Statyści przychodzili na plan "Wielkiej wody" we własnych ubraniach z lat 90. "Pojawiali się na planie ludzie, którzy przeżyli powódź"

Trzy lata wytężonej pracy, ponad dwa miesiące samych zdjęć do scen zbiorowych, hektolitry wody, pięć tysięcy statystów, pracujące non stop polewaczki, cały TIR z kostiumami i mieszkańcy Wrocławia, którzy na planie zdjęciowym stawiali się we własnych ubraniach, które nosili, gdy walczyli z powodzią w 1997 roku - to tylko część z tego, co było potrzebne, by powstał serial "Wielka woda".

"Wielka woda" to sześcioodcinkowy dramat katastroficzny w reżyserii Jana Holoubka (reżyser formatujący) oraz Bartłomieja Ignaciuka. Powstał na bazie pomysłu producentki Anny Kępińskiej, a za napisanie scenariusza odpowiedzialni byli Kasper Bajon i Kinga Krzemińska. Jego akcja rozgrywa się podczas powodzi tysiąclecia, która nawiedziła Wrocław i okolice w 1997 roku. Fala powodziowa zbliża się do stolicy Dolnego Śląska. Hydrolożka Jaśmina Tremer, lokalny polityk Jakub Marczak i mieszkaniec podwrocławskiej wsi Andrzej Rębacz próbują poradzić sobie z ekstremalną sytuacją, jednocześnie mierząc się z problemami natury osobistej. Produkcję można oglądać na Netfliksie od 5 października.

Zobacz wideo Wywiad z aktorami filmu "Wielka Woda"

"Wielka woda". Jak powstał serial? 

"Prace scenariuszowe rozpoczęliśmy przed końcem 2020 roku. Od lutego 2021 zaczęły się zdjęcia próbne i próby techniczne. Wyjeżdżaliśmy do Krakowa filmować plenery, przygotowywaliśmy też sceny z wodą na torze kajakarskim w Kolnej. W każdym miesiącu część dni była poświęcona "Wielkiej wodzie". Musieliśmy się starannie przygotować do realizacji scen wodnych, kiedy powódź już jest w mieście i na wsi, kiedy rzeki wzbierają" - wspomina reżyser Bartłomiej Ignaciuk.

Aby wiedzieć, jak poszczególne sekwencje mają być zrealizowane, należało podjąć kluczowe decyzje odnośnie konwencji serialu. "Można było postawić w większości na postprodukcję, wiele efektów wykreować i dorobić komputerowo. Druga droga to zrealizowanie wszystkiego 'w kamerze', na planie. My chcieliśmy te dwa światy połączyć" - podkreśla reżyser. "Cieszy mnie, że bardzo dużo udało nam się zrobić metodami analogowymi" - podkreśla Holoubek. Ale postprodukcja i efekty specjalne też odgrywały ogromną rolę.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

"W tym serialu są wykorzystane wszystkie techniki dostępne na rynku. Mieliśmy prawdziwe, zbudowane w wodzie dekoracje, ale potem stosowaliśmy compositing, czyli dokładanie reszty komputerowo, na przykład łączenie warstw budynków z wodą w 3D" - wyjaśnia reżyser.

"Wielka woda": Gigantyczny basen na planie, statyści w strojach z epoki i TIR z kostiumami

Na planie twórcy dysponowali wystarczająco rozbudowanym zapleczem technicznym, by realistycznie odtworzyć realia lat dziewięćdziesiątych. "Film się dzieje w dużym stopniu w wodzie lub błocie. Za nami jeździł TIR z dodatkową garderobą, z której korzystaliśmy, ubierając statystów" - wspomina kostiumografka Weronika Orlińska.

Ekipa ze szczególnym uznaniem wspomina zdjęcia realizowane w Srebrnej Górze, która na ekranie udaje ulice zalanego Wrocławia. W wielkim basenie wybudowano tam ściany kamienic, które następnie starannie pomalowano, ucharakteryzowano i zalano, tworząc realistycznie wyglądające miasto z czasu powodzi. "Wyzwaniem było kopiowanie rzeczywistości jeden do jeden. Każda plama, okno i element dekoracji - rolety, zasłony, kwiaty w doniczkach - udało się nam odtworzyć" - zaznacza scenograf, Marek Warszewski.

