"Odwilż" to pierwszy polski serial wyprodukowany pod marką Max Originals i pierwszy polski serial, który 1 kwietnia swoją premierę miał jednocześnie we wszystkich krajach, w których jest dostępne HBO Max. Historia zaczyna się rozwijać, kiedy na szczecińskim brzegu Odry znalezione zostaje ciało młodej kobiety. Dochodzenie w tej sprawie prowadzi Katarzyna Zawieja, trzydziestokilkuletnia policjantka, która nie daje łatwo za wygraną. Szybko okazuje się, że w śledztwie nie chodzi wyłącznie o zabójstwo. W serialu w roli głównej występuje Katarzyna Wajda, a w pozostałych rolach pojawią się Bartek Kotschedoff, Juliusz Chrząstowski, Cezary Łukaszewicz, Sebastian Fabijański, Bogusław Linda, Andrzej Grabowski, Małgorzata Gorol, Agnieszka Pilaszewska, Monika Krzywkowska, Piotr Żurawski, Ewa Skibińska i Marcelina Stępkowska.
Xawery Żuławski to filmowiec, który może i nie musiał wypracowywać sobie nazwiska w branży, ale za to musiał udowodnić swoją odrębność i wyjść z cienia sławnych rodziców - aktorki Małgorzaty Braunek i reżysera Andrzeja Żuławskiego. Jego ekranizacja książki Doroty Masłowskiej "Wojna polsko-ruska" wyraźnie pokazała, że jaskrawo potrafi znaleźć własny język, nawet jeśli pracuje z tak głośnym i autorskim materiałem źródłowym, podobnie jak w przypadku zrealizowanej na podstawie tekstu Żuławskiego seniora "Mowie ptaków".
Więcej informacji ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Mimo zdobytego Paszportu "Polityki" w dziedzinie filmu, Xawery w ostatnich latach skupia się na projektach telewizyjnych. Jak sam powiedział nam już w trakcie wywiadu, kiedy reżyseruje seriale, bardziej zależy mu na znalezieniu odpowiedniej formy dla przekazu niż zostawieniu wielkiego podpisu "Żuławski tu był". W najnowszej "Odwilży", do której scenariusz napisała Marta Szymanek, najbardziej spodobało mu się to, że główną bohaterką jest kobieta, bo jego zdaniem dzięki temu miał szansę pokazać na ekranie dużo więcej, niż gdyby w centrum opowieści stał facet. Dokładniej to wyjaśnił w trakcie wywiadu z Gazeta.pl.
Xawery Żuławski: Musiałem podjąć decyzję jeszcze przed przeczytaniem scenariusza i zrobiłem to na podstawie ustnego streszczenia. Przekonało mnie to, że główną rolę będzie grała kobieta. Uważam, że kobiety są najbardziej wdzięcznymi podmiotami do filmowania. Ich obecność sprawia, że mamy dużo łatwiejszy dostęp do uczuć wyższych poprzez ich wrażliwość i perspektywę.
Uważam siebie za osobę wrażliwą i empatyczną. Daleko mi do męskiego świata i wydaje mi się, że jakiś kobiecy pierwiastek we mnie drzemie. Te emocje, ta kobieca empatia i spojrzenie na świat - to wszystko jest mi bliskie i uważam, że kiedy się pojawia na ekranie, to dzieje się z pożytkiem dla filmu. Mam też nadzieję, że także w "Odwilży" to jest widoczne. Nie musiałem więc w sobie tutaj jakoś specjalnie grzebać, choć jestem też pewien, że jako mężczyzna na pewno nie spełniłem wszystkich oczekiwań kobiet-twórczyń czy kobiet jako widowni. Na pewno są tam rzeczy, do których jako facet nie mam dostępu.
Ciężko jest oglądać projekt, który samemu się robiło. Zawsze towarzyszą temu różne wspomnienia. Niemniej bardzo mocno staram się wchodzić w buty widza. Staram się jak najmniej rozumieć, kiedy siadam w fotelu pierwszego widza. Jeżeli ja nie będę czegoś rozumiał i to nie będzie w zgodzie ze mną, to dla mnie sygnał, że sporo osób będzie miało podobne odczucia.
Nie mówię, że jestem w stanie przewidzieć reakcje całej widowni, ale jakaś część osób o podobnej do mojej wrażliwości będzie reagować podobnie i będzie stawiać podobne pytania. Próbuję więc te pytania stawiać i eliminować wszelkie wątpliwości. To nie jest łatwe dla pozostałych członków ekipy i twórców, ponieważ bardzo nie lubię kompromisów. Nie lubię się zgadzać na jakieś rozwiązania, bo na coś trzeba się zgodzić. Dlaczego mam się na coś zgodzić, jeżeli czuję, że nie powinienem?
Obrazowo mówiąc, kiedy wracam do domu wieczorem i myślę o danych scenach, które realizowaliśmy i mam z nich satysfakcję, to wiem, że idę w dobrym kierunku. Jeżeli wracam z pewnym rodzajem bólu głowy i brzucha, to wiem, że będzie trzeba to naprawić i naprostować, albo powiedzieć na głos, że coś schrzaniliśmy.
