Kulisy serialu "Sandman". Tom Sturridge godzinami siedział nagi w szklanej kuli

Neil Gaiman może już żartować, że przez 30 lat prób zaadaptowania "Sandmana" jego głównym zadaniem było niedopuszczenie do tego, żeby powstała zła ekranizacja jego komiksu. W jednym z najnowszych wywiadów podkreśla, że przesłuchania do głównej roli były koszmarnie długie - on sam obejrzał nagrania 1500 kandydatów. Z kolei grający główną rolę Tom Sturridge przyznał, że na potrzeby scen, w których gra nagi w szklanej kuli, porządnie się przegłodził.

Serial "Sandman" zadebiutował na Netfliksie 5 sierpnia i już w dniu premiery był najczęściej oglądaną na platformie produkcją w 80 krajach świata. To ekranizacja kultowego komiksu Neila Gaimana, która opowiada o Morfeuszu - antropomorficznej personifikacji snu i władcy krainy marzeń sennych. Głównego bohatera poznajemy, kiedy przez przypadek zostaje uwięziony na ponad 100 lat przez niezbyt kompetentnego maga. W tym czasie świat pogrąża się w chaosie, a kraina snów popada w ruinę. Kiedy Sen wydostaje się na wolność, musi naprawić swoje błędy z przeszłości i odbudować królestwo. Kultowy komiks próbowano przenieść na ekran już od połowy lat 90., ale wszelkie próby spełzły na niczym. Udało się dopiero, kiedy za projekt wziął się Netflix. Ale to nie znaczy, że produkcja serialu była prostym zadaniem.

Przesłuchania do "Sandmana" trwały całe wieki

- Ach, przesłuchania do roli Morfeusza. Dla ciebie to musiał być koszmar, dla mnie to był koszmar, ale mieliśmy dwa zupełnie różne koszmary - śmiał się w czasie wspólnego wywiadu z Tomem Sturridgem dla ew.com Neil Gaiman. W rozmowie udostępnionej przez samego Netfliksa stwierdził nawet, że mógł to być najdłuższy casting, przez który przeszła jakakolwiek istota ludzka.

Zobacz wideo "Sandman". Gwiazda "Gry o tron" zagrała Lucyfera [ZWIASTUN]

Tom Sturridge z kolei w czasie tego samego wywiadu podkreślał: - To był bardzo długi proces. Zaczął się dla mnie w lutym 2020 roku i skończył dopiero w sierpniu tamtego roku. W tym czasie miałem dwa albo trzy przesłuchania. Miałem wsiąść w samolot, żeby nakręcić zdjęcia próbne, a wtedy świat się zmienił".

"Entertainemt Weekly" opowiadał jednak, że całe to czekanie bardzo mu pomogło. Po pierwsze miał czas lepiej wczytać się w komiks, którego na początku wcale nie znał tak dobrze, a po drugie, dało mu to wyjątkową szansę na spędzenie długiego czasu z bohaterem. Nie ma też żalu, że ostateczna decyzja zapadła tak późno:

To było absolutnie potrzebne, bo ta postać jest uwielbiana przez czytelników. Myślę, że wymaga wręcz, żeby spędzić dużo czasu na szukaniu odpowiedniego człowieka, który byłby w stanie, choć w części sprostać wymaganiom - zaznaczył.

Gaiman podkreślił też, że przesłuchania do roli Morfeusza wyglądały zupełnie inaczej, niż początkowo przypuszczał. Po pierwsze, Tom Sturridge był w pierwszej dziesiątce aktorów, którą szefowa castingu pokazała Gaimanowi i producentom "Sandmana". Niemniej, zanim do tego doszło, razem swoją ekipą przesłuchała ponad 200 innych aktorów. Pisarz niemal od razu wiedział, że Tom będzie się nadawał. Ale na tym sprawa się nie skończyła, bo rzadko kiedy zdarza się, żeby tak ważną rolę obsadzić już na samym początku.

Netflix zapłacił aktorowi za to, żeby nie zagrał w czymś innym 

Lista potencjalnych kandydatów do głównej roli przez następne miesiące wędrowała od producentów do Netfliksa - nazwiska się powoli zmieniały, ale Sturridge ciągle tam był. "Myślę, że tylko ja widziałem 1500 nagrań z przesłuchaniami do roli Morfeusza. Boję się sobie nawet wyobrażać, ile taśm widziała szefowa castingu i jej ekipa, zanim w ogóle się do mnie z nimi zgłosili". Pisarz wspomina też, że kiedy przesłuchali już około 600 osób, pandemia wybuchła na dobre. Wtedy też Netflix zrobił coś, z czym Gaiman nigdy wcześniej się nie spotkał w branży:

Zgłosili się do Toma i powiedzieli mu: Myślimy, że to ty. Chcemy ci zapłacić tylko za to, żebyś teraz nie brał żadnej innej roli albo pracy. Uwierz w nas. Tom więc dostał pensję za to, że nie pracował, a ludzie z Netfliksa stwierdzili, że pandemia dała nam dodatkowy czas na to, żeby przesłuchać wszystkich aktorów z całej planety, którzy zgłosili się do roli. Wtedy też obejrzeliśmy kolejny tysiąc przesłuchań.

Zdaniem Gaimana ta sytuacja była o tyle dobra, że on i reszta producentów mógł z całą pewnością powiedzieć, że to właśnie Tom Sturridge jest idealnym Morfeuszem. Kiedy aktor dowiedział się, że dostał rolę, nie wyszedł na miasto świętować. Jak relacjonuje Netflix:

Bardzo ostrożnie myślałem o tym, jak będę śnił tej nocy, bo chciałem znaleźć Morfeusza i chciałem się przekonać, czy spotkam go w swoich snach.

Pisarz podkreślił też, że bardzo zależało mu na tym, żeby pokazać, że Sandman z jednej strony jest postacią nieśmiertelną i niezwykle potężną, kimś, kto kontroluje sny wszystkich ludzi na świecie, a z drugiej strony - pomimo całej swojej potęgi - jest absolutnie beznadziejny w nawiązywaniu relacji z innymi osobami.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Tom Sturridge przyznał, że w budowaniu tej postaci pod względem psychologicznym były bardzo pomocne początkowe sceny z pierwszego odcinka - Morfeusz zostaje uwięziony na ponad sto lat w szklanej kuli, w której siedzi nagi i do tego wcale się nie odzywa. Aktor podkreśla:

To ważne, bo został nagle ograbiony ze swojej nieskończonej mocy. To jednak pozwala mu nieco lepiej zrozumieć ludzi, postawić się na miejscu śmiertelników. Przebywa na ziemi tak samo bezbronny jak oni, a kiedy wydostaje się na wolność, potrzebuje ich pomocy. Pierwszy raz w swoim życiu patrzy na świat oczami zwykłych śmiertelników.

Niemniej kręcenie tych scen wcale nie było dla aktora łatwe. Jak podkreślił w wywiadzie z ew.com: - To na pewno była próba ognia. Poznałem się z ekipą, z którą miałem pracować dziewięć miesięcy, siedząc nago w szklanej kuli. A ponieważ była zbudowana w określony sposób, nie można było jej zbyt często otwierać, więc siedziałem w niej przez długie godziny w kompletnej ciszy. To było bardzo bezpieczne pod kątem COVID-19, ale nieco przygnębiające. Choć to był też dobry sposób, żeby zacząć przygodę z tą postacią. W tej ciszy miałem okazję bardzo dużo myśleć o swoim bohaterze i się w niego wczuwać - opisał.

George R.R. Martin Autor "GoT" jest teraz fanem Gaimana, ale lata temu odprawił go z kwitkiem

Zaznaczył też, że ważnym aspektem była tu kwestia treningu:

Bardzo mi też zależało na odpowiednim wizerunku i fizyczności Morfeusza, bo przecież wielbiciele "Sandmana" doskonale znają jego ilustracje. On jest jednocześnie kościsty i umięśniony, ma dosłownie ciało nie z tego świata. Fizyczny aspekt jest o tyle łatwy, że są rzeczy, które mogę ze swoim ciałem zrobić, żeby osiągnąć określony efekt. To dużo prostsze niż rozgryzienie psychiki takiej postaci.

Już w rozmowie z WP.PL dodał, że to wymagało zrezygnowania z posiłków. - Sen przypomina kogoś, kto stracił już swoje własne ciało i jest tylko skórą i kośćmi, a jednak zostaje w nim ta boska postura. To właśnie chciałem osiągnąć... Co jest bardzo proste oczywiście, bo wystarczy nic nie jeść tygodniami i trenować codziennie przez pięć godzin na siłowni. Żarty na bok – chciałem, by Sen nie wyglądał jak atleta ani jak zwykły człowiek, a nadprzyrodzona istota. Jak się okazuje, Tom trochę podpadł Gaimanowi podczas pierwszych dni zdjęciowych: - Raz na planie warknąłem na niego, żeby przestał być Batmanem, bo próbował na samym początku grać dużo szeptem - opowiadał w wywiadzie dla amerykańskiego magazynu pisarz.

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.  

Więcej o: