Luis Guzman: Miłość, miłość, miłość, pasja, pasja, pasja, opiekuńczość, opiekuńczość, opiekuńczość i brak piątej klepki.
Przede wszystkim, wychowałem się, oglądając tego bohatera. Zawsze był zabawny, ujmujący - uczucie, jakim darzył żonę, dzieci, brata, było niesamowite. Nic zdawało się go nie denerwować. Jednak, kiedy myślę o Gomezie, mam w głowie przede wszystkim miłość. I pasję, która szczególnie we mnie rezonuje.
Rzeczywiście, jak wspomniałem, jako dzieciak oglądałem ich przygody. Kiedy mój menedżer zadzwonił i powiedział, że Tim Burton chce ze mną porozmawiać, byłem w szoku. "Ale na pewno ze mną?" pytałem. Gdy powiedział mi w trakcie wideorozmowy, że pracuje nad "Wednesday" i widzi mnie w roli Gomeza, byłem zachwycony, bo to jest ikoniczna postać. Jest w ogóle ktoś, kto nie kojarzy "Rodziny Addamsów"? W dodatku, poniekąd historia zatoczyła tu koło, bo pierwszym aktorem grającym Gomeza był Raul Julia, a ja jestem pierwszym laureatem nagrody jego imienia. Dlatego pojawiła się we mnie taka myśl, że życie jest naprawdę dobre.
To pierwszy raz, choć gram wiele lat, że wcielam się w bohatera, który był już grany wcześniej przez innych aktorów. Musiałem wystrzegać się pułapki myślenia o tym, by zagrać to jak poprzednicy. Chciałem to zrobić po swojemu, a jednocześnie uhonorować Gomeza Addamsa tak, jak na to zasługuje.
Czasy są dziś inne, inne są charaktery, talenty, no i to przecież Tim Burton. Dodajemy nową warstwę do tej legendy, przenosimy ją na kolejny poziom. Myślę, że widzowie pokochają naszą rodzinę: Catherine Zeta-Jones jako Morticię, Isaaca Ordoneza w roli Pugsleya, George’a Burceę jako Lurcha. I pokochają Jennę Ortegę w roli Wednesday, ona jest fantastyczna. No i oczywiście, Gomeza też.
Serialowa rodzina Addamsów na premierze 'Wednesday' Roger Kisby / Roger Kisby/Netflix
Myślę, że to jedna z najsilniejszych kobiecych bohaterek i silna córka. Jest dość odporna. Wierzy w wiedzę i w swój proces myślowy. Potrafi postawić na swoim. Jednocześnie, ubogaca Gomeza poprzez ich wzajemną relację ojciec-córka. Rzuca mu wyzwania. Myślę, że nie skłamię, mówiąc, że trochę boję się własnej córki. Jest pewna siebie, ma silną osobowość. Myślę, że to świetna rzecz w przypadku młodej dziewczyny. Jako ojciec, jestem z tego dumny.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Wpływ na to mają jej siła, szczerość. Jej uczciwość. Potrafi naprawdę nie tylko na ciebie spojrzeć, ale też przejrzeć. I to na wylot. To naprawdę złożona postać.
Ona jest po prostu niesamowita. Bardzo zaangażowana, skupiona, podziwiam w niej to. Nie wystarcza jej "OK, jest dobrze", stara się, żeby było jeszcze lepiej. Nawet jeśli to wymaga czasu, nie odpuści, póki nie będzie zadowolona z siebie. To robi wrażenie.
To czysta miłość. Kiedy patrzymy sobie w oczy, to NAPRAWDĘ patrzymy sobie w oczy. Mamy własny sposób komunikacji. Oczywiście, jest nim miłość, a także pasja i wzajemny podziw. Gomez kocha Morticię nad wszystko, nie wstydzi się jej tego okazać, jest z tego dumny, że może to robić. I vice versa. To po prostu miłość idealna.
Zawsze wie, jak nas ustawić. Ma świetne teksty, np. gdy ja i Morticia się całujemy, Wednesday mówi: "Widziałam szakale, które miały więcej samokontroli od was", ale tak naprawdę mówi: "Trochę przesadzacie, mamo i tato. Wrzućcie na luz". Wiem jednak, że kocha rodziców. Jest wyjątkowym dzieckiem, a ja jestem dumny, że mogę być jej ojcem i nie mam wątpliwości, że mnie kocha i szanuje.
Zanim wszystko się zadziało, zastanawiałem się, z której strony "ugryźć" tego bohatera. Kiedy elementy - niesamowity garnitur, zęby, peruka i wąsy - złożyły się w całość, wszystko przyszło naturalnie. Jakby postać się narodziła, więc po prostu zaufałem temu procesowi. Od tej chwili było mi łatwo wyobrazić sobie Gomeza.
O tak, to reżyser-legenda. Dla mnie to niezwykła możliwość, pracować z nim, być przez niego prowadzonym. Jednak największą i najmilszą niespodzianką było to, że jest tak samo twardo stąpającym po ziemi facetem jak ja. Jest naprawdę spoko. To przyjemność pracować z nim, bo jest wizjonerem. Widziałem wiele jego filmów i znam wiele osób, które z nim pracowały, a wejście do jego świata jest dla mnie czymś szczególnym. Jeden punkt na liście "co masz zrobić przed śmiercią" mogę skreślić!
Tim Burton i Luis Guzman na premierze 'Wednesday' Charley Gallay/ Netflix
To po prostu wizja Tima Burtona. Jego galaktyka, jego uniwersum. Ja po prostu jestem szczęśliwy, że mogę być tego częścią. To on wpadł na pomysł ze sztuczną szczęką, miał tu sprecyzowane wyobrażenie. On naprawdę myśli o każdym detalu. Kiedy go obserwuję, myślę sobie, że nazywanie Tima Burtona geniuszem to niedopowiedzenie, on jest bardziej jak guru. Jest ponad wszystko.
Po pierwsze, na pewno rodzina. Pokochają Jennę i sposób, w jaki gra Wednesday, ale także inne postaci tej opowieści. Moim zdaniem scenarzyści spisali się na medal - jest bardzo zabawnie, ale nie slapstickowo. Myślę, że taki typ humoru może trafić do widzów. No i są też wątki horroru. "Wednesday" to taki serial, w który musisz się wsłuchać, nie tylko go oglądać. Gdy poskładasz scenariusz, kreacje aktorskie, scenografię, zabiegi reżysera, okaże się, że to naprawdę dobry serial. Wierzę, że ludzie go polubią.