Fenomen "Niewolicy Isaury". Aktorów witano jak papieża, drugie zmiany chciały powtórek

Nie wierzyła w nią ani brazylijska, ani polska telewizja. Listy od widzów, liczone w tysiącach, napływające od krajowej premiery serialu w 1985, są dziś jednak analizowane pod kątem społecznego fenomenu. "Niewolnica Izaura" zmieniła życia Polaków, a dwie pory emisji odcinków wyznaczały ich rytm.

Brazylijska telenowela, przez wielu uznawana za synonim kiczu, w Polsce stała się socjologicznym fenomenem, wpływając na liczne aspekty życia codziennego. Z Izaurą łatwo się utożsamić. Obywatele Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej pragnęli wolności tak samo, jak bohaterka serialu na podstawie abolicjonistycznej powieści, reprezentującej ruch walczący o zniesienie niewolnictwa. Produkcja odniosła też sukces w komunistycznych Chinach, gdzie była pierwszym tak znaczącym serialem zagranicznym, a 300 mln osób przyznało odtwórczyni głównej roli tytuł najlepszej aktorki.

Więcej ciekawych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Rewolucja kulturalna po polsku

Miłość do "Niewolnicy Izaury" nie jest jedynym podobieństwem, jakie łączyło Polaków z Chińczykami. Opowieść zapoczątkowała w naszym kraju własną rewolucję kulturalną, podczas której proletariat manifestował własne potrzeby. Zaczęło się niewinnie - od osób pracujących na drugie zmiany, którzy domagali się dodatkowej emisji odcinków, skończyło na pustoszejących ulicach w godzinach wyświetlania serialu.

Droga Telewizjo! My, trzytysięczna załoga Zakładów Przemysłu Odzieżowego "Bytom" w Bytomiu, zwracamy się z uprzejmą prośbą o nadawanie filmu "Niewolnica Isaura" dla drugiej zmiany, ponieważ oglądamy co drugi odcinek. Serial ten jest bardzo ciekawy i chcielibyśmy poznać dalsze losy bohaterów tego serialu w całości.
Zobacz wideo Elżbieta II nie chciała zasiąść na Żelaznym Tronie. Miała swoje powody

- czytamy w listach adresowanych do telewizji. Izaurę nie tylko znał każdy - kobiety chciały nią być. Tym imieniem nazywały swoje córki, a u fryzjera prosiły najczęściej o charakterystyczną fryzurę z włosami sięgającymi ramion i przedziałkiem pośrodku. Brazylijska produkcja poruszyła jednak nie tylko środowiska robotnicze, ale też artystyczne. O "Niewolnicy Izaurze" dyskutowały choćby poetki, Wisława Szymborska i Ewa Lipska. Po emisji ostatniego odcinka noblistka stwierdziła: "Nasze życie się skończyło, bo skończył się serial". Równie znacząca była wizyta głównych aktorów w Polsce. Lucelia Santos i Rubens de Falco przyjechali do kraju w maju 1985 roku i spędzili w nim tydzień. Tłumy, które witały ich na warszawskim Okęciu, porównywano z obecnymi przy wizycie papieża. Widzom trudno było odróżnić fikcję od rzeczywistości - na lotnisku pojawili się z transparentami "Uwolnić Izaurę". Z niechęcią odnosili się do serialowego Leoncia, byli też rozczarowani urodą Lucelii, która w rzeczywistości okazała się drobną kobietą z twarzą pokrytą bliznami po ospie, spanikowaną z powodu natłoku fanów. 

Odcinek za darmo, odbiór - bezcenny

Izaura trafiła do Polski nieśmiało i z dużą dozą niepewności. Nie wierzono w nią nawet w rodzinnej Brazylii, gdzie od początku była planowana przez Globo TV jako przeciętna produkcja kostiumowa. Magazyn "Antena" zapowiadał jej polską premierę bez szczególnego zachwalania, a "Polityka" starała się zrobić z "Niewolnicy..." synonim złego smaku, jednak okazało się, że widzowie nie potrzebują dodatkowej zachęty. Lew Rywin, polski producent filmowy, został za to skuszony wyjątkową ofertą. Na sprowadzenie serialu do kraju zgodził się tylko dlatego, że pierwszy odcinek otrzymał za darmo. "Rozszarpaliby mnie, gdybym wydał pieniądze na coś takiego" - miał powiedzieć wówczas Rywin, którego "Niewolnica Izaura" nie tylko nie zachwyciła, ale wręcz wydawała się obelgą dla kina. Wierzył też w wysoki poziom rodzimych produkcji, z którymi brazylijski wyciskacz łez nie miał szans się równać. Serial wyprzedził jednak "Pogodę dla bogaczy", "Polskie drogi" czy "Kojak" nie tylko liczbą widzów, ale też pozytywnych ocen. To miał być tylko przerywnik na kilka wieczorów. Niedługo po premierze rządził już całą ramówką "Jedynki". Średnia oglądalność utrzymywała się na poziomie 81 proc., a czasem sięgała nawet 92 proc. Polacy mieli również własny pomysł na Izaurę - sto odcinków przerobili na piętnaście godzinnych i dynamiczniejszych, pozbawionych zbędnych, przydługich scen. "Niewolnica Izaura" była jednocześnie obca i dziwnie znajoma, pochodziła z odmiennej kultury i różniła się od smutnej, polskiej rzeczywistości, a jednak utarte schematy w gruncie rzeczy nieskomplikowanej historii pozwoliły widzom odnaleźć w nich również siebie.

W 2008, 23 lata po polskiej premierze, "Niewolnica Izaura" doczekała się również wersji... regionalnej. W wyemitowanym przez Telewizję Silesia serialu wszystkie dialogi przełożono na etnolekt śląski. Izaurze poświęcono również kilka paneli w komiksie będącym zapisem wspomnień autorki z PRL-u, "Marzi" Marzeny Sowy. W XXI wieku polskie kanały wielokrotnie wznawiały też emisję telenoweli, m.in. na kanale Romantica. 

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na https://pcpm.org.pl/ukraina

Więcej o: