Wielu widzów może nie pamiętać zbyt dobrze tych czasów i może się zastanawiać, co w serialu jest faktycznie dobrze odwzorowane. Specjalnie dla nich opisujemy największe zalety produkcji, z której można czerpać wiedzę o powodzi tysiąclecia.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Akcja serialu zaczyna się kilka tygodni przed powodzią, której można było uniknąć, gdyby wszyscy odpowiedzialni ludzie na stanowiskach współpracowaliby ze sobą. Pierwszym dniem przedstawionym w serialu jest 25 maja 1997 roku, kiedy wojewoda rozmawiał z resztą władz o planowanej pielgrzymce Jana Pawła II. Nie przejmują się wtedy wiadomością, w której prognozowana jest powódź.
Dopiero w lipcu zostają podjęte pierwsze kroki ku temu, aby spróbować zapobiec tragedii. Do Wrocławia przyjeżdża hydrolożka Jaśmina Tremer (Agnieszka Żulewska), która uzyskała zaproszenie od lokalnego polityka Jakuba Marczaka (Tomasz Schuchardt). Obojga łączy wspólna przeszłość, bo Jaśmina mieszkała we Wrocławiu i nadal mieszka tam jej charakterystyczna matka Lena (Anna Dymna), co sprawia, że do bohaterki powraca wiele wspomnień.
Postanawia nie myśleć o tym i poświęca się pracy. W ten sposób poznaje innego ważnego bohatera, czyli Andrzeja Rębacza (Ireneusz Czop). Mężczyzna jest w trakcie remontowania rodzinnego gospodarstwa w fikcyjnej wsi Kęty. Często dogląda też swojego ojca w jednym z wrocławskich szpitali. Gdy ściany w jego piwnicy zaczynają się robić wilgotne, zaczyna mieć pierwsze podejrzenia.
Jednym z największych atutów "Wielkiej Wody" jest ukazanie powodzi tysiąclecia z perspektywy mieszkańców miasta, jak i jego aglomeracji. Bo przed przyjściem samej powodzi do miasta, dużym problemem był spór pomiędzy urzędnikami, a rolnikami z podwrocławskich wsi. Nie chcieli się zgodzić na wysadzenie wałów, co skutkowałoby zalaniem ich miejscowości, ale poziom wody, który trafiłby do Wrocławia nie byłby aż tak wielki.
Kolejną niewątpliwą zaletą jest odwzorowanie nastrojów panujących wówczas wśród mieszkańców dotkniętych powodzią. Na ekranie triumfuje zjednoczenie się przeciwko wielkiej wodzie. Wszystkie sceny, w których występują akcje ratunkowe są nakręcone rewelacyjnie i przedstawiają sytuacje, które wydarzyły się naprawdę. Wyróżnić można ewakuację zwierząt z miejskiego ZOO czy przejęcie autobusu komunikacji miejskiej prosto z trasy na potrzeby transportowania pacjentów ze szpitala.
Chociaż jest to serial fabularny, to twórcom udało się z dobrym smakiem wpleść do produkcji autentyczne filmy dokumentujące wydarzenie. Możemy zobaczyć m.in. nagranie z helikoptera z lipca 1997 roku, które dokładnie obrazuje rozmiar zniszczenia.
Poza tym wiele scen z "Wielkiej wody" nagrywano na prawdziwych wrocławskich ulicach, co ucieszyło wielu mieszkańców tego miasta. Dzięki temu wszyscy oglądający będą mogli sobie lepiej uzmysłowić, jak wyglądało życie w zalanym mieście.
Inną dobrą stroną produkcji jest idealne odwzorowanie panujących wówczas realiów życia Polek i Polaków. Na ulicach widzimy królujące wtedy samochody marki Polonez czy Fiat Cinquecento, a z ich głośników płyną ówczesne najnowsze przeboje. Również zadbano o szczegóły pod względem charakteryzacji bohaterów, którzy wyglądają jak żywcem wyjęci z lat dziewięćdziesiątych.
Jednakże jest też druga strona medalu. Pomimo tego, że serial został doskonale zrealizowany, to przedstawia tylko wybrany fragment ówczesnej rzeczywistości. Tomasz Schuchardt, czyli serialowy Jakub w rozmowie z Justyną Bryczkowską, dziennikarką Kultura Gazeta.pl tłumaczył, dlaczego serial syntezuje prawdziwe wydarzenia:
To, że gram wicewojewodę, to nie znaczy, że są tam jakiekolwiek cechy prawdziwego wicewojewody z tamtego czasu. Opowiadamy o obszernej katastrofie, dużej tragedii dla tysięcy osób, a w serialu występuje może setka, może dwusetka bohaterów. Ta dwusetka nie opowie historii tysiąca ludzi, natomiast nasza szansa, że połączymy kilka wątków, skumulujemy je w kilku postaciach, będzie formą hołdu dla tych wszystkich ludzi, jak i dla tych miast. Bo wiadomo, że nie sam Wrocław spłynął. Z tych większych były przecież też Kłodzko i Opole, przeszły podobną tragedię. To były też setki wsi i miejscowości - mamy więc pomieszane wątki. Pokazujemy zalanie zoo, a to zoo naprawdę zostało zalane w Opolu, my je przenieśliśmy do Wrocławia, właśnie też po to, żeby troszkę zintensyfikować samą fabułę, żeby ludzie dowiedzieli się, jak to było wszędzie, a nie tylko w samym Wrocławiu. Bo to przecież nie o sam Wrocław chodzi
Pozostałym ciekawym aspektem produkcji to humor, który w obliczu wielkiej tragedii został zaserwowany widzom w stosowny sposób. Jedną ze scen, którą należy traktować z przymrużeniem oka jest ukazanie dryfujących szczurów na drewnianej desce.
"Wielka woda" posiada 6 odcinków i na razie nic nie wiadomo na temat ewentualnego następnego sezonu. Chociaż rozpoczęte tutaj wątki fabularne mogłyby zostać rozwinięte w przyszłości, to raczej już nie w obliczu wielkiej katastrofy. Serial można oglądać na platformie streamingowej Netflix.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.