Kalina Alabrudzińska: To się urodziło później. Przy pierwszej serii skupialiśmy się tylko na tym, żeby wymyślić jak najlepszą historię na sezon. To miała być soczysta opowieść o bohaterkach w tamtym momencie ich życia. Wtedy tak naprawdę nie spodziewaliśmy się, że "Sexify" okaże się tak ogromnym sukcesem. Kiedy zapadła decyzja, że robimy kontynuację, to leżała przed nami - wtedy już przede wszystkim przede mną i Agatą Gerc - przysłowiowa biała kartka papieru do zapisania i trzeba było wymyślić, co dalej.
Agata Gerc: Pomysł na to, że drugi sezon ma być o mężczyznach i połączeniu sił, pojawił się dosyć szybko. Wiedzieliśmy co chcemy opowiedzieć, ale trzeba było wymyślić sposób na to, jak chcemy to zrobić. To zawsze największa trudność, egzekucja idei. Najpierw na poziomie scenariusza, a potem realizacji.
Kalina: Opowiadanie o mężczyznach, ale przez nasze bohaterki - to była ta największa i najtrudniejsza praca.
Agata: Mieliśmy niewiele czasu, bo przerwa między premierą sezonów nie powinna być zbyt długa. W tym wypadku pisanie zajęło nam prawie rok. Na początku, w szerszym gronie, podczas pracy w tak zwanym "writer’s roomie" tworzyliśmy potencjalne przygody bohaterek, które będą niosły tematy, które chcemy poruszyć. W kolejnym etapie napisałyśmy z Kaliną treatmenty, czyli bardzo szczegółowe opisy tego, co dzieje się precyzyjnie w każdym odcinku - jak się kończy, jak zaczyna, co dzieje się po drodze, jak splatają się wątki, jakie przeżycia bohaterów uruchamiają akcję. W następnym kroku Kuba Rużyłło na bazie tych treatmentów napisał scenariusz. Wyjątkiem był ósmy odcinek, który Kuba napisał już sam, bo, mimo że wiedzieliśmy oczywiście jak kończy się historia dla każdej z bohaterek i dla apki, to my musiałyśmy przejść w kolejny etap prac.
Kalina: Z mojego punktu widzenia praca pisarska tak naprawdę się nie kończy w określonym momencie, bo na planie sytuacja zawsze jest dynamiczna. Nagle zmienia się pogoda i z pleneru musimy wejść do środka, w ostatniej chwili mamy zmianę aktora, bo na przykład przebadany przed wejściem na plan okazał się mieć pozytywny wynik testu na COVID-19 - i trzeba zmienić przebieg sceny. Często też po prostu wpada się na lepsze pomysły, ciekawsze puenty. Trzeba być otwartym na to, co przynosi praca na planie.
Agata: Czasem zmiany wprowadzane są po próbach z aktorami, kiedy czujemy, że coś się w scenie rozchodzi, że nie osiąga odpowiedniego ciężaru, nie niesie tematu. Ale też na dużo późniejszych etapach, już w trakcie realizacji, okazuje się często, że zmiany są konieczne. Natomiast fakt, że jesteśmy tak mocno sklejone z tą historią, piszemy ją, jesteśmy razem na planie i potem razem pracujemy przy montażu, powoduje, że czujemy się na tyle bezpiecznie, że w miarę potrzeby wprowadzamy niekiedy nawet bardzo radykalne poprawki.
Agata: W czasie prac w pokoju scenarzystów, czyli na początku tworzenia historii, robiliśmy burzę mózgów w szerszym, też męskim gronie, z Piotrem Domalewskim, Tomkiem Habowskim, Kubą i naszym producentem Janem Kwiecińskim. Dużo czasu poświęciliśmy na to, żeby podejść do tego tematu z empatią. Żeby położyć nacisk na odpowiednie sprawy. Mieszany skład na pewno był na tym początkowym etapie kluczowy.
Kalina: My zawsze podążamy za bohaterami, za ich rozwojem. Zależy nam, żeby nie moralizować i żeby znaleźć zaskakujące zwroty akcji. Mam wrażenie, że w naszej pracy właśnie to wygrywa z jakąkolwiek perspektywą: kobiecą czy męską. W tym procesie zarówno Kuba jak i my dowiadywaliśmy się rzeczy od siebie nawzajem - to bardziej na tym polegało. Na pewno nie było walki na perspektywy.
Agata: Nie dajemy w tym serialu gotowych odpowiedzi i to zawsze było nasze założenie - w obydwu sezonach. Nie mamy żadnej idee fixe na to, jak ludzie powinni żyć, co robić, jaka jest właściwa droga. Na szczęście mamy trzy bohaterki, które reprezentują różne podejścia do siebie i do życia. Wydaje mi się, że pokazujemy, jak ważne jest, żeby człowiek działał w zgodzie ze sobą, ale, że czasem to też ma swoją cenę.
Kalina: Jesteśmy strasznie dumne z Agatą z tego pomysłu. Bardzo nam miło, że nam to mówisz.
Agata: Jesteśmy tym bardziej zadowolone, bo było bardzo dużo znaków zapytania i niewiadomych. Wszyscy się jakoś tego szalenie obawiali: najpierw zaproponować taką niedużą rolę tak wspaniałemu aktorowi, niektórzy próbowali nas odwieźć od tego pomysłu, ale wiedziałyśmy, że ten wybór jest dokładnie tym, czego szukamy w tej scenie. Właśnie dlatego, że to tylko dwie sceny, trzeba było je odpowiednio "wypełnić". Bardzo się cieszymy, że się zgodził.
Kalina: Super się pracowało z Michałem. Rozumiał, że grając w komedii nie gra się komedii. Dodał głębi do jego postaci. Jego partnerem w scenie był Wojtek Solarz. Razem z Michałem potrafili w krótkim czasie - bo w ramach jedynie dwóch scen - uchwycić silną relację partnerską, jaka łączyła odgrywane przez nich postacie.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Kalina: Rolę Małgorzaty pisaliśmy tak naprawdę już z myślą o Izie. Dobromir Dymecki też się pojawił w trakcie pisania. Aktorzy przychodzą, poznają się ze swoimi postaciami i wnoszą je często na dużo wyższy poziom, ale nie jest tak, że oni nam kompletnie wywracają koncepcję, bo my wymyślamy to wszystko bardzo precyzyjnie już na wcześniejszym etapie. Bardzo świadomie idziemy w tym procesie od koncepcji, przez casting do pracy z aktorem.
Agata: W szczególności postać Małgorzaty budowaliśmy tak konkretnie, że tam już chyba nie było miejsca na jakieś drastyczne zmiany interpretacyjne. Na pewno Dobromir do postaci, która była wymyślona na papierze, bardzo dużo wniósł tym, jak wspaniałym jest aktorem. Dla nas to jest bardzo przyjemne, kiedy aktorzy oddają swoją duszę i ciało naszym bohaterom. Dodają im te dodatkowe, głębsze warstwy, na które liczymy, ale też zawsze odkrywamy wspólnie z wielką przyjemnością.
Izabela Kuna w 'Sexify 2' Netflix
Kalina: W każdej chwili tworzenia tego serialu idziemy za bohaterkami. Podążamy za tym, gdzie one nas prowadzą. Nie ma odwrotnej kolejności, nie ma takich sytuacji, w których myślimy "No dobra, gdzie je teraz wziąć, żeby było dziwnie, żeby wszyscy się oburzali". To nigdy tak nie wygląda. Ponieważ one są konkretnymi postaciami i są w życiu odważne i wsłuchują się w siebie, to trafiają w takie miejsca, jak ten cmentarz albo ten kościół. Może niekoniecznie w idealnym momencie…
Agata: Wątek Pauliny jest szczególny w tym sezonie. Ona po raz kolejny musiała przekroczyć siebie i dalej walczy z różnymi demonami. W pierwszej serii wykonała konkretne ruchy na swoją rzecz, a teraz jej droga jest dalej pełna zakrętów. Nieustannie szuka siebie, ma wątpliwości, czy dobrze zrobiła, czy dobre decyzje podjęła, ale pod koniec sezonu w naturalny sposób ostatecznie zrywa ze wszystkim, co ją obciąża. Dlatego tak ważne jest to, co powiedziała wcześniej Kalina - to bohater nas prowadzi. Właśnie dlatego scena "ostatecznego zerwania" odbywa się w taki sposób. To wynika z jej drogi, a nie z tego, że na etapie pierwszego odcinka wymyśliłyśmy sobie, że w określonej chwili będzie musiała coś takiego zrobić. Ponieważ konwencja tego serialu jest bardzo specyficzna, uważamy na to, żeby nie iść w stronę efekciarstwa. Bardzo byśmy tego nie chciały i nigdy naszym celem nie było szarganie świętości.
Agata: "Potop" faktycznie był ważnym akcentem pierwszego sezonu, ale przy pracy nad drugim nie chcieliśmy się na nic z góry fiksować. Gdyby nas ta historia nie doprowadziła do żadnych świąt, to nie wciskalibyśmy ich na siłę. Ponieważ na etapie siódmego odcinka przychodzi moment, w którym dziewczyny muszą się na nowo powołać do życia, to super szansą było, żeby to zrobić w Święto Zmarłych. To wynikało z fabuły i było dla nas świeże, więc bardzo się nam skleiło. "Dziady" zostały przegonione i nastała nowa, życiowa energia uruchamiająca do działań.
Kalina: Podobnie. Jimek ogląda wersje montażowe odcinków z nami, wskazujemy na miejsca, w których chcemy nowy motyw muzyczny, mówimy, jakie uczucie chcemy przekazać w danym momencie, a JIMEK już wtedy wie, jak to osiągnąć poprzez muzykę. Często jest też tak, że on sam proponuje swoje rozwiązania, a ponieważ kieruje się bardzo trafną intuicją - są zazwyczaj w punkt. Muszę przyznać, że jedną z najprzyjemniejszych części postprodukcji są momenty, kiedy muzyka i warstwa obrazu zaczynają współgrać. To zawsze powoduje w nas dużo emocji.
Agata: Montaż bywa też czasem na usługach muzyki, bo ona bardzo mocno wyznacza rytm naszego serialu. W przypadku "Sexify" jedno bez drugiego nie istnieje. Dlatego ta współpraca jest bardzo bliska i ścisła.
Agata: Montaż jest dla nas absolutnie kluczowym etapem, bo wtedy ostatecznie decyduje się, jak to nasze serialowe danie zostanie podane. Jak najlepiej oddać to, co miałyśmy w głowie, kiedy to pisałyśmy, obsadzałyśmy i kręciłyśmy. To, że tego nie odpuszczamy, to jest mało powiedziane: każda, absolutnie każda sklejka jest przez nas "wychuchana", a praca z naszymi wspaniałymi montażystami Sebastianem Mialikiem i Magdą Chowańską bardzo ścisła. Oglądamy odcinki wielokrotnie, dopracowujemy, potem ogląda je też oczywiście Netflix, potem jeszcze o tym rozmawiamy i dalej szlifujemy. To jest bardzo żmudny, wieloetapowy, ale też szalenie satysfakcjonujący proces, który jest dla nas super ważny.
Kalina: Że jesteśmy ważnym serialem, bo oddajemy głos kobietom. A w drugim sezonie dodatkowo trafiamy w punkt, bo próbujemy zrozumieć mężczyzn.
Agata: W kobiecych głosach z zagranicy najczęściej przebijało się to, że przeżycia naszych dziewczyn zostały odebrane bardzo uniwersalnie na świecie. Niektórzy obcokrajowcy, kiedy z nami rozmawiali i dowiadywali się, że robimy "Sexify", mieli gęsią skórkę. Dlatego, że ten temat tak do nich trafia. Nie są to widzowie, którzy analizują skrupulatnie rozwiązania fabularne i szukają korzeni gatunkowych naszego serialu, tylko ludzie, którzy wsłuchują się w nasze bohaterki i to co udaje im się wysłyszeć, bardzo na nich działa. O tym najczęściej słyszałyśmy za granicą i to jest to, co nam daje najwięcej przyjemności.