"Władca pierścieni. Pierścienie władzy". Amazon narobił na ołtarz i twierdzi, że to arcydzieło. Ile w tym jeszcze Tolkiena?

Amazon zaprezentował finał "Pierścieni Władzy", czyli swojej wariacji na temat "Władcy Pierścieni", Śródziemia i w ogóle. Są to brednie na poziomie żenującym.

Osiem odcinków, grube miliony dolarów, przepiękna, urzekająca i hipnotyzująca sceneria głównie Nowej Zelandii, efekty specjalne jak z pełnometrażowych filmów, kostiumy, muzyka, piękne twarze - wszystko to powinno zadziałać. Dostaliśmy niestety opakowaną w cudowny, złoty papierek, nie boję się tego słowa, śmierdzącą kupę. Amazon narobił na ołtarz, który czcili czytelnicy na całym świecie. Wmawia nam, że w ten sposób dołącza do chóru miłośników. No nie. N i e.

"Władca Pierścieni. Pierścienie władzy" to ani władca, ani pierścienie, ani Tolkien

Było tak. Przedstawiciele Amazona sprawdzili, że "Gwiezdnych Wojen" nie wykupią, "Harry Potter" też już jest zaklepany i tak naprawdę z wielkich i wciąż jeszcze gotowych do zagospodarowania franczyz został rzeczywiście tylko Tolkien i jego Śródziemie. W przeszklonych biurach obejrzano więc wszystko, co naokoło Śródziemia powstało, ze szczególnym uwzględnieniem obu trylogii Jacksona. Wynotowano fragmenty, które stały się symbolami tych filmów, zapewne zrobiono grupy focusowe, które dostarczyły cennych spostrzeżeń w stylu "Aragorn był wspaniały, bo był nieogolony i miał nieszczególnie czyste włosy", albo "w tej scenie jest wspaniały krajobraz!", albo "te słowa mnie bardzo poruszyły, nawet nie wiem czemu, głębokie są bardzo".

I tak powstała długa lista rzeczy, które można wpakować później w serial, udawać, że mruga się okiem do osób wciąż po tylu latach wielbiących "Władcę" Jacksona. Lista naprawdę była długa, w ośmiu odcinkach spokojnie co czwarta scena była tak naprawdę zerżnięta (a może wręcz zarżnięta?) przez showrunnerów, którzy chyba nie przewidzieli, że robiąc tak, wcale nie wywołują u widza nostalgii. Powodują tylko narastające zdenerwowanie. A to naprawdę małe słowo.

Galadriel, wróć, Arwen, wróć, Glorfindel - a kogo to obchodzi?!

Przyznać trzeba jedno - grzech pierworodny przy ekranizacjach Tolkiena nie zaczął się absolutnie od Amazona. Również animacja Bakshiego nie była wolna od "skrótów" i delikatnych przekłamań. Jednak najbardziej zaszalał tu Peter Jackson, z różnych - bardziej i mniej mądrych - względów podmieniający swobodnie osoby, mieszający w fabule, kręcący brzydki romans z czasem i przestrzenią. Jego jest grzech pierworodny, jego wina i jego częściowa odpowiedzialność za to, co teraz Amazon zaprezentował. To on otworzył drzwi i niebacznie zostawił je uchylone za sobą, kiedy zakończył przygodę w Śródziemiu.

Na skutki czekaliśmy kilka lat. No i się doczekaliśmy.

Dostaliśmy osiem (póki co, bo przecież będą jeszcze cztery sezony) odcinków jazdy bez trzymanki. Nic nie składa się z niczym? A kogo to obchodzi. Teleportacja w Śródziemiu? Tak, a o co w tym złego? Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi. Dokładnie z takim podejściem Amazon wywołał wściekłość w szeroko pojętym internecie. Postaci bez motywacji (długo jedyną istotą, której szczerze można było kibicować, był domyślnie zły Adar, udawany Sauron). Postaci bez sensu (wszystkie, prócz wątku Elronda i Durina, to oni ratują "Pierścienie władzy"). Cytując klasyka, jak do tego doszło? Nie wiem. Tzn. wiem - kasa uber alles.

Z uporem kopiowano i wciskano nakręcone już wcześniej przez kogo innego fragmenty, jakby odhaczano z listy pod tytułem "podobało się kiedyś, spodoba się ponownie". Sorry, ale to jest zrobienie wielkiej kupy na ołtarz. Takie podejście nie ma nic wspólnego z wyrażaniem sympatii w stronę hitowej ekranizacji. Sympatią byłoby kilkukrotne puszczenie oka do widza, ale poza tym zbudowanie czegoś całkowicie swojego. Niestety, widać, że twórcy nie mieli tyle własnej kreatywności, żeby skupić się na swoim dziele. Musieli nieudolnie kopiować czyjeś w taki sposób, że jesteśmy tu prawie na granicy plagiatu. Nie dziwię się, że nie skorzystali z pomocy Petera Jacksona - przecież od razu by im powiedział "hola hola, ja już to napisałem, te dialogi, te sceny, te ujęcia, te krajobrazy - to wszystko to jest MÓJ pomysł". Co tam, Amazon chce, Amazon ma. A może Jeff Bezos?

W korporacjach jest tak, że nigdy nie wiadomo, kto konkretnie i ostatecznie stoi za jakimś projektem, dlatego to właśnie Bezosa można trochę obarczyć winą za całe "Pierścienie władzy". Zaangażowano do nich bardzo wielu ludzi z bardzo wielu - również hitowych - seriali i filmów, a jednak stworzyli oni jakiegoś wynaturzonego potwora. Odcinki albo dłużyły się, albo były pełne absurdów, albo dostarczały akcji, która nie miała żadnego znaczenia dla fabuły (po co pani elf pokazywała straży wyborowej z Numenoru, jak zabija się orka? Czy aż tak niskie standardy miała wyborowa straż, że dostawali się do niej ludzie bez żadnego doświadczenia w walce?). Kibicowaliśmy jedynej złej postaci, jaką nam pokazano (orki się nie liczą), zażenowanie budziła główna bohaterka, potężny Numenor okazał się wydmuszką, która na wojnę wysyła trzy statki i zarzyna konnicę galopem na odcinku kilkuset kilometrów od portu do pola walki. Postaci uśmiercano tylko po to, żeby potem magicznie ożyły (Bronwyn ze śmiertelną raną już dzień później śmiga, bo niby dlaczego nie). Albo o nich zapominano - rozumiem, że wybuch wulkanu może powodować konfuzję, ale czemu wojsko nie szuka swojej królowej? Albo Halbranda, z którego powodu w ogóle znaleziono się w Mordorze - żyje, nie żyje, a kogo to interesuje. Takich przykładów jest mnóstwo, każdy odcinek dostarcza pełen pakiet kolejnych.

Ach, no i przyczyna, dla której Sauron wreszcie się objawił jako Sauron, to jest zaprzeczenie wszystkiego, co kiedykolwiek Tolkien napisał. Ja wiem, że twórcy niedawno stwierdzili, że skoro Tolkien czegoś nie napisał, to nie znaczy, że tak nie było (np. Tolkien nigdy wprost nie napisał, że Galadriel nie dotarła do Numenoru, a to daje prawo Amazonowi podejrzewać, że jednak dotarła), ale [UWAGA, SPOILER] odtrącone uczucie Saurona ulokowane w nieodpowiedniej osobie jako przyczynek do tego, że jednak będzie be, to chwyt najniższy z możliwych.

Jedyny wątek, który realnie dostarczył jakichś emocji, zrozumienia i zaciekawienia, to wątek Elronda i Durina. Uwikłani w rodowe i rasowe zobowiązania muszą dokonywać niemożliwych wyborów. Kibicujemy im, zwłaszcza że są w swojej relacji dodatkowo naprawdę uroczy. Tylko to są dwie postaci. Dwie na całą plejadę.

Być może to wszystko miałoby szansę się udać, gdybyśmy nie byli bezczelnie oszukiwani, że mamy do czynienia z postaciami stworzonymi przez J.R.R. Tolkiena. Amazon dysponuje naprawdę fantastycznymi środkami i widać, że jak chce, to potrafi (vide - "Dobry Omen", "The Boys" i inne seriale na wyłączność na platformie Prime). Gdyby tylko nie wciskano nam do gardła tego, że mamy do czynienia z TĄ Galadriel, z TYM Sauronem. Gdyby od razu powiedziano: słuchajcie, chcemy pokazać wam naszą wersję tego świata. Wiemy, że go kochacie. Dlatego stworzymy od zera nowe postaci, damy im historie, przeprowadzimy je przez różne perypetie, ale nie będziemy kalać tego, co znacie.

Niestety, wybrano drogę Sarumana, opuszczającego ścieżkę mądrości na rzecz ścieżki szaleństwa. Dobrze, że ten sezon się skończył. Źle, że będą kolejne. Dobrze, że trzeba będzie na nie trochę poczekać. I dobrze, że ten serial jest nudny jak flaki z olejem, bo szybko zostanie zapomniany.

I nie, Amazon nie płacił nam nigdy za recenzje (choć widać było, które FanPage wykupiono do promocji na Facebooku). Dostał duży kredyt zaufania, ale jak widać, zrobił sobie z niego wydmuszkę. Tolkien jednak nie został skalany. Ot, stworzono coś, na co można się dodatkowo podenerwować, ale przecież książki zostają nietknięte. Dlatego jeśli chcecie zacząć swoją przygodę ze Śródziemiem, nie zaczynajcie jej od "Pierścieni Władzy". Nie róbcie sobie tego. Zacznijcie od "w pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit". A jeśli już koniecznie chcecie przekonać się, ile Tolkiena jest w "Pierścieniach Władzy", to podejdźcie do tego serialu jak do całkowitej fikcji na pewnej zbudowanej przez kogo innego bazie. Bazie doskonałej, ale to niestety nie wpłynie na jakość serialu na Amazon Prime. Jest on głupi, nudny i pięknie zrobiony. Polecam też standardową grę z wykorzystaniem procentów. Kiedy widzicie scenę skopiowaną z trylogii Jacksona - pijecie. Gwarantuję, że w połowie odcinka zacznie on być bardzo zabawny i rozrywkowy.

Ach, i scena z Balrogiem była naprawdę bzdurna. Serio, listek?

Więcej o: