjach i treściach lokalnych. Zastanawiam się, jak połączyć to jednocześnie globalne i lokalne podejście, chociażby w tych produkcjach. Czy polskie może być uniwersalne?

Zdecydowanie. Netflix jako serwis dostępny na całym świecie przyniósł zmianę. Widzimy, że inaczej postrzega się treści lokalne - są atrakcyjne nie tylko dla lokalnych widzów. Na rynku polskim z kolei zmieniło się przekonanie, że filmy i seriale w języku polskim nie mają możliwości zyskania zainteresowania i uwagi widzów zagranicznych. Pokazujemy , że jest zupełnie na odwrót - świetne historie mogą pochodzić z każdego miejsca na świecie i być oglądane daleko poza granicami kraju pochodzenia. W naszej ocenie to właśnie treści i języki lokalne mają wartość: dlatego język produkcji to jedno z kryteriów, które Netflix bierze pod uwagę. Bardzo nam zależy na tym, żeby polskie filmy były realizowane po polsku z twórcami i  obsadą z Polski. 

Tworzone dubbingi i napisy, sprawiają, że polskie filmy i seriale są dostępne dla zagranicznej widownię i są faktycznie przez nią oglądane. Widzimy dzięki temu bardzo wyraźnie, że kiedy nie ma bariery językowej, to właśnie historie osadzone w bardzo konkretnym miejscu na świecie przyciągają uwagę. W ciągu ostatnich dwóch lat mieliśmy przykłady seriali i filmów pochodzących z Polski, które cieszyły się globalnym zainteresowaniem. To pokazuje, że polskie filmy i seriale nie są wyłącznie dla polskiej widowni. Jeżeli mają ten lokalny pazur, lokalny nerw i są osadzone w tej konkretnej rzeczywistości, to dzięki temu mogą być bardzo interesujące dla widzów za granicą.  

To też nie jest szczególna specyfika Polski, bo jako Netflix widzimy na całym świecie to samo zjawisko: lokalne treści, czy to pochodzą ze Skandynawii, Afryki czy krajów Ameryki Łacińskiej, potrafią zainteresować ludzi na innych kontynentach. 

 Nie mogę zatem nie podpytać, które polskie produkcje oglądały się globalnie.

Tych przykładów na szczęście w ostatnich dwóch latach naprawdę nie brakuje.Jeżeli chodzi o seriale, "Sexify", który gościł na liście Top 10 w 83 krajach oraz trafił na #1 w 20 z nich m.in we Włoszech, Egipcie i Dominikanie. Również "W głębi lasu" szybko stał się jednym z najpopularniejszych tytułów w Polsce i trafił na listy TOP 10 w około 40 krajach (m.in. Brazylia, Francja, Grecja, Polska, Argentyna, Wielka Brytania, Irlandia). Z naszych oryginalnych polskich filmów były to też np. "Miłość do kwadratu", a także "Wszyscy moi przyjaciele nie żyją" czy "Bartkowiak". Ciekawym przykładem był też "Hejter" Jana Komasy - to nie jest to nasza produkcja, ale była przez nas dystrybuowana globalnie i taką też zyskała publiczność.  Bardzo liczymy na to, że historia przedstawiona w filmie "Hiacynt" też będzie rezonować z międzynarodową widownią .  Mamy nadzieję, że przyciągnie ich ciekawa opowieść i emocje, a polscy widzowie dzięki znajomości kontekstu historycznego, docenią "bonusowy" czynnik w postaci obrazu świata PRL-u. Wierzę, że udało się dobrze uchwycić atmosferę tamtych lat. A kolejne bardzo interesujące filmy czekają na swoje premiery jeszcze w 2021 roku i potem w 2022 roku. Nic tylko oglądać!

Więcej o: