Prace nad filmem "Broad Peak" zaczęły się jeszcze w 2014 roku. Producenci i twórcy przez lata przygotowywali skomplikowaną dokumentację: prowadzili rozmowy ze specjalistami - himalaistami, przewodnikami górskimi i ludźmi odpowiedzialnymi za zabezpieczenie, analizowali tysiące fotografii, porównywali mapy oraz relacje z wypraw. Potem też należało przygotować dokładny plan przeprowadzenia zdjęć w kilkudziesięciu różnych lokalizacjach, które będą jak najlepiej dostosowane do maksymalnie wiarygodnego opowiedzenia i pokazania wydarzeń nawet sprzed ćwierci wieku.
Jeszcze zanim powstała ostateczna wersja scenariusza postanowiono, że twórcy i odtwórca roli głównej koniecznie muszą pojechać w miejsca, o których będą opowiadać. Zaplanowali więc prawdziwą wyprawę do Karakorum znajdującego się na granicy Chin, Pakistanu i Indii, w której miał wziąć udział odtwórca głównej roli Macieja Berbeki – Ireneusz Czop. Reżyser filmu Leszek Dawid wspomina:
Planowaliśmy pojechać i doświadczyć miejsca, przestrzeni i zjawiska, o których opowiadamy. Bardzo mi zależało, żeby do Karakorum pojechał Irek. Wyjazd musiał się odbyć na samym początku pracy, żeby wchodząc w każdą kolejną scenę mieć w pamięci, z czym bohater się mierzy, o jakiej skali mówimy, co to tak naprawdę znaczy iść w te wysokie góry. Dzięki temu inaczej kreuje się postać, gdy się to wszystko wie, czuje, gdy się porządnie zmarznie czy puchnie na wysokości.
Premiera 'Broad Peak' w Zakopanem: reżyser Leszek Dawid, odtwórca głównej roli Ireneusz Czop, autor zdjęć Łukasz Gutt oraz scenarzysta Łukasz Ludkowski Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl
Ekipa "Broad Peaku" ostatecznie dokonała czegoś pionierskiego, co wcześniej wydawało się wręcz niemożliwe. Filmowcy nakręcili zdjęcia do filmu fabularnego w Karakorum na terenie Pakistanu oraz w Alpach. Pracowali jako pierwsi na wysokościach, na jakich żadni inni aktorzy czy operatorzy wcześniej nie nagrywali zdjęć - w Karakorum nagrywali na wysokości powyżej 5000 m n.p.m., ale też w obozie pierwszym na wysokości 5600 m n.p.m. Łącznie spędzili na planie 50 dni, z czego 12 minęło w Karakorum, a 21 w Alpach. Najniższa odnotowana temperatura w czasie zdjęć filmową to ponad -30 stopni. Ale podobno termometry nie pokazywały dokładnej temperatury, bo ich zakres skończył się na -30., więc mogło być zimniej.
Przed nimi nikt wcześniej w Polsce nie zdecydował się kręcić fabuły w naturalnych lokalizacjach - i to w dodatku z udziałem głównego aktora. Zadanie było też o tyle ambitne, że zapadła decyzja o rezygnacji z green screena. W Karakorum grupa na czele z producentem Dawidem Janickim, reżyserem Leszkiem Dawidem i odtwórcą głównej roli – Ireneuszem Czopem udała się w towarzystwie doświadczonej ekipy himalaistów pod przewodnictwem ratownika GOPR Jacka Jawienia. W Alpach natomiast twórcom towarzyszyli profesjonalni przewodnicy z organizacji IVBV, czyli Międzynarodowej Federacji Związków Przewodnickich. Reżyser Leszek Dawid przypomina:
W żadnym momencie to nie była beztroska wyprawa pozbawiona hamulców, ale przeciwnie: profesjonalnie i rzetelnie przygotowana przez kompetentnych ludzi, abyśmy mogli czuć się bezpiecznie.
Podstawowym założeniem było też zachowanie maksymalnej autentyczności i pokazanie tego, jak naprawdę wygląda wyprawa wysokogórska. Na potrzeby filmu odtwórca głównej roli Ireneusz Czop przeszedł intensywne przygotowania, przez które m.in. schudł 18 kg. Poza tym też dosłownie wszedł w buty Macieja Berbeki. Opowiedział:
Spałem w jego łóżku, jadłem w jego kuchni, piłem z jego kubka. Założyłem jego buty i okazało się, że pasują. A przecież Maciek nie miał palca i dość szeroką stopę. Bardzo się zżyłem z jego i Ewy czterema synami.
Synowie Macieja Berbeki: Jan, Stanisław, Franciszek i Krzysztof na premierze filmu w Zakopanem Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl
To nie wszystko, aktor nauczył się też wspinaczki:
Po pierwszej wyprawie letniej w Alpy pojechaliśmy do Karakorum. Jacek Jawień rzucał mnie na głęboką wodę. Potrafił wysłać mnie na czterdziestometrowy zjazd powietrzny albo podczas siedmiogodzinnej wspinaczki wzdłuż via ferrata rzucić mimochodem, że ja mam dalej sam prowadzić całą grupę. Nie mogłem dać się sparaliżować strachowi przed ekspozycją, wysokością, zimnem. Starałem się przy tym być ekstremalnie bezpieczny.
Z kolei producent Dawid Janicki wspomina: Uchwyciliśmy charakterystyczne formacje skalne, które rozpoznają osoby, które znają ten teren, które kiedyś się tam wspinały. Bardzo ważne było dla nas też to, żeby aktorzy nie wyglądali na górze jak hollywoodzkie gwiazdy. U nas Irek Czop ma na zdjęciach górskich opuchniętą twarz ze względu na wysokość, na której się znajdował, na ciśnienie, na brak wody. Tego nie da się odtworzyć, zrobić w charakteryzacji, to trzeba przeżyć.
Reżyser Leszek Dawid za najbardziej wymagające momenty przygotowania filmu uznał ekstremalne temperatury i trudy związane z doborem najlepszej możliwej lokalizacji w dynamicznie zmieniających się warunkach pogodowych:
Można być oczywiście perfekcyjnie przygotowanym, ale zawsze zdarzy się coś zupełnie zaskakującego. Tak jak na przykład burza śnieżna, która dopadła nas w Alpach i doszczętnie zniszczyła pieczołowicie rozstawioną bazę z lat 80.
Kiedy po dwóch dniach opuściliśmy wreszcie schronisko i oceniliśmy straty, mogliśmy się tylko rozpłakać. Wzięliśmy się jednak do roboty i patową sytuację wykorzystaliśmy doskonale - scena burzy śnieżnej została dodana do filmu.
Dodajmy, że do realizacji zdjęć w górach każdorazowo transportowano sprzęt o wadze ok. czterech ton, do zabezpieczenia planów zdjęciowych wykorzystano ok. 300 km lonż. - Zdjęcia były przygotowane bardzo precyzyjnie, ponieważ na tych wysokościach nie mogliśmy sobie pozwolić na błąd, a było też już za wysoko i za daleko, żeby operować dronem. Należało spróbować wielu metod działania - wspomina operator Łukasz Gutt. - W normalnych warunkach planu zdjęciowego trudna scena jest zwykle trudna ze względu na emocje i ich wiarygodną prezentację na ekranie. U nas to zwykle były kwestie techniczne, na które są metody, jeśli ktoś już wcześniej coś podobnego robił. My nie mieliśmy szansy skorzystać z czyichś wcześniejszych doświadczeń, musieliśmy sami kombinować. Zależało nam, żeby jak najdokładniej pokazać, jak wyglądało zdobycie szczytu, zachowując jednocześnie maksymalne bezpieczeństwo. W związku z tym nie mogliśmy sobie pozwolić, żeby w okolicach szczytu znaleźć się w czasie podobnym do oryginalnej ekipy zdobywców, bo byłoby to zbyt ryzykowne. Góry mówiły nam, gdzie postawić kamerę - deklaruje.
Największym wyzwaniem scenograficznym okazała się budowa filmowej bazy pod Broad Peakiem, która powstała w Alpach. Jej przygotowanie było skomplikowane przede wszystkim ze względu na temperaturę i nieustannie wiejący wiatr, który wielokrotnie krzyżował twórcom plany. Scenografowie działali razem wespół z ekipą himalaistów, którzy okazali się dla filmowców wielkim wsparciem. Katarzyna Jędrzejczyk, autorka scenografii, nazywa ich nawet "grupą specjalną do budowania dekoracji" i przyznaje, że bez tej pomocy byłoby z pewnością jeszcze trudniej.
Podczas zdjęć w wysokich górach scenografowie korzystali również z historycznego sprzętu alpinistycznego do realizacji scen dziejących się w 1988 r., który jednak musiał być dokładnie sprawdzony pod kątem bezpieczeństwa. Z kolei używane wówczas namioty zostały pod okiem scenografów uszyte przez firmę, która trzydzieści lat temu rzeczywiście przygotowywała je na wyprawy polskich himalaistów. Co więcej, rodzina Macieja Berbeki użyczyła wielu rekwizytów, które należały do himalaisty, m.in: czekan czy buty górskie.