Netflix niemal codziennie dodaje nowe tytuły, a w ostatnim czasie przybywa też lokalnych produkcji z różnych zakątków świata. Czasem pod tym gąszczem nowości chowają się nieco mniej znane lub starsze tytuły, którym zdecydowanie warto dać szansę. Teoretycznie na pomoc powinien przyjść słynny algorytm, który będzie polecać najbardziej odpowiednie tytuły, ale nie ukrywajmy: nie zawsze oglądamy to, co nas najbardziej interesuje, akurat na swoim profilu.
Zobacz wideo
Netflix szokuje kontynuacją "Różowych lat 70.". "Różowe lata 90." im dorównają? [MUSIMY O TYM POGADAĆ]
Co obejrzeć na Netfliksie? Seriale na poprawę humoru i kryminały
Czasem też pominiemy serial, który będzie nam odpowiadać, bo ma miniaturę, która zupełnie do człowieka nie przemawia. Wiem co mówię, bo niedawno złapałam się na tym, że zignorowałam serial, który już widziałam i mi się naprawdę podobał. A to wszystko właśnie przez kiepską grafikę i polskie tłumaczenie tytułu, którego nie zapamiętałam. Nie raz byłam też w sytuacji, w której nie byłam w stanie wybrać, co nowego włączyć. Chociaż lista "do obejrzenia potem" tylko się rozrasta, nie zawsze czuję się w odpowiednim nastroju, żeby np. włączyć serial o wdowie, która szuka sprawcy wypadku, w którym zginął jej mąż ("Już nie żyjesz"), głośną produkcję o genialnej dziewczynce, która w sierocińcu uczy się grać w szachy i uzależnia przy okazji od prochów ("Gambit królowej") albo mroczny dramat z elementami sci-fi i zawikłanymi motywami podróży w czasie ("Dark").
W ramach rozpoczętego przez Martę cyklu, która alfabetycznie wymieniła swoje ulubione seriale Netfliksa, przygotowałam listę kolejnych produkcji, które można znaleźć na platformie i po które moim zdaniem warto sięgnąć z różnych powodów. Kolejność będzie raczej przypadkowa, a same tytuły pogrupowałam w różne sekcje.
Seriale (głównie) komediowe: "Grace i Frankie", "Derry Girls", "Santa Clarita Diet", "Gang zielonej rękawiczki" (w recenzji tłumaczyłam czemu), "Brooklyn 9-9" i "Dobre miejsce", bo zrobił je Michael Schur, a także "Community" (jest prześmieszny, do tego pracowali nad nim bracia Russo).
- O "Grace i Frankie" można rozpisywać się wręcz na metry, ale dla mnie największe zalety tego serialu to oczywiście rewelacyjne Jane Fonda i Lily Tommlin w rolach głównych i fabuła, która opowiada o życiu (także uczuciowym) ludzi nawet nie po czterdziestce, a już po sześćdziesiątce. Dostajemy tu świetny scenariusz, ostre żarty, życiowe tematy i rewelacyjny drugi plan.
- "Derry Girls" to z kolei wyborny sitcom o irlandzkich nastolatkach dorastających w latach 90. w tytułowym Derry. Główne bohaterki (i bohater) mają naprawdę rozkosznie idiotyczne i bardzo właściwe dla ludzi w ich wieku przygody, pełne wtop i durnych pomyłek. Niemniej szurnięci są ich rodzice, a także nauczycielki z katolickiej szkoły. Jest nostalgicznie, tylko grozą może napawać świadomość, że w tym samym czasie Irlandia Północna rozdarta jest wewnętrznymi konfliktami.
- Niestety Netflix przestał kręcić "Santa Clarita Diet" z Drew Barrymore po dwóch sezonach. Wielka szkoda. W tym serialu życie przeciętnej pary agentów parających się sprzedażą nieruchomości wywraca się do góry nogami, kiedy po pewnej kolacji Sheila odkrywa niepohamowaną potrzebę, by jeść ludzkie mięso. Jednocześnie nie chce rezygnować ze swojego dotychczasowego życia. Niby to komediowy horror, ale oferuje znacznie więcej niż sztuczna krew lejąca się z ekranu i garść udanych żartów.
Więcej informacji ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Fantasy, Neil Gaiman i elementy abstrakcji: "Sandman","Lucyfer", "Agencja detektywistyczna Dirka Gently'ego" (gra tu Elijah Wood, ten serial jest doskonale pokręcony, dziś Netflix już nie robi taki rzeczy), "She-Ra i Księżniczki Mocy"
- "Sandman" to pięknie zrealizowany serial na podstawie przełomowych komiksów Neila Gaimana i jako fanka tego pisarza nie posiadam się z radości, że produkcja chwyciła wśród użytkowników Netliksa. Dobrze oddaje istotę tego, za co najbardziej Gaimana lubię: to jak charakterystycznie prowadzi narrację, jego na wskroś brytyjskie poczucie humoru oraz mnóstwo popkulturowych i mitologicznych nawiązań.
- "Lucyfer" (czyli produkcja, która powstała na bazie pomysłu Gaimana) z kolei ma wszystko, czego od rozrywkowego serialu kryminalnego oczekuję: zwartą i wartką akcję wewnątrz każdego odcinka, charakterystyczną obsadę, głównego bohatera z wyraźnie brytyjskim akcentem (Tom Ellis wypadł tu doskonale), odpowiednią dawkę głupich żartów, mało nadęcia i dużo fantazji w przerabianiu klasycznych mitów założycielskich. Końcówka może nie do końca przypadła mi do gustu, ale i tak "Lucyfer" pozostaje jednym z moich ulubionych seriali.
- "She-Ra i Księżniczki Mocy" to fantastyczny przykład tego, jak z kreskówki, która była dodatkiem do innego serialu animowanego (miał podbić sprzedaż dziecięcych zabawek), można zrobić wciągający i niegłupi fabularnie serial. To, że wywołał sporo zamieszania za sprawą zmiany kreski i "deseksualizacją" wyglądu postaci, to już osobna para kaloszy. Warto włączyć dla samej intrygi.
Zobacz wideo
"Sandman". Gwiazda z "Gry o tron" w przebojowym serialu Netfliksa
Stand-up: Hannah Gadsby, Jack Whitehall, Jimy Carr, Iliza Shlesinger, Taylor Tomlinson, "The Fix"
- Tu głównie chciałabym polecić australijską komiczkę Hannah Gadsby i jej programy "Nannete" oraz "Douglas". Jej występy to naprawdę mocna rzecz - są brutalnie dowcipne, szczere i doskonale pokazują perspektywę osoby, która z różnych powodów jest "inna". Gadsby powinni obejrzeć zwłaszcza heteroseksualni panowie po pięćdziesiątce, którzy mają problem z wyobrażeniem sobie, a zwłaszcza zrozumieniem, jak to jest nie być nimi w przestrzeni publicznej.
- Brytyjski śmieszek Jack Whitehall z gracją wyśmiewa nas i nasze problemy pierwszego świata, takie jak to, że w pensjonacie nie ma mleka owsianego czy sojowego. Poza jego stand-upami znajdziecie też na Netfliksie cały program podróżniczy, w którym zwiedza ze swoim ironicznym i cynicznym starszym już tatą różne egzotyczne zakątki świata - urocze.
- Daniel Sloss - ten Szkot jedzie z żartami na ostro, w grudniu 2023 roku ma przyjechać też na występy do Polski.
- Jimy Carr - jego śmiech zapamiętacie do końca życia, to on jest autorem żartu: Wielka Brytania jest domem jednej z najciężej pracujących i najzdolniejszych nacji pracowników w Europie - Polaków.
- Iliza Shlesinger - jej programy to adekwatna do przeżyć samej komicznki podróż przez różne etapy życia millenialsa, mężczyźni w końcu też dowiedzą się o co chodzi z tym "brzydkim stanikiem".
- Taylor Tomlinson - doskonale nabija się sama z siebie, a przy okazji pozwala widzowi poczuć: "o, też tak mam".
- Jeśli lubicie takie klimaty, koniecznie włączcie program "The Fix". Prowadzi go wspomniany już Jimy Carr, a formuła show polega na tym, że dwie ekipy komików znajdują różne rozwiązania na palące problemy współczesnego świata, a publiczność wybiera lepsze.
Po prostu dobre seriale: "Russian Doll", "Alienista", "Wielka woda"
- Pierwszy sezon "Russian Doll" - fajnie poprowadzona historia w duchu "Dnia świstaka", dobra ścieżka dźwiękowa i udana obsada.
- "Alienista" - Nowy Jork na przełomie XIX i XX wieku, kryminalne zagadki, Daniel Brühl z "Goodbye Lenin" jako pionier psychologii śledczej, a także Dakota Fanning i Luke Evans w efektownych kostiumach i scenografiach.
- "Wielka woda" - wciągający scenariusz, doskonała obsada i powódź tysiąclecia jako punkt wyjścia.
Zaskakujące odkrycia: "iZombie", "Zła krew - Bękart z piekła rodem", "Freud"
- Muszę wyróżnić "iZombie" - przynajmniej pierwszy sezon - bo zupełnie nie spodziewałam się, że wciągnę się w produkcję, której punktem startowym jest przemiana młodej lekarki w zombie. A jednak, choć początek serialu przypomina to, co pojawiło się w "Apokawiksie", to serial bardziej niż o zombie, jest o kryminalnych zagadkach. Nasza bohaterka nie chcąc krzywdzić ludzi, zatrudnia się w kostnicy, gdzie niepostrzeżenie wyjada mózgi zmarłych. Przy okazji odkrywa, że przez to ma dostęp do ich wspomnień, dzięki czemu pomaga szukać ich morderców. W bonusie dostajemy elementy estetyki właściwej dla Tima Burtona i Roberta Buckleya jako wewnętrznie skonfliktowanego łowcę zombie.
