Autorka kostiumów "Emily w Paryżu": Młode dziewczyny oszczędzają pieniądze, by kupić taką torebkę, jaką ma Emily

- Przedstawiciele marek, z którymi współpracowaliśmy, mówią nam, że bardzo młode dziewczyny przychodzą do sklepów i mówią, że oszczędzały pieniądze, żeby kupić sobie torebkę, jaką nosi Emily. Zawsze staram się pokazać w serialu torebki zarówno drogich, jak i bardziej przystępnych marek. Chcę, żeby wszystkie młode kobiety, które identyfikują się z Emily i kochają ten serial, mogły sobie pozwolić na odrobinę przyjemności i luksusu. To taka moja prywatna zasada - opowiada Marylin Fitoussi, która odpowiedzialna jest za najbardziej charakterystyczny element serialu "Emily w Paryżu", czyli estetycznie wybujałe kostiumy.

"Emily w Paryżu" to serial, który jedni kochają, inni nie są w stanie go znieść. Jedno jest pewne - ta produkcja nie pozostawia widzów obojętnych. Kiedy się go ogląda, trudno sobie nie powiedzieć pod nosem, że przecież normalni ludzie - nawet w Paryżu - tak się nie ubierają. Ta charakterystyczna przesada i przerysowanie to oczywiście świadomy zabieg kostiumografki Marylin Fitoussi. Więcej o kostiumach do trzeciego sezonu serialu, który Netflix udostępnił 21 grudnia, opowiedziała w wywiadzie dla platformy, który przeprowadzono z okazji premiery.

Zobacz wideo "Emily w Paryżu" - zwiastun 3. sezonu. Kolejne miłosne rozterki, zawodowe zawirowania i ciekawe kreacje

Co w szczególności cieszy cię w kontekście nowego sezonu "Emily w Paryżu" i wyróżnia go na tle dwóch poprzednich?

Marylin Fitoussi: Przede wszystkim możliwość zaprezentowania oryginalnych rozwiązań. W każdym sezonie musimy pokazać coś nowego. Jak wiadomo, serial "Emily w Paryżu" cieszy się popularnością. Widzowie czekają na kolejny sezon i nowe kostiumy, w związku z czym musimy unikać powtarzalności poprzez kwestionowanie kanonów i prezentowanie nowych i atrakcyjnych kreacji. W tym sezonie miałam jeszcze większą swobodę twórczą oraz możliwość promowania własnego stylu przez bliższą współpracę nie tylko z moim zespołem, lecz także z Lily Collins.

Wcześniej projektowałaś kostiumy wspólnie z Patricią Field, która w poprzednich dwóch sezonach odgrywała rolę konsultantki ds. kostiumografii. Jak pracowało ci się samodzielnie przy najnowszym sezonie?

Bardzo miło wspominam współpracę z Patricią, prawdziwą ikoną, której wkład nie tylko w serial, lecz także rewolucjonizowanie świata mody jest nie do przecenienia. Patricia nauczyła mnie, że dla dobra artystycznej swobody nie należy zawracać sobie głowy rzeczywistością, więc postanowiłam całkowicie wyluzować. Postanowiłam zerwać z typowo francuskim podejściem do tematu, zgodnie z którym niektóre stylizacje wymagają uzasadnienia. Patricia nauczyła mnie też, że nie warto podążać za trendami i należy zdecydowanie unikać elementów modnych w danym sezonie. Zawsze próbowałam być kategoryczna w takich kwestiach jak kolor sezonu, którego należy unikać (w tym przypadku fuksja, do której odnosimy się w pierwszym odcinku), oraz modne w danym roku kształty i detale. Wszystko, czego nauczyłam się od Patricii, pomogło mi w pracy przy najnowszym sezonie, przy czym często odnoszę wrażenie, że mój umysł podsuwa mi 10 innych propozycji, dzięki czemu nie czuję się osamotniona, nawet gry pracuję samodzielnie.

Jak przebiegała w tym sezonie współpraca z Darrenem Starem?

