Lewis Hamilton z pewnością nie boi się wyzwań. Jest siedmiokrotnym mistrzem świata w Formule 1, a w życiu przywykł do sporych dawek adrenaliny. Zawodnik jest też wielkim fanem filmu "Top Gun". Kiedy więc dowiedział się, że ma powstać kolejna część serii, postanowił, że musi w niej zagrać. "Top Gun: Maverick" jest produkowany przez Toma Cruise'a i to do niego zgłosił się Hamilton ze swoim pomysłem. W odpowiedzi otrzymał propozycję, która pozwoliłaby mu spełnić marzenie. Nie wszystko się jednak udało.
Przeczytaj więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
"Top Gun: Maverick" trafił do kin w tym roku. Dla fanów kapitana Petre'a "Mavericka" Mitchella to nie lada gratka. W tym gronie jest Lewis Hamilton. Miłośnicy filmu mogą zobaczyć niezwykłe umiejętności lotnicze swojego ulubionego bohatera na dużym ekranie. Hamilton uznał jednak, że dla niego oglądanie to za mało i postanowił sam wystąpić w filmie.
Zawodnik Formuły 1 powiedział w wywiadzie dla Vanity Fair, że zgłosił się do odtwórcy tytułowego bohatera z prośbą o możliwość wystąpienia u jego boku.
- Kiedy usłyszałem, że wychodzi drugi film, pomyślałem: ''O mój Boże, muszę go zapytać''. Powiedziałem: ''Nie obchodzi mnie, jaka to rola. Mogę nawet coś zamiatać i robić za sprzątaczkę w tle'' - relacjonował.
Hamilton otrzymał w odpowiedzi propozycję wcielenia się w jednego z pilotów. Myślał już, że jego marzenie o wystąpieniu w filmie z Tomem Cruisem się spełni, jednak czekało go rozczarowanie.
Okazało się, że zdjęcia do filmu mają być kręcone w tym samym momencie, w którym już wcześniej był zaplanowany o wiele ważniejszy dla jego kariery sezon wyścigowy Formuły 1.
- Myślę, że był to najbardziej przykry telefon, jaki kiedykolwiek otrzymałem - wyznał gwiazdor.
********************************
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.