Freddie Highmore urodził się w 1992 roku, a w pierwszym filmie zagrał już w wieku siedmiu lat. Od tego czasu zdążył m.in. zagrać u boku Johnny'ego Deppa w "Marzycielu", wcielił się w tytułową rolę w "Charliem i Fabryce Czekolady" w reżyserii Tima Burtona, pracował z Mią Farrow na planie filmu Luca Bessona, a także ma za sobą udany występ w filmie Ridleya Scotta "Dobry rok". W 2013 roku dał się poznać widzom jako Norman Bates — seryjny morderca z rozdwojeniem jaźni — w serialu "Bates Motel", który jest prequelem do słynnej "Psychozy" w reżyserii Alfreda Hitchcocka. Po tym przyszedł czas na nowe wyzwanie — od 2017 roku Freddie gra główną rolę w amerykańskiej wersji serialu "The Good Doctor", którego twórcą jest David Shore — człowiek odpowiedzialny za sukces "Doktora House'a".
Co więcej, Highmore gra osobę w spektrum autyzmu tak przekonująco, że kiedy wyszukuje się jego nazwisko w polskiej wersji przeglądarki Google, pomocniczym hasłem jest słowo "choroba" - widzowie sprawdzają, czy naprawdę ma autyzm i zespół sawanta. Dodajmy też od razu, że osoby nieneurotypowe coraz częściej zwracają uwagę na to, by nie nazywać ich stanu chorobą: autyzm traktują jak coś w rodzaju alternatywnego systemu operacyjnego mózgu — podczas gdy osoby neurotypowe są przykładowym Windowsem, osoby na spektrum pracują na bazie metaforycznego Linuksa.
Powstały już cztery sezony "The Good Doctor", a w USA premierę ma właśnie najnowszy, piąty sezon. Tytuł trafił do Polski niedługo po premierze, TVP2 zaczęła go nadawać jeszcze w 2017 roku. Od drugiego sezonu serial nadawany jest na antenie stacji AXN. Do tego trzy pierwsze serie można zobaczyć w całości na platformie Netflix, a nowa platforma Viaplay oferuje dostęp do czterech sezonów.
Freddie Highmore: Nie powiedziałbym, że mam jakąś specjalną technikę czy sztuczkę. Oczywiście, jak to bywa w przypadku bohaterów, których gra się przez dłuższy czas, z czasem coraz łatwiej jest mi wejść i wyjść z roli. W jej budowaniu bardzo pomogły mi przygotowania, które prowadziłem razem z Davidem Shorem. Oglądaliśmy mnóstwo filmów dokumentalnych i wyszukiwaliśmy odpowiednią literaturę, wymienialiśmy się informacjami. Od samego początku pracuje z nami też konsultantka ds. autyzmu, Melissa Reiner. To zawsze było niezwykle ważne, fundamentalne wręcz, w sposobie, w jaki pokazujemy autyzm. I nie przestajemy tego robić — ciągle szukamy i czegoś się uczymy. Dziękuję też za to, co powiedziałaś — to dużo dla mnie znaczy.
Shaun jest osobą pełną nadziei i niepoprawnym optymistą — lubię sobie myśleć, że coś z tego na mnie trochę przeszło. Wydaje mi się, że jako Brytyjczyk mam skłonność do bycia dość cyniczną osobą. Jest dużo powodów, żeby zachowywać się cynicznie, a ostatnio wręcz się ich namnożyło. Myślę, że granie kogoś tak bezlitośnie pozytywnego ma naprawdę duży wpływ na to, jak patrzę na świat. Niewątpliwie lepiej żyje mi się z takim bohaterem niż np. z Normanem Batesem.
Myślę, że najważniejszy i najbardziej znaczący feedback, jaki dostaliśmy i ciągle dostajemy od kiedy nagrywamy serial, pochodzi od osób na spektrum autyzmu i od ludzi z nimi związanymi. Dzięki temu czuję, że robimy tu coś więcej niż zwyczajny program telewizyjny. Zwłaszcza kiedy udaje się nam pokazać autyzm w sposób, który — mam nadzieję — zachęca do otwartości. Mam też dużą nadzieję, że wiele osób może się utożsamić z wyzwaniami, jakie stawiamy przed naszym głównym bohaterem: chciałbym, żeby czuli się wiarygodnie reprezentowani. Z drugiej strony mam też dużą świadomość, że nie ma takiej możliwości, żeby Shaun był przedstawicielem wszystkich ludzi z autyzmem. Dlatego głównie skupiamy się na tym, żeby pokazać jego historię i drogę w sposób, który będzie jak najbardziej zniuansowany, kompletny i wiarygodny właśnie dla niego.
>>> Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl <<<
Myślę, że najbardziej mnie zaintrygowało to, w jaki sposób Shaun będzie się musiał dostosować do nowej sytuacji, kiedy szpital zostanie wykupiony przez nowego właściciela. Mogę zdradzić, że jego walka z nowym zarządcą będzie bardzo dużą częścią tej serii. Co ciekawe, z jednej strony każde z nich będzie mieć swoje opinie, które będą bardzo prawdziwe i sensowne, a z drugiej — oboje będą się też bardzo mylić. Shaun znowu będzie takim underdogiem, a jego skomplikowana przeprawa naprawdę będzie interesująca. No i do tego dochodzi nakładająca się na tę walkę kwestia ślubu Shauna z Leahą. Oboje będą musieli pracować nad związkiem i znaczeniem tego zobowiązania. Każde z nich będzie musiało inaczej sobie te sprawy poukładać. Oczywiście nie pójdzie im to wszystko gładko.
Odpowiedź na to pytanie mocno drążymy w tym sezonie. Leah jest kimś, kto nigdy się nie cackał z Shaunem. Ona zawsze była bardzo bezpośrednia, traktuje go tak, jak należy: jak dorosłą osobę, jak równego sobie partnera i nigdy nie szukała dla niego wymówek. Wiele osób tak do niego nie podchodzi. A to właśnie jest istotą ich związku. Teraz oboje będą badać filary swojej relacji, które są dla nich najważniejsze. A kiedy Leah zrobi coś, co nie jest do końca w porządku, oboje będą musieli sprawdzić, na ile to, co razem zbudowali, jest prawdziwe, czy gdzieś nie muszą czegoś na nowo nazwać i spojrzeć prawdzie w oczy. Ja wiem, że to strasznie zawoalowane, ale to też duża część tego sezonu.
Najlepiej to widać w czwartym sezonie — kilka odcinków było bezpośrednio poświęconych koronawirusowi i epidemii. To było bardzo potrzebne — ale nie dlatego, że to ciekawy wątek, który widzowie chcieliby zobaczyć w telewizji. Dla nas najważniejsze było to, żeby w jakiś sposób uhonorować prawdziwych lekarzy i pracowników medycznych, którzy codziennie narażają życie dla naszego bezpieczeństwa — zwłaszcza w tak trudnych czasach. Granie lekarza w takich momentach jest bardzo pouczające, biorąc pod uwagę, że my tylko udajemy, że narażamy życie i nic nam się nie dzieje. Wcielanie się w doktora w takich okolicznościach było mnie wielką odpowiedzialnością i zarazem wielkim przywilejem.
Przypuszczam, że nikt raczej nie planował tego, że "Chirurdzy" będą mieć aż tyle serii — a to naprawdę niesamowite osiągnięcie. Wydaje mi się, że rozsądną rzeczą w przypadku naszego serialu jest koncentrowanie się na jednym sezonie na raz, żeby przekonać się, jak długo widzowie będą chcieli oglądać tę historię. Musimy mieć też pewność, że ciągnięcie dalej podróży Shauna będzie miało sens z kreatywnego punktu widzenia. Wszyscy jesteśmy bardzo szczęśliwi, że możemy pracować przy tej produkcji i mamy oczywiście nadzieję, że będziemy robić to nadal. Ale planowanie przyszłości na 19 lat w przód to trochę zbyt pochopny krok.
Bardzo lubię wcielać się w różnych bohaterów i pracować przy odmiennych projektach, zobaczymy więc, co przyniesie przyszłość. Póki co mogę stwierdzić z umiarkowaną pewnością, że choć Shaun przechodzi przez zmiany i się rozwija, na pewno zostanie do cna dobrym człowiekiem i nie zboczy ze swojej ścieżki, żeby zabijać ludzi albo żeby zostać seryjnym mordercą.
Nieszczególnie się rwę do tego, żeby je oglądać. Ale jeśli coś już leci, to raczej nie rzucam się na podłogę, zakrywając oczy. Od kiedy jestem producentem "The Good Doctor" i gram tu główną rolę, oglądam dużo ujęć ze sobą i w jakiś sposób się od tego odcinam. Z drugiej strony te stare filmy to w większości urocze wspomnienia. Jednak zdecydowanie nie robiłem sobie żadnych nasiadówek po to, żeby obejrzeć swoje stare rzeczy, nie robiłem tak nawet w przypadku nieco nowszego serialu "Bates Motel". Pewnie kiedyś to zrobię, żeby sobie powspominać — to będzie trochę jak kronika z mojego dorastania.