- Jeszcze bardziej - i to na plus - zaskoczyła mnie brytyjska produkcja "Zła krew - Bękart z piekła rodem". Tytuł brzmi koszmarnie, a jak się człowiek dowiaduje, że w grę wchodzą wątki zakochanych nastolatków, a do tego wróżki, czarodzieje i wilkołaki, to ma ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie, bo na pewno dobrze nie będzie. Tymczasem ta produkcja została poważnie potraktowana od strony scenariusza i obsady. Do tego dialogi nie są durne i sztampowe. Zajmujący się adaptacją książki scenarzyści zadbali o to, żeby widzowi nie więdły uszy od słuchania idiotycznych klisz rodem z seriali fantasty dla nastolatków. Tu jest mrocznie i wciągająco. Na Rotten Tomatoes produkcja ma 93 proc. ocen od krytyków i 92 proc. od publiczności. Z rozczarowaniem przyjęłam wiadomość, że drugiego sezonu nie będzie. Podobało się nawet mojej mamie.
- Tym, którzy lubią seriale kostiumowe, kryminały i to, co można fabularnie wyciągnąć z koncepcji Zygmunta Freuda, mogę też polecić niemieckojęzyczny serial "Freud". Pierwsze odcinki może nie mają odpowiedniego tempa, ale im dalej w las, tym robi się ciekawiej.
'Freud' Netflix Materiały prasowe/Netflix
Seriale z gatunku "Feel Good": "Good Witch", "Pełniejsza chata", "Kochane kłopoty" (klasyka telewizji - bez komentarza)
- Gdy mi smutno, gdy mi źle, lubię sobie włączyć "Good Witch" z Catherine Bell w roli głównej. Aktorkę pamiętam z serialu "J.A.G. Wojskowe Biuro Śledcze", a ta produkcja to 100 proc. Hallmarka w Hallmarku. Mamy tu idylliczne amerykańskie miasteczko, sympatyczną lokalną społeczność i przyjazną "wiedźmę", która wszystkim znajomym oraz klientom sklepu czy pensjonatu zawsze służy dobrą radą albo odpowiednim olejkiem eterycznym. W tle przewija się cała plejada różnych bohaterów i choć teortycznie fabuła nie opowiada o niczym konkretnym, to po pierwsze człowiek się wciąga, a po drugie - zdecydowanie odstresowuje.
- "Pełniejsza chata" to kontynuacja kultowego sitcomu z przełomu lat 80.i 90. Na plan produkcji wróciła niemal cała oryginalna obsada - z wyjątkiem bliźniaczek Olsen, co też kilka razy stało się obiektem udanych żartów na metapoziomie. Produkcja nie jest pozbawiona wad, może chwilami jest zbyt cukierkowa albo już zbyt oddalona od rzeczywistości, nawet jak na sitcom, ale dostarcza dużo przyjemnej rozrywki. No i przede wszystkim ekran rozsadza Andrea Barber, która gra Kimmy, ekscentryczną przyjaciółkę D.J. Tammer.
Guilty pleasure: "The Order", "Emily w Paryżu"
- "The Order" - to kolejny przykład serialu fantasy dla nastolatków, który choć wydaje się głupi aż miło, to bardzo przyjemnie się go ogląda i jednak nie niszczy w widzu poczucia własnej wartości (no, może trochę). Netflix znowu złamał mi serce, decydując się po cliffhangerze nie kręcić kolejnego sezonu, ale już te serie, które są dostępne, doskonale nadają się na rodzinny i niezobowiązujący seans. Ta produkcja ma w sobie coś, co sprawia, że chce się oglądać kolejne odcinki, choć czasem pomysły scenarzystów są już naprawdę pojechane.
- Na pocieszenie zostaje mi absurdalnie rozrywkowa "Emily w Paryżu". Co mogę powiedzieć - od trzech sezonów bohaterka ma te same problemy, wszyscy ubierają się w coraz bardziej surrealistyczne stroje, ja krzyczę przed ekranem, że przecież nikt się tak nie ubiera, i o matko, amerykańskie wyobrażenie o modzie, co za dramat. A jednak czekam na to, co dalej pokażą. Serial doskonały w momentach, kiedy człowiek leży chory na kanapie i potrzebuje się jakoś oderwać. Jednak fachowa robota.
Oczywistości, które warto nadrobić: "Stranger Things", "Dark", "Gambit królowej", "Mindhunter", "The Crown"
Polskie seriale kryminalne: "Ultraviolet" (Igor Brejdygant pisał scenariusze do części odcinków, Marta Nieradkiewicz dobrze sobie radzi w głównej roli i jest przyjemnie nieopatrzona), "Znaki" (jest dobry, mroczny klimat)
KLASYKI: "Star Trek: The Next Generation" i "Monty Python"
- Na sam koniec pozwolę sobie dodać, że "Star Trek: The Next Generation" to wspaniały serial i teraz już nikt takich nie potrafi lub nie może robić. Zachwycające jest to, jak dużo różnych i naprawdę niegłupich tematów udało się poruszyć scenarzystom na przestrzeni siedmiu sezonów. To wieloodcinkowa lekcja rozumu i ludzkiej godności, tylko przebrana w mundur oficerów kosmicznej floty. Poza tym 178 odcinków daje nam mnóstwo czasu, żeby zakochać się na nowo w Patricku Stewarcie.