Nie jestem reżyserem, który ma niezmienny język. Raczej staram się dobrać formę do treści, do tego gdzie i jak będzie to pokazywane. Mam na koncie kilka filmów fabularnych, za które odpowiadam w całości, ale mam też kilkanaście projektów telewizyjnych, za które w całości nie odpowiadam, jestem tylko ich reżyserem i one między sobą się bardzo różnią: "Krew z krwi", "Pitbull", "Diagnoza" i wreszcie "Odwilż". Staram się w sposób jak najbardziej zgodny z tym, czego potrzebujemy, zrealizować projekt. Dlatego nigdy nie pchałbym formy "Mowy ptaków" do kryminału dla HBO Max - to byłoby błędem i w konsekwencji dużą porażką. Tamten film realizowany był na podstawie literatury mojego ojca, który zdecydowanie był reżyserem filmów wyjątkowych, artystycznych - więc tam próbowałem dobrać optymalną formułę. Właśnie tak staram się funkcjonować.
Od kilku dobrych lat, nawet jeśli wymyślam historię, to staram się już jej nie pisać. Raczej współpracuję z pisarzami, po to, żeby móc spojrzeć na wszystko z dalszej perspektywy i móc włączyć się w tryb krytyki, która nie jest przyjemna, ale zawsze służy lepszemu. Dlatego bardzo ciężko byłoby mi patrzeć krytycznie na własne rzeczy, ale to jest normalne dla każdego, kto tworzy. Staram się mieć zawsze to drugie spojrzenie. Zdecydowanie bardziej spełniam się w reżyserowaniu na planie niż w samym pisaniu, a że mam już tak zwaną nabitą rękę, to mam też słuch. Wiem, co jest dobrym dialogiem, a co nie jest i wiem, co powinno być tam napisane.
Staram się więc to wydobyć u tych, którzy zajmują się wyłącznie pisaniem. To dobry podział ról, bo ci, którzy piszą, nie idą potem na ten plan i nie oni tym tekście pracują. Najważniejsze jest więc, żeby napisali jak najlepszy tekst, który potem da się w dość prosty sposób wyreżyserować. A jak najlepszy tekst wcale nie oznacza w tym wypadku tekstu pięknego w sensie literackim, tylko jak najbardziej filmowo sprawnego.
Zrobiliśmy to drogą castingów, ale faktem jest, że Kasia Wajda pojawiła się w naszych rozmowach o obsadzie już na samym początku. Zaproponowała ją Wiola Borcuch i od razu nas ta myśl zatrzymała na dłużej. Zaprosiliśmy ją casting, ale żeby nie podejmować decyzji pochopnie, zrobiliśmy długofalowe przesłuchania, które trwały kilka miesięcy. Różne osoby przychodziły się próbować i były to próby udane. Na końcu tej drogi wróciliśmy jednak do Kaśki - cały czas utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że to właśnie ona. Z kilku względów: na razie jest jeszcze mniej znaną aktorką, Szczecin odległym miastem jest, a "Odwilż" jest projektem autorskim, więc warto było wprowadzić coś kompletnie nowego. Kaśka jest idealną Zawieją także pod tym względem, że także jest matką, ma rodzinę i ma na tyle spory bagaż życiowy, że ma z czego czerpać dla postaci. Uważam, że to był strzał w dziesiątkę.
Reszta aktorów także została dobrana drogą castingów, choć w przypadku na przykład Bogusława Lindy, jego postaci nie dało się castingować. Wszyscy wiemy, kim jest, jak gra - jemu role po prostu się proponuje.
Mam nadzieję, że w "Mowie ptaków" odczarowaliśmy postać Sebastiana Fabijańskiego. To nie jest aktor jednej roli czy jednego reżysera. Okazało się, że jest za to wszechzdolny i bardzo kolorowy. To, że Sebastian zagrał w "Odwilży", było w pierwszej kolejności pomysłem produkcji i Wioli Brocuch. Zakładam też, że stało się tak dzięki temu, że Sebastian w "Mowie ptaków" pokazał wachlarz swoich możliwości i można sobie wyobrazić, że aktorsko jest w stanie stworzyć nową, osobną postać, co moim zdaniem mu wyszło.
Niekoniecznie lubię robić filmy o sobie, ale oczywiście korzystam z bagażu własnych doświadczeń. Przeszło mi robienie filmów o tym, co myślę i uważam. Dla mnie interesujące jest opowiadanie historii, które mają szeroki kontekst i zakres, które nie są skupione na twórczym ego. Dlatego też pracuję tak, że omawiam wszystko z aktorami, wyciągam z nich różne rzeczy, pytam, rozmawiamy, próbujemy dialogi, zastanawiamy się, czy one są dobre, czy pasują, czy nie pasują w danej scenie, co można poprawić. Więc często zamieniam się w słuch, staram się usłyszeć, co inne osoby, z którymi tworzymy dany film, uważają, co proponują i staram się to brać pod uwagę. Jeśli odrzucam propozycję, to staram się wyjaśnić dlaczego, tak samo się dzieje, kiedy coś przyjmuję.
Z takich spektakularnych rzeczy, to już w trakcie kręcenia wymyśliliśmy, żeby grany przez Cezarego Łukaszewicza policjant Radwan nie mieszkał jednak w zwykłym mieszkaniu. Wyprowadziliśmy go na szczeciński brzeg portowy do przyczepy kempingowej. Na miejscu okazało się, że mamy tam dużo większe pole do działania i dzięki temu wyszła nam świetna scena bijatyki, która wcześniej nie do końca była wpisana w scenariusz. Tak naprawdę każda scena jest wypracowywana w długim procesie, dlatego też niekoniecznie wygląda tak, jak napisano ją na papierze. Kiedy do akcji wchodzą żywi ludzie, to papier zaczyna tańcować, tym bardziej że biorą go na warsztat różne osobowości. W takich warunkach sceny kręcą się na własnych zasadach. I to jest właśnie ciekawe.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.