916 stycznia 1980 roku TVP pokazała pierwszy odcinek serialu "Dom" - jednej z najbardziej znaczących i pamiętnych produkcji obyczajowych, które w tamtych latach trafiły na polskie ekrany. Fabuła skupiała się na mieszkańcach kamienicy przy ulicy Złotej, którzy wracają do zrujnowanej wojną Warszawy i próbują sobie ułożyć życie w nowej, komunistycznej rzeczywistości.
Za reżyserię odpowiadał wyśmienity dokumentalista Jan Łomnicki, a za scenariusz Jerzy Janicki i Andrzej Mularczyk. Obaj na tym etapie mieli już spore doświadczenie w tworzeniu reportaży radiowych. To pozwoliło im poznać prawdziwe ludzkie historie, co z kolei przełożyło się na zdolność tworzenia wiarygodnych, pełnokrwistych bohaterów. Janicki przez lata był do tego autorem popularnego słuchowiska radiowego "Matysiakowie", a Mularczyk z kolei pisał słuchowisko "W Jezioranach". Dziś można śmiało uznać, żeby byli obaj prekursorami w dziedzinie tworzenia rodzinnej sagi - to coś, z czego do dziś czerpią współczesne seriale i telenowele.
Więcej informacji ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Warto też dodać, że "Dom" realizowano w sumie na przestrzeni 20 lat. Pierwszą odsłonę serialu ekipa kręciła od 1979 do 1982 roku - zdjęcia przerwano z powodu wprowadzenia stanu wojennego. Do projektu powrócono w 1996 roku, ostatnie odcinki na antenę trafiły w grudniu 2000 roku. Ta przerwa w realizacji czasami prowadziła do nieco absurdalnych sytuacji. Tak np. w połowie lat 90. Daniel Olbrychski grał dużo młodszą wersję samego siebie. W fabule zrealizowanego jeszcze w '96 roku odcinka "Przed miłością nie uciekniesz" pojawia się bowiem wątek Danusi, córki chrzestnej Andrzeja Talara, która przyjeżdża do Warszawy, żeby zdawać na UW. Zamiast na egzamin idzie do kina na film z Danielem Olbrychskim, którego kocha miłością namiętną. Danusi udaje się nawet dostać do garderoby teatralnej aktora, gdzie ten daje jej swoje zdjęcie z autografem - zdjęcie z młodości. Widać pewien przeskok. Warto dodać, że Danusię zagrała Magdalena Stużyńska, która dopiero dwa lata później zyskała ogromną popularność dzięki roli Marcysi w "Złotopolskich".
Zbigniew Buczkowski i Magdalena Stużyńska w 2002 roku Fot. Bartłomiej Sowa / Agencja Wyborcza.pl
"Dom" to zarazem produkcja obejmująca kawał polskiej historii, jak i ważny rozdział w historii polskiej telewizji. Widzowie naprawdę głęboko przeżywali losy serialowych bohaterów: Talarów, Popiołków, Lermaszewskich czy Wrotków.
Andrzej Mularczyk w audycji Haliny Szopskiej w Polskim Radiu w 1985 roku opowiadał: - W moim temperamencie autorskim leżało zawsze wyszukiwanie dramatów jednostkowych, dramatów ludzkich, losów ludzkich. Serial "Dom" to była propozycja Janusza Gazdy z Redakcji Filmowej Telewizji Polskiej, który zainspirował nas do napisania serialu o Warszawie w pewnym kameralnym ujęciu. I sprawa zaczęła się - jak zwykle w moim przypadku - od dokumentacji. Z powrotem grzebanie się w tym, co było wtedy - w 1945, 46, 47, 49 roku - ważne. A więc całe tygodnie spędzane nad zszywkami "Życia Warszawy", "Rzeczpospolitej" i gazet z tamtego okresu, aby nagromadzić jakiś materiał, który mógłby być fundamentem losów życia przyszłych bohaterów - wspominał.
Zbigniew Buczkowski w serialu 'Dom' 'Dom', prod. TVP, reż. J. Łomnicki (1982-00)
Razem z Janickim udało im się stworzyć wielowymiarowy obraz polskiej rzeczywistości - mieszkańcy kamienicy to przedstawiciele różnych środowisk, zachowań i postaci rzuconych w wir powojennej zawieruchy. Oczywiście bardzo ważne było także to, kto tych bohaterów grał, bo bez przekonujących aktorów niewiele można by przecież wskórać. W głównych rolach występowali m.in. Jan Englert, Tomasz Borkowy, Jerzy Bończak, Zbigniew Buczkowski, Halina Rowicka czy Hanna Lachman.
Grany przez Zbigniewa Buczkowskiego Henio Lermaszewski niewątpliwie należał do ulubieńców widzów. To był klasyczny warszawski cwaniak, który z każdym byłby w stanie ubić jakiś interes. A do tego sypał doskonałymi tekstami, które widzowie nawet po latach wspominają z rozrzewnieniem: "Mój tato mówi, że u nas tylko władza ma czyste sumienie, bo nieużywane", "Niech mamusia będzie spokojna! Taki z niego mężczyzna jak z mysiej dupy reisentasche!", "Nowy rok, nowy sekretarz, nowy Lermaszewski", "Rokokoko kij ci w oko", "To niech on se tę sprawę wniesie, wie tatuś gdzie, do dyrekcji dzwonków tramwajowych" - to tylko część z nich.
Nie można przecież zapomnieć też o kwestiach takich, jak: "Koniec balu, panno lalu!", "Jeden już (raz) żonę puścił do Londynu i co? Teraz ma dziecko w kolorze Wedla", "Skąd mogłem wiedzieć, że z niego taki Pękalski? Taki z niego bohater, jak z raka ogier, "Jak ktoś komuś coś, to choć niewiele, ale zawsze, a jak nikt nikomu nic, to srał goły na rogu stodoły".
Sam Buczkowski opowiadał, że ta postać została napisana specjalnie dla niego: "Jeśli chodzi o rolę Henia Lermaszewskiego, to od początku była pisana z myślą o mnie. Wymyślił ją Andrzej Mularczyk, z którym się znaliśmy. Mówił, że będzie to fajna postać i się nie mylił" - zdradził w rozmowie z cafesernior.pl.
Nie ukrywał też, że wiele go z jego bohaterem łączyło. W wywiadzie z "Dziennikiem Łódzkim" wymieniał:
Heniek był sprytnym i zaradnym człowiekiem. Potrafił wszystko załatwić. Mam coś z tego Heńka. Też jestem zaradny, lubię majsterkować. Jestem nawet trochę taką złotą rączką. Jak zepsuje się coś w domu, to staram się najpierw sam naprawić, dopiero potem wzywam fachowca.
Andrzej Mularczyk niewątpliwie miał nosa, bo Zbigniew Buczkowski już w latach 80. był jednym z najbardziej charakterystycznych polskich aktorów, choć do szkoły aktorskiej się nie dostał (bo potrzebne było na roku miejsce dla partyjnego dziecka) i egzamin zawodowy zdawał eksternistycznie. Ale aktorstwo było mu przeznaczone, choć jeszcze jako dziecko chciał zostać pilotem.
Zbigniew Buczkowski urodził się 20 marca 1951 w Warszawie jako środkowe dziecko Zdzisława i Marianny. Oboje pracowali w polskich liniach lotniczych LOT - tata był zawodowym pilotem. Aktor jednak nigdy tak naprawdę ojca nie poznał. Miał osiem miesięcy, kiedy 15 listopada 1951 roku doszło do katastrofy samolotu Polskich Linii Lotniczych LOT Lisunow Li-2 pod Tuszynem. Maszyna rozbiła się niedługo po starcie. Zbigniew chciał potem pójść w ślady ojca i zostać pilotem - matka kategorycznie się sprzeciwiła.
Nie bez znaczenia jest fakt, że rodzina Buczkowskich mieszkała niedaleko wytwórni filmowej na ulicy Chełmskiej w Warszawie. Zbigniew już od 12. roku życia kręcił się po różnych planach filmowych; zaczynał jako statysta. W wywiadzie dla "Dziennika Łódzkiego" wspominał swoje aktorskie początki:
Sąsiadka zabrała mnie tam ze swoim synem Andrzejem, moim rówieśnikiem, do statystowania. Bardzo mi się spodobało, że coś udaję. Poza tym za to statystowanie dostawałem wiele pieniędzy jak na takie małe dziecko. Pamiętam, jak poszedłem kupić cukierki czekoladowe dla moich kolegów i koleżanek, zrobiłem im bankiet na podwórku. Potem zbierałem pieniądze na rower, który był moim marzeniem.
Pieniądze oddawałem mamie, która była moim bankiem. Zapisywałem w zeszyciku, ile tam jest. Chodziłem oglądać ten rower do sklepu przy ul. Nowowiejskiej. To był Jaguar, z przepiękną przerzutką Campagnolo. Marzenie każdego chłopaka! I w końcu ten kolarski rower stał się moją własnością.
Ostatecznie podjął naukę w technikum mechaniczno-elektrycznym w Warszawie, które ukończył, ale w zawodzie nigdy nie pracował. W 1971 roku został też bohaterem z przypadku. Okoliczności były dość niezwykłe: na pogrzeb Edmunda Ferdynanda Radziwiłła, który był bratem jej szwagra, do Polski przyleciała wdowa po zmarłym prezydencie USA, Jacqueline Kennedy Onassis. Jej przyjazd był nielada sensacją, więc kiedy w kościele trwało nabożeństwo żałobne, przed budynkiem i bramami cmentarza zebrały się ogromne tłumy gapiów. Jacqueline Kennedy była sytuacją zaskoczona i postanowiła szybko uciekać przez pole ziemniaków. Wtedy też do akcji ruszył Zbigniew Buczkowski. W jednym z wywiadów tak wspominał to zdarzenie:
Wokół cmentarza było kartoflisko, a Jacqueline nagle wyszła sama przed bramę, do dziś nie wiem dlaczego. Zebrał się wokół niej tłum, a ona wyglądała na zagubioną i zakłopotaną. Wtedy wkroczyłem.
Krzyknąłem, by ludzie się rozstąpili. Podszedłem do niej, chwyciłem za ramię. Idąc z nią po tym kartoflisku, usłyszałem, jak któryś z Radziwiłłów krzyknął: Do tramwaju!, który akurat nadjechał. Wskazałem ręką drzwi, powiedziałem: Madame, please!
Był wtedy zaledwie maturzystą. Niedługo potem upomniało się o niego kino. W 1972 roku Buczkowski zadebiutował na dużym ekranie rolą kelnera w głośnym filmie Janusza Kondratiuka "Dziewczyny do wzięcia". To było dla niego tak ważne przeżycie, że zdecydował się poświęcić aktorstwu i zdawać do szkoły aktorskiej. Był też na tyle charakterystyczną postacią, że wielu rezyserów z chęcią zapraszało go do udziału w kolejnych produkcjach. Zagrał epizody w takich produkcjach jak "Pies", "Hubal", "Głowy pełne gwiazd", "Mała sprawa", "Nałóg", "Przepraszam, czy tu biją?", "Czy jest tu panna na wydaniu?". Potem przyszła główna rola w "Rebusie" Tomasza Zygadły, a dalej były występy w takich produkcjach jak "Wściekły", "Miś", "Białe tango", "Człowiek z żelaza", "Amnestia", "Matka królów" czy "Wyjście awaryjne".
Dlaczego nie uczył się w szkole aktorskiej? "Nagle wezwała mnie Maria Kaniewska, dziekan i Jadwiga Chojnacka, które powiedziały: 'Mamy dla ciebie trochę złą wiadomość. Synku, my cię w tym roku nie przyjmiemy, załatwiłyśmy ci teatr w Jeleniej Górze. Ale w przyszłym roku będziesz zdawał i przyjmiemy cię na drugi rok'. Nic z tego nie rozumiałem. Miałem na koncie 25 filmów. Ze scenki filmowej na egzaminie dostałem piątkę. Co się wtedy stało? Ktoś po prostu miał wujka ministra i było potrzebne jedno wolne miejsce. W tamtych czasach zdarzało się przecież, że ludzie byli przyjmowani do pracy czy na studia na telefon" - opowiedział po latach w rozmowie z "Super Expressem".
W 1986 roku za radą Jana Himilsbacha zdał egzamin eksternistyczny i dalej grał w filmach, z tym że już jako aktor zawodowy. Pojawił się m.in. w takich produkcjach jak "Zabij mnie glino", "Pan Kleks w kosmosie", "Porno", "Ucieczka z kina Wolność", "Uprowadzenie Agaty", "Rozmowy kontrolowane", "Nic śmiesznego", "Nocne grafitti", "13. posterunek" czy "Złoto Dezerterów". Pod koniec lat 90. szczególną rozpoznawalność wśród młodszego pokolenia widzów przyniosła mu główna rola w sitcomie "Graczykowie" i jego kontynuacji "Graczykowie, czyli Buła i spóła", a także udział w "Świętej wojnie". W 2007 roku dołączył do obsady "Barw szczęścia", a 10 lat później przyjął główną rolę w produkcji "Lombard. Życie pod zastaw".