Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Nadawany w latach 2003-2012 program "Dom nie do poznania" cieszył się ogromną popularnością. Członkowie ekipy potrafili przemienić obskurne rudery w wille jak z filmów Hollywood. Pełne emocji show nie było jednak tak kolorowe w rzeczywistości. Producenci po latach ujawnili prawdę zza kulis.
Założenia "Domu nie do poznania" były zaskakująco proste. Do programu zgłaszały się potrzebujące rodziny, których historie łapały za serce. Zwykle uczestnicy show mieszkali w domach kompletnie nieprzystosowanych do ich potrzeb. W zaledwie tydzień ekipa remontowa przemieniała rudery w piękne wille. W tym samym czasie rodzina przebywała na luksusowych wakacjach.
Jednak nie wszystkie kwestie były poruszane w emitowanych w telewizji odcinkach. Sam dobór uczestników nie był do końca fair. Producenci nie decydowali się na najbardziej potrzebujące rodziny, a na ludzi, których historia złapałaby widzów za serce. Co gorsza, nie wszyscy zgłaszający się do programu byli uczciwi. W jednym z epizodów ekipa remontowa próbowała pomóc rodzinom wychowującym zaadaptowane sieroty. Jak się okazuje, uczestnicy, którzy finalnie wzięli udział w show, liczyli wyłącznie na bezpłatny remont i luksusowe wakacje. Niedługo po zakończeniu budowy oddali dzieci z powrotem do sierocińca.
Każdy z odcinków kończył się wielkim finałem, w którym powracająca z wakacji rodzina po raz pierwszy widziała swój nowy dom. Mało który z widzów zastanawiał się, co dzieje się z uczestnikami programu po wyłączeniu kamer. Jak się okazuje, w wielu przypadkach potrzebujące rodziny nie były w stanie pokryć kosztów nowej posesji. Wysokie rachunki i podatki wynikające z luksusów znajdujących się w willach często zmuszały rodziny do sprzedaży domu.
Co ciekawe, remont, który podobno trwał zaledwie 7 dni, w rzeczywistości zabierał ekipie więcej czasu. W takich przypadkach, podczas wielkiego finału pokazywano jedynie wykończone partie nieruchomości. Nieukończone miejsca po prostu pomijano.