Na planie stworzono m.in. dokładną kopię ulicy Więckowskiego na Przedmieściu Oławskim, bo to na niej znajduje się - potem zalany przez powódź - sklep prowadzony przez jedną z bohaterek. Sama budowa trwała około ośmiu tygodni. Staranność wykonania scenografii miała też wpływ na stan ducha aktorów. "To dotyczyło wszystkich, którzy wchodzili w ten detal. Dzięki temu byli w stanie poczuć, co oznacza woda w mieście. Musieli się zmagać z przenoszeniem przedmiotów, przemieszczaniem się, gdy woda jest za głęboka. To dało mega atmosferę zdjęć" - wspomina Warszewski.

Podczas siedemdziesięciu ośmiu dni zdjęciowych przez plan przewinęło się około pięć tysięcy statystów.

- Zatrudniliśmy statystów z Wrocławia i rzeczywiście pojawiali się na planie tacy ludzie, którzy przeżyli powódź. Kostiumografki opowiadały, że przychodzili statyści już ubrani w rzeczy, w których w tamtych czasach chodzili. Wrocławska społeczność bardzo się w ten projekt zaangażowała

- opowiada producentka Anna Kępińska.

"Wielka woda". "Skala, której w Polsce nie było. Ludziom oczy wychodziły z orbit"

O to, by nie zabrakło na planie wody, dbały np. stale pracujące polewaczki. Helikoptery nie tylko występują tu przed kamerą, ale przydawały się także, gdy trzeba było rozgonić mgłę. "Najtrudniejsze było realizowanie zdjęć w wodzie. Wszyscy w woderach, na pontonach. Wyglądało to jak wakacje, ale to były bardzo trudne zdjęcia" - wspomina operator, Bartłomiej Kaczmarek

Dla pionu scenograficznego odtworzenie unikalnych realiów było absolutnym priorytetem. Nie było dla nich rzeczy niemożliwych. Wystarczy wspomnieć, że aby pokazać, jak wyglądał zalany szpital, na piętrze budynku wybudowano basen. Warszewski wraz ze swoim pionem specjalnie na potrzeby "Wielkiej wody" wymyślił metodę budowania szczelnych, nieobciążających stropów zbiorników wodnych wewnątrz budynków.

"Jak weszliśmy na plan jeszcze przed zdjęciami, żeby zobaczyć dekoracje, to ja zbierałem szczękę może nie z podłogi, ale z basenu" - wspomina Holoubek. "W trakcie pisania nie do końca uświadamiałam sobie skalę tego projektu" - śmieje się scenarzystka Kinga Krzemińska. "Ale kiedy producentka mi pokazała pierwsze materiały z planu, to się popłakałam" - wspomina. "Staram się nie robić zdjęć na planie, ale tu nie mogłem się powstrzymać. Pomyślałem, że muszę to sfotografować, żeby zapamiętać, tak było to niezwykłe" - opowiada z kolei Ireneusz Czop. "To zasługuje na jakieś Oscary scenograficzne" - zachwyca się Agnieszka Żulewska.

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.

"Takiej dekoracji w życiu nie widziałem. Byłem w szoku, jak scenograf Marek Warszewski dopracował każdy najmniejszy detal. Komukolwiek nie pokazuję zdjęć z tego planu, wszyscy pytają, jak myśmy zalali wodą ulicę. Nikomu nie przyszło dotąd do głowy, że wybudowaliśmy ulicę w wodzie, więc to chyba najlepszy komplement" - zachwyca się Holoubek. Zaś Ignaciuk dodaje: "To była skala, której ja jeszcze w Polsce nie widziałem. Nasza ekipa techniczna to ludzie, którzy uczestniczą w wielu projektach, a naprawdę czasami oczy im wychodziły z orbit".