"Korona królów. Jagiellonowie". TVP skończyła z Piastami i zabrała się za kolejną dynastię. Biedny Jagiełło na to nie zasłużył

Chwilami miałem wrażenie, że oglądam jakąś dziwną wersję programu typu "Ukryta prawda". Z tym, że paradokumenty potrafią być bardziej wciągające i lepiej zagrane przez naturszczyków niż "Korona królów. Jagiellonowie" w TVP.

Po trzymiesięcznej przerwie do ramówki TVP1 z kolejnym sezonem wraca "Korona królów", czyli jedna z najgłośniejszych produkcji historycznych ostatnich lat. Od teraz telenowela zwie się "Korona królów. Jagiellonowie", bo i opowiada o czasach, gdy na tronie Polski zasiadał Władysław Jagiełło. Serial jest bardzo promowany w mediach, ale czy warto zwrócić na niego uwagę?

Na samym początku muszę napisać, że cały czas nie mogę wyjść z podziwu, iż Telewizja Polska zdecydowała się zrealizować produkcję z gatunku "telenowela historyczna". Po pięciu latach od premiery pierwszego sezonu "Korony królów". Oglądając ten serial można tylko się zastanawiać, na co TVP wydaje te miliardy z rządowej rekompensaty. Bo ewidentnie nie na scenografię.

Więcej ciekawych tekstów ze świata filmów i seriali znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>

Pomysł na serial z pewnością jest zgodny z obecną linią programową Telewizji Polskiej, która bardzo dba o pamięć historyczną i wzmacnianie tożsamości narodowej wśród swoich widzów. A dodatkowo nie jest tajemnicą, że wielu widzów TVP lubi oglądać lekkie i proste w odbiorze produkcje. Format telenoweli pasuje tutaj jak ulał. Ale nie wszystko jest takie oczywiste, jak być powinno.

Po obejrzeniu kilku odcinków serialu nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego akcja w pilocie wyprzedzała kolejne. Zazwyczaj pilot to po prostu pierwszy odcinek danej produkcji. Poza tym, owszem, są seriale, których akcja rozpoczyna się od końca, a reszta fabuły jest retrospekcją. W tym wypadku dostajemy cały odcinek, który pokazuje Annę Cylejską już po ślubie z Władysławem Jagiełłą, a w następnym, czyli pierwszym, król cały czas opłakuje Jadwigę Andegaweńską i o Cylejskiej jeszcze nic nie wiemy. Ta wizja artystyczna scenarzystów pozostaje dla mnie zagadkowa.

Zobacz wideo [MATERIAŁ SPONSOROWANY] To drzewo czy harfa? Nie bez powodu wygląda właśnie tak

Podobnie zresztą jak cały serial. Nie kupuję łączenia formatu telenoweli z prawdziwymi elementami historycznymi. Idealnym przykładem, który obrazuje ten dysonans, są dialogi w serialu. Dostajemy rozmowy wypowiadane w pełni współczesnym językiem, w które wplątane są pojedyncze archaiczne zwroty, takie jak: "zaiste", czy "dziewka". Zdaję sobie sprawę, że to przez chęć połączenia prostego w odbiorze języka z elementami dawnymi, ale brzmi to naprawdę krindżowo.

Następnym problemem produkcji jest gra aktorska. Chwilami miałem wrażenie, że oglądam jakąś dziwną wersję programu typu "Ukryta prawda". Z tym, że paradokumenty potrafią być bardziej wciągające i lepiej zagrane przez naturszczyków. Król Władysław Jagiełło, w którego wciela się Sebastian Skoczeń, nie wypada jako mocny i mądry władca. Sprawia wrażenie osoby, która znalazła się w miejscu, w którym być nie powinna i zachowuje się jak dziecko, które podporządkowuje wszystko swoim zachciankom. Sceny, w których widzimy jego tęsknotę za utraconą żoną, są naprawdę mało przekonujące. A jego nowa żona, czyli Anna Cylejska (Milena Staszuk) jest postacią równie niewyrazistą co jej mąż. Ucieszyłem się tylko, gdy zobaczyłem Bogdana Kalusa w roli Hinczki z Rogowa. Swoją grą przypomniał mi trochę przysposobienie Hadziuka z "Rancza", w którego wcielał się przed laty. 

Kolejną rażącą rzeczą są charakteryzacje. Kobiety w serialu wyglądają z pewnością zbyt współcześnie, a stroje wojowników nieraz wyglądają jak wyjęte z wypożyczalni kostiumów na imprezy okolicznościowe. To wszystko sprawia, że telenowela jest bardzo drętwa. Z takim dużym budżetem, jaki co roku otrzymuje Telewizja Polska, na pewno można było się bardziej postarać. 

Serial mógłby być lepszy, gdyby nie był oparty na prawdziwych wydarzeniach. Oczywiście, wtedy Telewizja Polska nie mogłaby się pochwalić, jak bardzo dba o edukację historyczną swoich odbiorców. Mogłaby dostarczyć niewymagającą rozrywkę osadzoną w dawnych czasach, która na pewno byłaby prostsza w realizacji i nie udawała czegoś, czym nie jest. Nikt też nie mógłby zarzucić, że w fabule pojawiają się elementy umniejszające powagę prawdziwych wydarzeń, takich jak zaprezentowanie gry w dupniaka tuż przed pojawieniem się Władysława Jagiełły. Oglądałem ten fragment z tatą, który skomentował tę scenę na głos, mówiąc: "Jaka widownia, taki serial".

Natomiast pozytywnym akcentem w serialu są lokacje, w których go kręcono. Zazwyczaj sceny były realizowane w prawdziwych zamkach, co dałoby szansę na stworzenie ciekawej produkcji z całkowicie wymyśloną fabułą. Zapewne wtedy wrogami byliby wówczas także źli Niemcy, których w powstałej produkcji reprezentuje zakon krzyżacki i malborski zamek.

TVP chwali się, że pilot serialu 26 grudnia 2022 roku obejrzało 1,4 mln widzów, co dało stacji TVP1 około 10 proc. udziału w rynku. Zważywszy na to, że był to drugi dzień świąt, kiedy ludzie spędzali czas w domu, ten wynik nie jest niczym zadziwiającym. Nie wiadomo też, do kogo jest konkretnie skierowany, bo w porze jego emisji, czyli o 20:30 pokazywanych jest wiele podobnych tasiemców w innych stacjach telewizyjnych. 

Są lepsze sposoby na odświeżenie wiedzy z lekcji historii. Ten serial także kolejny raz utwierdził mnie w przekonaniu, że jedyny kanał narodowego nadawcy, który jest warty uwagi, to TVP Kultura, w którym pokazywane treści, a zwłaszcza filmy, nadal trzymają wysoki poziom. Szkoda, że na tę stację nie jest przeznaczany większy budżet.

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina

Więcej o: