Ogólnopolską popularność zagwarantowała mu rola Edwarda Wiadernego w filmie "Kroll" Pasikowskiego i od tamtej pory pozostaje jednym z najbardziej rozpoznawalnych rodzimych aktorów. Wcielenia Cezarego Pazury na stałe zapisały się w historii polskiego kina. Adaś Miauczyński, Nikoś Dyzma czy Waldemar Morawiec to tylko trzy kreacje spośród setki. Tą setną był alfons Alfi w komedii gangsterskiej Mariusza Kuczewskiego "Nie cudzołóż i nie kradnij" nawiązujący specyficzną relację ze swoją podopieczną, Sandrą, graną przez Julię Wieniawę.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Pazura nie zaczynał od szkoły aktorskiej, lecz muzycznej. Po ukończeniu klasy klarnetu i fortepianu dwukrotnie zdawał do Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Druga próba ukazała się udana, a pierwszą rolę w filmie zaproponowano mu już w roku otrzymania dyplomu - 1986. Przez 36 kolejnych lat aktor wcielił się w dokładnie 100 postaci.
Policzyłem, że to setny film i mam nadzieję, że mi nic nie umknęło. Powiem szczerze, to jak sama liczba wskazuje - 100 to już jest trzeci wymiar. Nie wiem kompletnie, co to znaczy, ale robi wrażenie, na mnie też. Chociaż nie czuję tego w kościach, mógłbym następną setkę jeszcze zrobić. Miejmy nadzieję, że zdążę
- powiedział agencji Newseria Lifestyle. Najnowszą kreację Pazury można zobaczyć w "Nie cudzołóż i nie kradnij". Na plan produkcji wszedł w 2021 roku u boku m.in. Mateusza Banasiuka, Sebastiana Stankiewicza i Julii Wieniawy. Rok temu z tej okazji przygotowano też dla niego specjalny tort z napisem "100 ról to za mało". Faktycznie - aktor nie planuje przechodzić na emeryturę.
Kiedyś trzeba odpocząć i kiedyś trzeba ten zawód przestać uprawiać, chociaż ja o tym w ogóle nie myślę, dlatego że dzięki Bogu nie jestem piłkarzem, który kończy karierę w wieku 35 lat, bo już jest stary. Aktor może sobie znaleźć miejsce praktycznie do końca swoich dni: na planie filmowym czy w teatrze, bo są role dla starszych ludzi.
- zapewnił.
Pazura zauważył, że jest angażowany do grania postaci młodszych od siebie. Sam nie odczuwa, że jest częścią branży od kilkudziesięciu lat. Pomaga mu w tym współpraca z nowym pokoleniem aktorów, jak stało się też w przypadku "Nie cudzołóż i nie kradnij". Otrzymanie swojej setnej roli świętował z Julią Wieniawą. Jak przyznał, współpraca z młodą aktorką była dla niego przyjemnością. Była też okazją do zweryfikowania krążących na jej temat plotek.
Docierało do mnie wiele rewelacji na jej temat i cieszę się, że mogliśmy się poznać, bo w końcu mogłem to wszystko zweryfikować i pozytywnie się rozczarować. To, jak ona porusza się w świecie filmu i jak zachowuje się na planie, sprawia, że od pierwszego momentu chce się z nią pracować. Jest absolutną perfekcjonistką i profesjonalistką. Mimo swojej młodości, jest bardzo dojrzała. Doskonale rozumie polecenia, które dostaje od reżysera. Zależy jej przede wszystkim na zbudowaniu roli, a nie na kreowaniu siebie. Świetnie mi się z nią pracowało
- podsumował Pazura. Wieniawa nie pozostaje dłużna. Nazwała Pazurę "chodzącą legendą" i przyznała, że podglądając jego pracę na planie sama miała okazję rozwinąć się aktorsko. Wprowadzał miłą atmosferę i udzielał wskazówek.
To jest chodząca legenda jak dla mnie, więc bardzo się cieszę, że mam możliwość z nim popracować i go popodglądać trochę, jak on pracuje i jakimi zabiegami stara się kreować swoją postać. Widać, że on bardzo mocno wchodzi w głębię postaci i próbuje szukać czegoś więcej niż tylko tej powierzchowności, która się znajduje na papierze. Poza tym to też bardzo fajny człowiek, tzw. wujek Czarek, więc czuję się przy nim bardzo zaopiekowana.
- powiedziała agencji Newseria Lifestyle. Choć zagrali w zaledwie dwóch wspólnych scenach, aktorka żałuje, że nie było ich więcej. Później zaangażowała Pazurę do współpracy przy teledysku promującym jej utwór, "Nie mów".
"Nie cudzołóż i nie kradnij", reżyserski debiut Mariusza Kuczewskiego, trafi do kin 18 listopada 2022.