Darren to geniusz, który ma chyba 3000 mózgów. Jest także niezwykle ciekawski i spostrzegawczy, a ponadto potrafi słuchać. Mimo dorobku obejmującego kultowe seriale pozostaje niezwykle skromnym i życzliwym człowiekiem, a także absolutnym dżentelmenem. W kwestii reżyserii jest raczej oszczędny i używa słów kluczowych oraz wytycznych, które doskonale rozumiem. Z uwagi na fakt, że Darren zna specyfikę mojej pracy, a ja wyczuwam jego poczucie estetyki, mogę swobodnie przekazywać mu swoje sugestie i prezentować rozwiązania, które uważam za właściwe w kontekście serialu. Darren obserwuje wszystkie przymiarki, co jest nie tylko bardzo ważne, lecz także schlebia mi i dodaje otuchy, ponieważ jest wyrazem jego aprobaty dla moich decyzji kreatywnych dotyczących stylizacji także drugoplanowych postaci. Pozwala to nam później pracować na planie nad spójną wizją w spokoju i satysfakcji.

Co mówią o Emily (Lily Collins) jako osobie i postaci jej stylizacje w najnowszym sezonie?

Emily jest wyjątkowa oraz radosna i kreatywna, a do tego spostrzegawcza. Widać to szczególnie w sezonie trzecim, w którym odkrywamy, że nie tylko rozgryzła zasady francuskiej mody, lecz także zinterpretowała je na własny, cooperowski sposób. Sądzę, że udało nam się nadać tej osobie i postaci bardzo wyraźną sylwetkę; można ją określić mianem ikony albo nie, ale na pewno jest "inna". Emily nie boi się eksperymentować i nie podąża za modą. Używa jej raczej jako formy wyrażania osobowości. Nasza bohaterka przestrzega jedynie tych zasad modowych, które sama sobie narzuca, i nie poddaje się dyktatom magazynów branżowych. Jej skłonność do przełamywania utartych zasad i wprowadzania własnych podoba się widzom. Ludzie obserwują ją, a nawet próbują naśladować. Emily ma zarówno wielbicieli, jak i krytyków, co jest zupełnie naturalne, a dodatkowo świadczy o tym, że udało nam się stworzyć postać, obok której nie można przejść obojętnie.

Lily Collins jako Emily w trzecim sezonie 'Emily w Paryżu'Moda w tym sezonie 'Emily w Paryżu' jest przerysowana, ale w cudowny sposób [WYWIAD]

W dwóch poprzednich sezonach mieliśmy do czynienia z centralnymi elementami garderoby: w pierwszym były to kapelusze typu bucket hat, a w drugim rękawiczki damskie. Czy podobnie będzie w najnowszym sezonie?

Spadła nas, być może słuszna, krytyka za wizerunek paryżanek w 10-centymetrowych szpilkach. Zewsząd słyszałam, że one ich nie noszą, ale w świecie Darrena Stara nie istnieje pojęcie trampek. Wyrazem kompromisu są zatem masywne buty i półbuty, które całkiem przyjemnie się projektowało, zwłaszcza dla Lily, której znakami rozpoznawczymi są bardzo kobieca figura i piękne nogi. To zaburzenie sylwetki Emily masywnymi butami przypominającymi zderzaki było przezabawne. Wykorzystaliśmy także sporo różnych par kozaków, czym chcieliśmy nawiązać bezpośrednio do lat 60., a w szczególności do Brigitte Bardot i jej ikonicznego obuwia. W ten sposób udało nam się uchwycić różne elementy typowe dla stylizacji z lat 60. i 70. ubiegłego wieku.

Jak ci się pracowało z Lily Collins w kontekście garderoby Emily? Jak wyglądał proces twórczy z twojej perspektywy?

Praca z nią była wyjątkowym doświadczeniem. Lily jest niezwykle inteligentną młodą kobietą, którą cechuje spora wrażliwość oraz wysoka spostrzegawczość zarówno w kontekście sytuacji, jak i ludzi. Jest także profesjonalistką w każdym calu, czym urzekła członków ekipy technicznej od pierwszego sezonu. Nigdy się nie spóźnia, zna swoje kwestie i jest w dobrym nastroju, dzięki czemu nam wszystkim sporo stresu. Dzięki pozytywnemu nastawieniu i życzliwości jej obecność na planie działa na wszystkich kojąco. Jej profesjonalizm przejawia się w rozwadze i umiejętności słuchania. Na jej korzyść działa także zdobyte doświadczenie.

Może się pochwalić solidnym dorobkiem i jest otwarta na sugestie innych. Zamiast "nie" mówi "spróbujmy". Bardzo stresowałam się przed jej pierwszą przymiarką, ponieważ była to nasza pierwsza bezpośrednia interakcja bez udziału osób trzecich. Na szczęście okazało się, że rozumiemy się doskonale i działałyśmy instynktownie, swobodnie wymieniając się pomysłami. Lily już od pierwszego sezonu ma w głowie bardzo wyraźną wizję swoich kostiumów i może powiedzieć coś w stylu: "Wiesz co, Marylin, ten wzór za bardzo przypomina mi patent z sezonu pierwszego".

Słuchanie uwag Lily jest dla mnie bardzo cenne. Pozwala mi zrozumieć pewne uczucia i je przyswoić, aby zaproponować jej więcej alternatywnych rozwiązań. Bardzo ważne było dla mnie także zdobycie jej zaufania, które miało być fundamentem naszej współpracy. Cieszę się, że Lily była otwarta na niemal każdy mój pomysł. Najbardziej zależy mi na tym, aby w kostiumach, które same w sobie wyrażają intencje i nastrój, czuła się zupełnie naturalnie - by pozwalały jej optymalnie wykorzystać warsztat aktorski do budowania postaci. Pracowało się nam fantastycznie, bo nie bałyśmy się próbować nowych rzeczy i nie spoczęłyśmy na laurach - stale myślałyśmy, co można by udoskonalić lub poprawić. Obie jesteśmy bardzo dumne z tego, co udało się nam osiągnąć.

W najnowszym sezonie Sylvie (Philippine Leroy-Beaulieu) jest skonfliktowana z Madeline (Kate Walsh). Co o relacji obu postaci mówią ich kostiumy?

Tak... słynny duet Madeline i Sylvie. Dwie piękne aktorki, które uwielbiają ze sobą pracować, a jako postacie dwie nieskrępowane i piękne kobiety o idealnej figurze, emanujące kobiecością i seksapilem oraz świadome swojego wieku. Przyjmuje się, że w miarę upływu czasu powinno się coraz więcej zakrywać, ale nie chcemy tego robić. Pokazujemy ewolucję ciała oraz naszych emocji z nim związanych. Gra aktorska Phillipine i Kate pozwala mi podejmować spore ryzyko. Z jednej strony mamy Madeline, która lubi przesadę. Z perspektywy amerykańskiej mam tu na myśli piękne włosy, często w formie trwałej, oraz fale, opaleniznę i pełniejsze piersi. Kate Walsh chciała to wszystko dodatkowo przejaskrawić. Do tego nalegała, żeby wszystkie jej ciążowe stylizacje były szalenie efektowne. Wkładała sukienki krótsze, niż mogłam sobie wyobrazić, a do tego jeszcze cały czas nosiła niesamowicie wysokie szpilki. To podejście pozwoliło mi uczynić z Sylvie jej zupełne przeciwieństwo, czyli ekstremalną minimalistkę.

Anna Cieślak i Jacek RozenekW polskiej wersji - żona Miszczaka, były mąż Rozenek. Ale to nie oni przynieśli sławę na cały świat

W tym sezonie bardzo zabawnie pod względem mody wypada scena bankietu u Pierre’a Cadaulta. Sylvie i Madeline nieświadomie pojawiają się w niej w takich samych sukienkach. Opowiedz nam w zaangażowaniu Stéphane’a Rollanda w tę scenę i sukienkę.

Stéphane Rolland ma wspaniały dom mody haute couture i już od bardzo dawna chciałam podjąć z nim współpracę. Nieśmiało zapukałam do jego drzwi przy okazji pierwszego sezonu i powiedziałam, że "jestem nikim, ale bardzo chciałabym z nim pracować, bo od dawna go podziwiam". Ku memu zaskoczeniu otworzył drzwi bardzo szeroko. Po zaprojektowaniu sukienki Cadaulta, którą Emily nosiła w pierwszym sezonie, pozwolił nam też zajrzeć do swoich archiwów. To dlatego podczas bankietu u Pierre’a Cadaulta mogliśmy skorzystać z sukienek haute couture - wyjątkowych strojów stanowiących przegląd całej kariery Stéphane’a Rollanda. Spotkała nas też wielka przyjemność i zaszczyt, bo Stéphane wystąpił w naszym serialu, grając samego siebie. Jest skromny i obdarzony dużym poczuciem humoru. Możemy go oglądać, jak gratuluje Pierre’owi Cadaultowi wielkich i wspaniałych dokonań - które są tak naprawdę dokonaniami Stéphane’a. To bardzo zabawny moment. Warstwa wizualna scen bankietu jest cudowna. Bez pomocy Stéphane’a Rollanda nigdy nie uzyskalibyśmy takiej jakości i skali. Już same sukienki by wystarczyły, bo wyglądają tak imponująco i perfekcyjnie.

Jakie są najważniejsze różnice między francuskim a amerykańskim stylem w tym sezonie?

Różnice znajdują odbicie tylko w postaci Madeline, która jest jedyną często pojawiającą się amerykańską bohaterką. Wspólnie z grającą ją Kate Walsh postanowiliśmy wyolbrzymić pewne aspekty amerykańskiego stylu i przedstawić je nieco karykaturalnie. Zawsze jednak robiliśmy to z sympatią i bez nadmiernej złośliwości. Trochę przesadzaliśmy z rozmiarem klejnotów i ich liczbą. Sukienka Stéphane’a Rollanda, którą zakłada na bankiet u Pierre’a Cadaulta, jest niesamowicie skrojona i zachwyca estetyką. Postanowiliśmy ją jednak przeładować wężowym naszyjnikiem od Elsy Peretti - to oryginalny element z bardzo limitowanej kolekcji, spływający pomiędzy piersi. Wygląda to bardzo zabawnie i nieco tandetnie. Stéphane Rolland także się uśmiał, oglądając przesadę, jaką emanuje ta postać. To takie drobne drwiny, ale nabijamy się też z francuskiej estetyki, w której liczy się tylko czerń, biel i granat. Generalnie jest jednak zabawnie i pozytywnie.

Coco Chanel stwierdziła, że "Dodatki kształtują i zmieniają kobiety". Jaką rolę z twojego punktu widzenia pełnią akcesoria przy określaniu estetyki postaci? Jak starasz się zrównoważyć często przesadzony styl serialu, aby zachować jego elegancję?

Mamy szkołę Coco Chanel, która mówi, że zawsze masz na sobie za dużo biżuterii, oraz szkoła Diany Vreeland, która uważa, że im więcej, tym lepiej, a skromność jest nudna. Ja wolę to drugie podejście. Lubię przesadę, lubię niedoskonałość. W serialu "Emily w Paryżu" mogliśmy eksperymentować z tym drugim podejściem, które jest też moim motto i definiuje styl głównej bohaterki. Mamy w nosie zasady. Rzucamy wyzwanie francuskiej elegancji i paryskiemu szykowi. Nie interesuje nas, że nie powinno się łączyć naraz więcej niż trzech kolorów i więcej niż trzech wzorów ani nosić więcej niż trzech sztuk biżuterii. Oczywiście bardzo szanuję Coco Chanel - była prawdziwą rewolucjonistką, która uwolniła kobiety z gorsetów. Zapoczątkowała całą filozofię i nie zamierzam kwestionować jej roli w historii mody. Po prostu mam bardzo odmienny gust. Emily pozwala mi na eksperymenty, w których odrzucam wszelkie ograniczenia mojej kreatywności, przełamuję modowe zasady, mogę być sobą oraz iść pod prąd.

Czy masz w tym sezonie jakieś ulubione sceny z torebkami?

Torebki i buty to najlepsi przyjaciele kobiety. Torebki potrafią wyrazić bardzo dużo, dlatego tak je lubię. W 1. sezonie jest taka urocza scena, kiedy Emily mówi Pierre’owi Cadaultowi coś w stylu "jako dziewczyna w Chicago miałam tak mało pieniędzy, że mogłam sobie kupić co najwyżej breloczek". Teraz przedstawiciele marek, z którymi współpracowaliśmy, mówią nam, że bardzo młode dziewczyny przychodzą do sklepów i mówią, że oszczędzały pieniądze, żeby kupić sobie torebkę, jaką nosi Emily. Zawsze staram się pokazać w serialu torebki zarówno drogich, jak i bardziej przystępnych marek. Chcę, żeby wszystkie młode kobiety, które identyfikują się z Emily i kochają ten serial, mogły sobie pozwolić na odrobinę przyjemności i luksusu, tzn. kupić taką torebkę. To taka moja prywatna zasada - łączyć eleganckie rzeczy z bardziej mainstreamowymi.

Myślę też, że taka torebka może stać się swego rodzaju pamiątką, czymś, co przekazujesz córce, aby ona mogła to później przekazać swojej. Uwielbiam na przykład markę Renaud Pellegrino tworzącą piękne jedwabne torebki z guzikami z kamieni szlachetnych oraz cudownymi aksamitnymi paskami. Cieszę się, że w tym roku mogliśmy zacząć współpracę i skorzystać z prototypów z ich kolekcji. Dostaliśmy też genialne torebki od Louboutina, które powstały we współpracy z młodym projektantem, oraz unikalną perłową torebkę od Germaniera. Na ekranie pojawiają się też torebki Vivier, Carolina Herrera oraz wyszywane cacuszko Lanvin. Zaprezentowaliśmy także bardzo, bardzo nietypowe projekty. Zawsze staram się uciec od klasyków, jak Hermes i Chanel, i pokazać coś bardziej zaskakującego.

Co w kostiumach z sezonu trzeciego twoim zdaniem najbardziej spodoba się widowni?

Myślę, że widzowie docenią moją nieustępliwość. Pokochają moją wolę walki o to, w co wierzę. To, że nie idę na kompromisy - pomimo całej krytyki w magazynach i na stronach branżowych oraz na Instagramie. W ogóle nie zaglądam do krytykujących mnie artykułów, ale cały czas czynią mnie silniejszą. Myślę, że widzom spodoba się to, że pokazujemy im interesujące i nieoczekiwane rzeczy. Nie zadowalamy się jeansami, butami sportowymi, T-shirtem i bluzą z kapturem. Zawsze stawiamy sobie trudniejsze cele. Uważamy naszych widzów za inteligentnych i spostrzegawczych ludzi, którzy doceniają warstwą niewidoczną na pierwszy rzut oka i umieją czytać między wierszami, którzy widzą, że to nie jest tylko lekka i radosna opowiastka. Z jednej strony "Emily w Paryżu" jest takim serialem, ale ma też drugą warstwę.

Co masz przez to na myśli? 

Darren Star chce uczyć widzów tolerancji, pokazywać im, że warto się buntować i stawiać na swoim, że warto być wyjątkowym i innym niż wszyscy. Trzeba być pewnym siebie i zmieniać zastaną sytuację. Mówi też, że samotnie ciężko cokolwiek zdziałać. W tym serialu jasno widać wagę każdego członka ekipy. Ja przecież nie mogłabym nic zdziałać bez pięknej scenografii, bez pięknego makijażu, bez pięknych fryzur, bez pięknych zdjęć, bez bohaterów, bez świetnie przeprowadzonego castingu. Ten serial pokazuje, jak bardzo jesteśmy od siebie zależni. Widać w nim też, jak bardzo go kochamy, jak bardzo chcemy nad nim pracować i jak bardzo się staramy, żeby był coraz bardziej wyjątkowy. To wszystko bardzo nas jednoczy, a sukces serialu tylko motywuje nas do dalszej pracy.

Doceniam każdą chwilę spędzoną na planie, każdy dzień, a nawet każdą kliszę. Uśmiecham się też za każdym razem, kiedy na paryskiej ulicy mijam młodą kobietę w berecie. Uśmiecham się, kiedy widzę berety na wystawach. Jeszcze niedawno wypowiadano się o nich w gorzkich i nieprzyjemnych słowach, jakby to było nakrycie głowy, którego trzeba się wstydzić. Teraz beret znów wrócił w chwale i stał się ważnym elementem paryskiej i międzynarodowej mody.

Więcej o: