Przez 10 tygodni czułam się tak, jak kiedyś, gdy HBO emitował kolejne odcinki pierwszych sezonów "Gry o tron". "Ród smoka" od pierwszego odcinka pokazywał to, co moim zdaniem było najlepsze w tamtym serialu (polityka! intrygi!), jeszcze to wszystko podkręcając. Twórcy wielokrotnie podkreślali, że zależy im na pokazaniu kobiet w męskim świecie władzy i w finale osiągnęli tu szczyt - zarówno ohydy, jak i czułości.
"Ród smoka" nie jest serialem bez wad. George RR Martin i filmowcy przyzwyczaili nas już w "Grze o tron", że nie stronią od okrucieństwa, najczęściej dotykającego kobiety. O ile w tamtym serialu najczęściej dotyczyło to przemocy seksualnej, teraz poszli w inną stronę.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Wiadomo było, że koronacja Aegona przez Alicent i jej ojca będzie miała konsekwencje. Chyba większość widzów, którzy widzieli zapowiedź ostatniego odcinka, spodziewało się wojny. Okazało się jednak, że nie było na razie żadnej walki. Co nie oznacza, że nie było emocji. Daemon od razu zaczyna planować obronę i atak, Rhaenyra na wieść o śmierci ojca i uzurpatorze na tronie... zaczyna rodzić.
Twórcy wielokrotnie i bardzo obrazowo pokazywali porody w "Rodzie smoka". Było okrutne cesarskie cięcie, które było próbą ratowania dziecka - następcy tronu - kosztem matki. Był poród księżniczki, pokazany w jednym ujęciu, na zbliżeniu twarzy, po którym zaraz musiała iść do królowej, by obolała i słaba znieść kolejne upokorzenie. Był trudny poród, gdy nie było już ratunku ani dla noworodka, ani dla matki. Ciężko się to oglądało, zastanawiałam się nawet, skąd ta obsesja pokazywania tego okrucieństwa. Nie byłam jednak przygotowana na to, co zobaczyłam w finale. Dla niektórych widzów to może być nawet za dużo.
Możesz być albo nie być królową, ale zawsze będziesz kobietą. Poród, czyli krzyk nr 1
Rhaenyra rodzi swoje kolejne dziecko w momencie, gdy jest na to zdecydowanie za wcześnie. Niezwykle przejmująca jest scena, w której służki chcą jej pomóc, ona jednak im na to nie pozwala. Gdy wypada z niej nieruchome ciałko, kamera to pokazuje. Gdy matka bierze je w objęcia, kamera to pokazuje. Gdy potem szykuje je do pogrzebu, kamera to pokazuje. Ostrzegam, że naprawdę ciężko się to ogląda, szczególnie, jeśli masz za sobą poronienie.
W całej tej sytuacji Rhaenyra JEST. Bo tak to wygląda w życiu kobiety. Możesz być księżniczką, a nawet królową, ale kiedy zostajesz matką, nie możesz uciec, nawet jeśli nie wiąże się to z cudem narodzin, tylko z natychmiastowym pożegnaniem, wyrwą w sercu i cierpieniem. Rhaenyra przeżywa to wszystko TU, Deamon, jako ojciec TAM - stojąc gdzieś na plaży. Nawet gdy potem w czasie pogrzebu próbuje być blisko, obok żony, cały czas jest OBOK.
Odczytuję finał sezonu jako pokazanie tego, jak jednak zawsze będzie różnić się życie kobiet i mężczyzn u władzy. Deamon to człowiek, który działa. Po raz kolejny okazuje się, że nade wszystko kierują nim ambicja, ma we krwi chęć walki. I choć kocha Rhaenyrę, klęka przed nią jako swoją królową (swoją drogą, Matt Smith ma w tym doświadczenie po "The Crown"), to potrafi też zachować się nieobliczalnie i okrutnie wobec niej. Przede wszystkim liczy się wygrana. Królowa z kolei w tym samym momencie stara się przede wszystkim myśleć o dziedzictwie ojca, zapewnieniu państwu pokoju. Już w dziewiątym odcinku oglądaliśmy podobną scenę, gdy Alicent, w żałobie po mężu, siedzi w sali pełnej spiskujących mężczyzn. Teraz podobnie, wśród zapalczywie dyskutujących o działaniach odwetowych rycerzy, siedzi Rhaenyra. Obie bohaterki (z postawionymi przed nimi wyzwaniami fenomenalnie radzą sobie zarówno Olivia Cooke i Emma D'Arcy) zostają uwikłane - zarówno z urodzenia, jak i ambicje mężczyzn - w wielką politykę i jako kobiety niestety nie są traktowane na równi z mężczyznami, nawet jeśli noszą na głowie koronę.
Obie są też matkami. I tak jak dzisiaj możemy się zastanawiać, dlaczego czasem słyszymy pytanie "z kim zostawiłaś dzieci?", a mężczyźni - jak się domyślam - raczej nie muszą na takie odpowiadać, tak Alicent i Rhaenyra matkami są ZAWSZE, podczas gdy mężczyźni z "Rodu smoka" ojcami są wtedy, gdy chodzi np. o kwestie sukcesji. Tym razem po raz kolejny okaże się zresztą, że chociaż możesz mieć w sobie spokój i chęć dogadania się, jedna rzecz momentalnie to przekreśla: kiedy ktoś zrobi krzywdę twojemu dziecku.
Śmierć Lucerysa, która doprowadziła do zmiany postawy Rhaenyry wobec wojny, każe nam sobie postawić pytanie: czy tak naprawdę da się okiełznać smoki? Deamon liczy, że liczebna przewaga stworów po stronie Targaryenów stanowi silny argument i wielką przewagę. Przekonujemy się jednak, że dzikie stworzenie można próbować "udomowić", ale ono zawsze tę dzikość będzie w sobie miało, podobnie jak instynkt. Aemond Targaryen chciał nastraszyć młodego Lucerysa, ale sytuacja po efektownym wyścigu wymknęła się spod kontroli.
Po tym wszystkim, co wydarzyło się w finale, jednym z ważnych motywów działania królowej będzie też matczyne poczucie winy.
Mimo okropności, jakie zawarli w serialu twórcy "Rodu smoka", które - jeszcze raz podkreślam - ciężko się ogląda, wydaje mi się, że tu wie, po co znalazły się w serialu. Jestem bardzo ciekawa, w którą stronę akcja potoczy się w drugim sezonie, nawet jeśli wiem, jak to się skończy, bo tym razem Martin opowiedział historię w książce do końca.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina