Gdy Evan Peters otrzymał rolę Jeffreya Dahmera, seryjnego mordercy, kanibala i gwałciciela, internauci wyrazili zaniepokojenie stanem psychicznym aktora. Popularność zapewnił mu dekadę temu serial "American Horror Story", w którym otrzymywał obciążające emocjonalnie role psychopatów i morderców. Gdy zakończył współpracę z producentem, potrzebował kilku lat, by odpocząć. Dziś wciąż męczy go konieczność udowadniania, że prywatnie nie ma nic wspólnego ze swoimi kreacjami aktorskimi.
Więcej ciekawych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
W głośnym wywiadzie z magazynem "EQ" z 2018 roku Peters zdobył się na szczere wyznanie i opowiedział, jak trudno było mu przygotować się do roli narzucanych mu przez Ryana Murphy'ego, producenta "American Horror Story" (serialu, którego każdy z sezonów opowiadał inną historię). Choć pacjent szpitala psychiatrycznego Tate z pierwszego sezonu czy przywódca kultu Kai z sezonu siódmego to jedne z najbardziej wyrazistych postaci, dopracowane w detalach, wejście w skórę psychopatów nie było proste.
Prywatnie jestem głupkowaty, zabawny, lubię przyjemnie spędzać czas. Nie lubię wrzeszczeć. Właściwie to wręcz tego nienawidzę, uważam, że to odrażające i krzyk zawsze był dla mnie wyzwaniem. A tego wymagało ode mnie 'American Horror Story'
- wspomina aktor, dodając, że większość ról, które otrzymał w serialu, była dla niego emocjonalnie obciążająca. Z biegiem lat coraz trudniej było mu rozdzielać życie prywatne od kreacji aktorskich. Wspominał sytuację, w której z nadmiaru negatywnych emocji częściej zdarzało mu się podnosić głos, np. stojąc w ulicznym korku. - W takich sytuacjach myślisz: co do diabła? Nie jestem sobą. Wciąż muszę udowadniać, że nie jestem szaleńcem - przyznał Peters.
Wpływ na psychikę aktora miały również wyjątkowo niekomfortowe dla niego sceny rozbierane, łączące się z psychopatycznymi zachowaniami granych przez niego postaci. W jednej z nich, jako Mr. March w "AHS: Hotel", musiał odegrać scenę pocięcia nożem dziewczyny, z którą uprawiał seks, jednocześnie źle czując się ze swoją nagością na planie.
To wszystko było dla mnie ogromnym wyzwaniem i wymagało mnóstwa wysiłku. Raniło moją duszę i mnie jako osobę. To psychicznie wyczerpujące. Prowadzi do miejsc, w których nikt nigdy nie chciałby się znaleźć, a ty musisz wyjść na plan i zrobić swoje. To w końcu łączy się z twoim życiem prywatnym
- powiedział Peters w rozmowie z "GQ". To dlatego zdecydował się odejść z serialu. Według współpracowników, bliskich i samego aktora, dojście do siebie zajęło mu dwa lata.
Nagrywaliśmy o nieludzkich godzinach, musiałem uczyć się tekstu w kilka godzin bez wcześniejszego przećwiczenia, kompletne szaleństwo. Straciłem kontakt z rodziną i przyjaciółmi. Ledwo funkcjonowałem
- wspominał w rozmowie z "Deadline". Za lekarstwo uznał możliwość zagrania roli komediowej, na wzór swoich idoli, Robbiego Williamsa i Jima Carreya. Za kolejną produkcję, w której pojawił się Peters (skupiony na społeczności LGBT "Pose") znów odpowiadał jednak Ryan Murphy. Aktor przyznał, że właściwe odegranie postaci Stana Bowesa również było dla niego bardzo trudnym zadaniem. - Wciąż wyczuwało się w nim ten mrok - tak producent skomentował współpracę z Petersem na planie.
Świat kina nadal utożsamia Petersa z rolami morderców. To dlatego otrzymał angaż w produkcji Netfliksa poświęconej Dahmerowi. Fani docenili, że ponownie szczegółowo oddał każdy detal zachowania granej przez siebie prawdziwej postaci, niepokoili się jednak, że udział w serialu może znów niekorzystnie wpłynąć na psychikę aktora. Aktor nie potwierdził, że istnieją powody do obaw. W jednym z wywiadów przyznał za to, że rola Dahmera była najtrudniejszą, jaką do tej pory otrzymał. Wcześniej uważał za taką rolę Kaia Andersona z "AHS", któremu poświęcono najwięcej czasu ekranowego w sezonie - łącznie 175 minut.
W poniższym filmie można usłyszeć, jak aktor przygotowywał się do wcielenia się w jednego z najsłynniejszych amerykańskich morderców.