W latach 90. "13. posterunek" zrewolucjonizował polską telewizję. "Mówili, że się nie przyjmie"

Mały komisariat na peryferiach miasta, w którym krzyżują się losy grupy policjantów i odwiedzających ich interesantów. Dziś to format znany, całkiem lubiany i przerobiony na wiele sposobów, ale w latach 90. na rodzimym rynku telewizyjnym był nowością. 24 grudnia 1997 roku widzowie obejrzeli pierwszy odcinek kultowego już serialu komediowego "13. posterunek".

Produkcja, za którą odpowiadali Canal+ i Polsat, emitowana była do końca 2000 roku w dwóch seriach (ostatnia samodzielnie przez Canal+). W ich ramach powstały łącznie 83 odcinki, które napisał i wyreżyserował Maciej Ślesicki.

Zobacz wideo Najtrudniejsza scena intymna dla Cezarego Pazury? "Ta pierwsza"[Popkultura]

Zaskakująca komedia od twórcy "poważnego kina"

Ślesicki dał się wcześniej poznać polskiej publiczności za sprawą filmów dużo bardziej dramatycznych w wydźwięku niż pełen kpiarstwa sitcom o niezbyt rozgarniętych policjantach i policjantkach. To on stworzył tak pamiętne produkcje jak "Tato" i "Sara" z Bogusławem Lindą w rolach głównych. Pierwszy z nich skupia się na historii ojca, który walczy z despotyczną eksteściową o możliwość opieki nad własną córką (Ślesicki dostał za to nagrodę za reżyserię na festiwalu w Gdyni). "Sara" opowiada o ekskomandosie, który jest alkoholikiem, rozwodnikiem i zakochuje się w 16-latce - a miał być tylko jej ochroniarzem.

W nowym serialu z tej powagi i dramatyzmu nie zostało zbyt wiele - reżyser tylko "pożyczył" część obsady. Tak jak w "Sarze" Marek Perepeczko wciela się w ojca tytułowej bohaterki, tak tutaj został komendantem, który wszędzie chodzi ze swoim ukochanym psem Pershingiem, zupełnie niczym Jason Lochinvar "Grubas" McCabe z popularnego także i w Polsce serialu "Gliniarz i prokurator". No i nie zapominajmy, że grająca Sarę Agnieszka Włodarczyk w "13. posterunku" zagrała siostrę głównego bohatera, która regularnie doprowadza go do skrajnej rozpaczy swoimi nastoletnimi pomysłami.  

Dodajmy, że Ślesicki pochodzi z uznanej filmowej rodziny: jest synem słynnej Barbary Pec-Ślesickiej, kierownik produkcji licznych filmów fabularnych i seriali telewizyjnych, wieloletniej szefowej produkcji Zespołu Filmowego X i współzałożycielki Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Andrzeja Wajdy. Z Wajdą pracowała przez wiele lat przy filmach takich jak "Wesele", "Człowiek z marmuru", "Człowiek z żelaza" czy "Panny z wilka", z jej pomocy korzystali też tacy twórcy jak Janusz Zaorski czy Agnieszka Holland. I to właśnie ona w latach 90. kierowała produkcjami swojego syna, w tym i "13. posterunkiem".  A to było coś, czego wcześniej u nas na rynku nie było. 

Autorska wizja, która pobiła zagraniczne formaty. Ale ma z nimi coś wspólnego

Posterunkowy Cezary Cezary (Cezary Pazura) zostaje karnie oddelegowany do podmiejskiego komisariatu, gdzie policjanci omyłkowo biorą go za nowego komendanta. Gdy błąd wychodzi na jaw i zjawia się aktualny dowódca (Marek Perepeczko), dalsza współpraca nie zapowiada się obiecująco - tak zaczynają się komediowe przygody na "13. posterunku". Oprócz dwóch wspominanych aktorów do stałego składu obsady należeli m.in. Aleksandra Woźniak (Kasia), Marek Walczewski (Stępień), Piotr Zelt (Arnold), Paweł Burczyk (Luksus), Joanna Sienkiewicz (Zofia) czy Arkadiusz Jakubik (Rysio).

W serialu nie brakowało też różnych smaczków i nawiązań do polskiej kinematografii, które rozumieli niewątpliwie starsi widzowie: np. komendant romansuje przez jakiś czas z graną przez Ewę Szykulską Zofią - wiele lat wcześniej razem przecież pojawili się w słynnym "Janosiku": ona była panną młodą, on głównym bohaterem. W jednym z odcinków na posterunku pojawiają się żołnierze, którzy mają pchły. Tak się składa, że jeden z nich nosi nazwisko Wiaderny: zupełnie niczym grany w "Krollu" przez Cezarego Pazurę porucznik. Stąd nie dziwi, kiedy serialowy Cezary Cezary mówi: "Wiaderny? Skądś znam to nazwisko...". 

Emisja pierwszego polskiego sitcomu spotkała się z ogromnym entuzjazmem widzów. Powody można mnożyć, ale do głównych należy niewątpliwie angaż znanych i lubianych aktorów, jak i powiew świeżości w ramówce, o czym w rozmowie z Gazeta.pl wspominał Cezary Pazura:

To był graniczny moment, gdzie po raz pierwszy zrobiliśmy w Polsce sitcom. Nikt (...) nie próbował wcześniej robić sitcomów w Polsce, bo mówili, że się nie przyjmie. A myśmy zrobili sitcom, ale taki szlachetny, bo na podstawie commedii dell'arte. Postaci, które się pokazują w panteonie "13. posterunku" można przypisać: Ja byłem Pierrot, Kasia była Kolombiną, komendant był Kapitanem: to są archetypy.
Myśmy według tego komponowali całość. I proszę zwrócić uwagę, że to nie był format. Ten serial powstał u nas w Polsce, i był na tyle bogaty i dobry, że w każdym odcinku były trzy wątki, które ze sobą się splatały na końcu. Generalnie sitcom robi się w ten sposób, że jest jeden wątek przez cały odcinek, a myśmy poszli dalej. To jest oczywiście niewątpliwa zasługa Maćka Ślesickiego.

Jednocześnie zaznaczmy, że spora część sitcomów, które emitowane były w latach 90., ma wspólny problem – dziś w wielu momentach już nie bawią jak kiedyś. Kilka lat temu, za sprawą platform streamingowych, do życia wrócili "Przyjaciele", których premiera przypadła na rok 1994. Oprócz samego powrotu o produkcji głośno było z powodu powielanych tam krzywdzących stereotypów dotyczących członków społeczności LGBT+ czy osób otyłych, które obecnie są nie do przyjęcia (nawet jeśli będziemy się upierać, że to komentarz społeczny). 

Analogicznej sytuacji nie trzeba szukać daleko, bo w "13. posterunku" nie brak podobnych przykładów. Wiele do życzenia pozostawia np. sformułowanie "masz krzywe oczy i żółtaczkę", skierowane do aktora wcielającego się w Japończyka. Innym razem bohater Pazury poprzez dotyk porównuje na komisariacie nagie biusty koleżanek. Na ogół istnieje spore prawdopodobieństwo, że wybierając losowy odcinek, trafimy np. na niewybredne żarty z gwałtu, alkoholizmu czy różnego rodzaju zaburzeń. Sam Cezary Pazura w jednym ze swoich materiałów na YouTube mówił, że "chamówą" trzeba nazwać scenę, gdzie parodiuje hymn Polski, śpiewając "trzeba łysych pokryć papą, a czarnych asfaltem".

Angaż w "13. posterunku" prawie jak cyrograf

Sukces, który wbrew wszystkiemu odniósł "13. posterunek", był dla wielu możliwością zdobycia rozgłosu i nowych propozycji zawodowych. Niestety, nie każdy zaangażowany w serial aktor może się pochwalić takimi doświadczeniami. Kilkoro spośród odtwórców głównych ról borykało się przez lata z łatką nadaną przez komediowy format.

- Przez to, że serial okazał się totalnym hitem i przebojem, ja nie mogłem z niego, przynajmniej w świadomości innych twórców, się wyzwolić. Bo oni mnie zaszufladkowali ewidentnie jako Cezarego Cezarego, aktora komediowego, i propozycji innych już wtedy brakowało - wspominał Pazura, podkreślając, że to niedobrze, bo "świadczy o tym, że naszej kinematografii nie stać na tak zwany zdrowy eksperyment". - Bo Carreyowi dali możliwość zagrać w dramatycznym filmie poważną rolę, a Pazurze w Polsce bardzo długo nie chcieli. Aż musiałem tak jak Janusz Gajos dojrzeć, zagrać parę ról w teatrze i swoje odczekać - dodał.

Piotr Zelt wcielał się w postać starszego posterunkowego Arnolda, niezbyt rozgarniętego mięśniaka, którego idolem jest jego imiennik - Arnold Schwarzenegger. Aktor w jednym z wywiadów przyznał, że osobowość Arniego i to jak, wykreował tę postać, ciągnęło się za nim jeszcze przez jakiś czas, ale mimo wszystko nigdy nie żałował udziału w produkcji. Z kolei Arkadiusz Jakubik wspominał, że długo był na siebie wściekły i wstydził się występu w "13. posterunku", bo wylądował przez niego w szufladzie z podpisem "głuchy debil z Polsatu". - To doświadczenie, które staram się cały czas pamiętać, czytając kolejne scenariusze, różne propozycje. Może ich tam nie jest bez liku, ale się zjawiają. To jest doświadczenie i świadomość tego, że aktor twarz ma tylko jedną i jak się zdecyduje, żeby w czymś zagrać, to już zostanie na zawsze. Po co się zgadzać na rzeczy, których się potem będzie wstydził? - powiedział aktor w rozmowie z Gazeta.pl.

Aleksandra Woźniak miała zaledwie 22 lata, kiedy zagrała w "13. posterunku". Nie był to jej debiut ekranowy, bowiem miała na koncie role w teatrze telewizji i filmach. Jej Kasia skradła serca widzów, ale była też początkiem końca kariery aktorskiej Woźniak. Mimo iż po zakończeniu produkcji aktorka grała w serialach takich jak "Złotopolscy", "Kryminalni" czy "Barwy Szczęścia", w 2020 roku oficjalnie ogłosiła koniec działalności ekranowej.

W wywiadzie, którego udzieliła niewiele ponad rok temu, szczerze żałowała zagrania u Ślesickiego. - Gdybym wiedziała, co się wydarzy później, nie zagrałabym w "13. posterunku". Wcześniej moja droga zawodowa wyglądała zupełnie inaczej. Debiutowałam u Doroty Kędzierzawskiej, grałam u Feliksa Falka, Filipa Zylbera i powolutku, krok po kroku budowałam swoją pozycję zawodową. Nie byłam popularna, ale doceniano mnie w środowisku. Może gdybym dalej szła tą drogą, dziś nie rozdawałabym autografów, ale za to osiągnęłabym to, na czym mi zależało, czyli brałabym udział w ambitnych projektach - opowiadała Woźniak.

Więcej o: