Mając 21 lat zadecydowali, że chcą spędzić ze sobą resztę życia. Nie rzucili słów na wiatr - przeżyli ze sobą ponad pół wieku. Elżbieta Starostecka, piękna Stefania Rudecka z "Trędowatej" i Włodzimierz Korcz, autor motywu z "07 zgłoś się" czy przebojów ówczesnych gwiazd estrady mieli szczęście nie tylko w miłości, ale też zawodowo. Nie zawsze jednak czuli się spełnieni. Kompozytor długo żył w cieniu żony-aktorki.
Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Połączyła ich nie tylko miłość do sztuki, ale też edukacja. Poznali się podczas studiów w Łodzi, gdzie oboje zostali zaangażowani do dwóch kabaretów studenckich ze względu na przyszłe profesje. Wcześniej jednak, za namową znajomego, Korcz przyglądał się pięknej studentce z wydziału aktorskiego Łódzkiej Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera, choć sam wybrał inny kierunek. Na szczęście zajęcia odbywały się we wspólnej przestrzeni.
Studiowaliśmy w tym samym budynku. Wydział aktorski był na parterze. Konserwatorium na pierwszym piętrze. Potrzebowali pianisty do kabaretu. Przesłuchali mnie i przy okazji usłyszałem, że jest u nich piękna dziewczyna, której, jak powiedział kolega, „niczego nie brak". Poszedłem na próbę, popatrzyłem na Elżbietę i pomyślałem, że rzeczywiście ładna.
- opowiadał magazynowi "Viva".
Zaangażowano nas do dwóch kabaretów studenckich jednocześnie. Ja po prostu starałem się być szarmancki i odprowadzałem żonę z jednego na drugi. Spojrzeliśmy sobie w oczy i po paru dniach wiedzieliśmy, że nie mamy wyjścia.
- wspominał kompozytor w wywiadzie dla "Uwagi". To była chwila. Wystarczyło jedno spojrzenie i już czuli, że są sobie pisani. Wracali do domu o północy i zdziwieni, że świta, rozmawiali przez całą noc. Jak sami uznali - chcieli "zatkać lukę", nadrobić ten stracony czas, kiedy jeszcze się nie znali. Jako dwudziestolatkowie wiedzieli, że będą ze sobą na zawsze, a do szczęścia wystarczy im dotrzymanie tej obietnicy.
Wzięli ślub po dwóch latach związku, tylko dlatego, że ojciec Korcza przekonywał, by wstrzymać się z decyzją. Oni sami chcieli się pobrać od razu. Do ślubu pojechali tramwajem - nie mieli samochodu, a wszystkie taksówki były akurat zajęte.
Poszliśmy na przystanek, podjechał tramwaj z otwartymi drzwiami. Ludzi było tyle, że nie dawało się wejść. A gdybyśmy nie weszli, nie zdążylibyśmy na ślub. Dopchnąłem Elżbietę w tłum, sam trzymałem się poręczy.
- wspominał Korcz w rozmowie z "Vivą". Przyszła małżonka nie była zła, pilnowała jedynie, by nie zniszczyć bukietu kwiatów. Liczył się dla niej tylko fakt, że od tego dnia będą razem już na zawsze. Sekret długoletniego związku? - Jeśli przyjmiemy, że w to wchodzą i kłótnie, i spory, a potem cudowne pogodzenia się, to to jest doskonałe - przyznała Elżbieta Starostecka. Gdy obojgu zaczęło się układać, mogli sobie pozwolić, by zamieszkać w wymarzonym przez aktorkę domu. Korcz wybudował go sam.
W wywiadzie na potrzeby cyklu "Kulisy sławy" Uwagi TVN Korcz przyznał, że przez wiele lat to Starostecka odnosiła sukcesy zawodowe i choć w przypadku, gdy para wybiera ścieżkę artystów będzie ze sobą konkurować, on nigdy nie zazdrościł jej bycia na pierwszym planie.
Jeżeli są w małżeństwie dwa zawody artystyczne, to zawsze musi być jakaś konkurencyjność. Ja nigdy w życiu nie miałem problemu z tym, że przez wiele lat moja żona była jedną z najbardziej znanych aktorek w kraju, a o mnie nikt nie wiedział. Po prostu pracowałem po cichu i robiłem to co trzeba, ale nie przynosiło to ani sławy, ani specjalnych pieniędzy. Wiele lat funkcjonowałem jako pan Starostecki. U żony w teatrze portier wołał do mnie: »Dzień dobry, Panie Starostecki!«. W ogóle mnie to nie bolało, mnie to cieszyło!
- powiedział. Faktycznie - filmografia jego żony składa się z produkcji, które dziś weszły do pewnego kanonu. To między innymi "Lalka", "Rzeczpospolita babska", "Noce i dnie" czy "Trędowata". Później aktorka sama wybrała, by częściej zostawać w domu i zajmować się dziećmi. Mąż w tym czasie wyjeżdżał na podbój scen. Polacy poznali się w końcu na talencie Korcza. Dziś utwory, które napisał dla Alicji Majewskiej czy Edyty Geppert są powszechnie cenione i na stałe zapisały się w historii polskiej piosenki.
Niczego bym w życiu nie osiągnął, nic bym nie zrobił, gdybym nie miał miejsca, do którego wracam, i nie miał żony, która jest zawsze. Razem to stworzyliśmy.
- podsumowuje Włodzimierz Korcz.