"Z dwóch niezależnych źródeł wiemy, że podczas kampanii prezydenckiej w 2020 roku Jacek Kurski kazał szefowi ochrony śledzić Rafała Trzaskowskiego. Inny pracownik w styczniu ubiegłego roku czekał na dziennikarkę "Wyborczej" przed siedzibą redakcji. Miał sprawdzić, czy tego dnia przyjdzie do pracy" - pisze między innymi w tekście Kacper Sulowski. Według zebranych przez niego informacji, grupa nawet dziesięciu ochroniarzy Jacka Kurskiego musiała nie tylko dbać o jego bezpieczeństwo, ale także np. jeździć do sklepu po czekoladki, płyn do naczyń czy parówki dla żony prezesa TVP Joanny, a dla niego samego choćby zapałki czy gazetę. Do ich obowiązków miało też należeć wożenie syna Kurskiego z pierwszego małżeństwa np. na basen, miało zdarzać się też karmienie kotów.
Przeczytaj tekst "Gazety Wyborczej"
Kurski miał także zlecać im śledzenie Rafała Trzaskowskiego w trakcie kampanii prezydenckiej i dziennikarski "Gazety Wyborczej" Agnieszki Kublik, która często publikuje na tematy związane z Telewizją Publiczną.
Więcej informacji na temat polityki i kultury znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
W tekście wypowiadają się anonimowo ochroniarze byłego polityka Prawa i Sprawiedliwości, są pokazane także sms-y, które miał im wysyłać prezes TVP. Jacek Kurski twierdzi jednak, że artykuł zawiera kłamstwa i zmanipulowane informacje. Na Twitterze pisze: "Został świadomie oparty na nieprawdziwych informacjach pozyskanych od osób, które same je odwołały oświadczając" - i tu cytuje treść oświadczeń:
Wycofuję zgodę na publikację informacji ode mnie. Spreparowałem je pod wpływem błędu i emocji, gdyż chciałem zemścić się na swoim byłym przełożonym w TVP. Informacje te są nieprawdziwe. (Imię i nazwisko)
"Podejmuję w tej sprawie stosowne kroki prawne. Tak jak poprzednio, oszczercy będą musieli odwołać swoje kłamstwa" - zapowiedział.
Jacek Kurski był prezesem zarządu Telewizji Polskiej w latach 2016-2020 i jest ni ponownie od 2020 roku.