Ludzie pisali, że to serial tak piękny, że "pękają oczy". Właśnie wchodzi drugi sezon

Druga seria "Carnival Row" z Orlando Bloomem i Carą Delevingne będzie jednocześnie pożegnaniem z serią. To z jednej strony wielka szkoda, bo był to nareszcie serial fantasy, który nie kopiował bezwzględnie "Gry o tron" czy "Władcy Pierścieni", a jednocześnie w klimacie i przesłaniu przypominał książki Andrzeja Sapkowskiego bardziej niż jakakolwiek ekranizacja "Wiedźmina". Z drugiej strony "Carnival Row" to serial tak wizualnie piękny, że najlepiej oglądać go na jak największym ekranie - aż się prosi, żeby zrobić z niego kinowy film. Dlaczego w takim razie nie stał się hitem?

Serial "Carnival Row" jest adaptacją stworzonego przez Travisa Beachama "A Killing on Carnival Row". Pierwszy sezon premierę miał w 2019 roku. Na kolejną serię trzeba było czekać prawie cztery lata - to naprawdę długo w świecie opanowanym przez streamingi. Realizację zdjęć kręconych co ciekawe w Pradze, przerwała pandemia i globalny lockdown. W międzyczasie zmienił się także showrunner - ostatecznie pieczę nad tytułem przejął znany z takich produkcji jak "Dardevil" czy "Człowiek z Wysokiego Zamku" Erik Oleson. Pomimo licznych trudności w końcu jednak prace na planie udało się domknąć, a widzowie już niedługo poznają ich efekty.

Fani długo czekali na drugi sezon "Carnival Row". Co wiemy ze zwiastuna?

Amazon Prime Video pokaże nowe odcinki serialu z Orlando Bloomem i Carą Delevingne już 17 lutego. Wracamy do neowiktoriańskiego świata, w którym wróżki są prawdziwe, ale ludzie się ich boją tak bardzo, że po brutalnej wojnie zmuszają je do niewolniczej niemal pracy i zabraniają nie tylko latać, ale po prostu żyć po swojemu. W pierwszej serii widzowie przekonali się, że przez prowadzoną w Tirnanoc - ojczyźnie wróżek i faunów (zwanymi zbiorczo ludem fae) -wojnę, te muszą uciekać do świata ludzi, gdzie są podobywatelami drugiej kategorii prześladowanymi za swoją odmienność. W czasie, kiedy zawiązuje się akcja, okazuje się, że w mieście Burgue dochodzi do serii brutalnych i tajemniczych morderstw.

Więcej informacji ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Prawdy o atakach docieka znany z dociekliwości i tego, że brzydzi się ksenofobią inspektor Rycroft Philostrate (Orlando Bloom), który także jest wojennym weteranem. W toku śledztwa niespodziewanie wpada na Vignette Stonemoss (Cara Delevingne) - poznali się lata temu w rozdartej obecnie wojną ojczyźnie wróżki. Wtedy połączył ich romans, ale kiedy Rycroft został poważnie ranny, przetransportowano go z powrotem do domu, a oboje byli przekonani, że ta druga osoba nie żyje. Ponowne spotkanie nie należy do przyjemnych.

Zobacz wideo Drugi sezon "Carnival Row". Fani czekali na niego naprawdę długo

[UWAGA SPOILERY]

Im więcej brutalnych morderstw, tym większe społeczne niepokoje. Podczas gdy Rycroft i Vignette szukają mordercy (co im się udaje), tym bardziej politycy próbują skapitalizować animozje i szczuć ludzi przeciw fae - oczywiście zbijając na tym własny kapitał. Powstaje dosłowne getto dla wróżek. Drugi sezon skupia się na ostatecznym starciu pomiędzy wróżkami i bezwzględnymi dla nich ludźmi. Teraz wszyscy będą musieli wybrać, po której stronie będą walczyć - będzie się działo dużo i bardzo krwawo.

W obsadzie serialu poza Bloomem i Delevingne znaleźli się także Tamzin Merchant (to ona jako pierwsza dsotała rolę Daenerys Targaryen, ale została wymieniona po nakręceniu odcinka pilotażowego), David Gyasi, Karla Crome, Simon McBurney, Andrew Gower, Caroline Ford i Arty Froushan.

Serial tak piękny, że "pękają oczy". A jednak nie jest hitem

Jedną z najsilniejszych stron serialu jest niewątpliwie jego oprawa wizualna. Neowiktoriańskie realia stworzyły operatorom, scenografom, kostiumografom, charakteryzatorom i specjalistom od efektów specjalnych i praktycznych niebywałe pole do popisu, a oni z nich skorzystali skrzętnie. Każdy kadr jest tak dopracowany, że naprawdę warto podziwiać go na jak największym ekranie. To wizualna uczta dla oczu: paradoksalnie szczegóły są dopracowane tak, że można wręcz uwierzyć, że te wróżki i fauny istnieją naprawdę. Nie ukrywajmy też, miło jest popatrzeć na Orlando Blooma i Carę Delevingne w kostiumach z epoki czy też w miłosnym uścisku. Sceny erotyczne w powietrzu to coś, czego zbyt często widz nie ogląda.

Sama fabuła też jest o tyle atrakcyjna, że kopiuje jeden do jednego schematów znanych z opatrzonych przez widownię przebojów i klasyków takich jak "Gra o tron", "Władca pierścieni", "Opowieści z Narnii" czy choćby "Harry Potter". Scenarzyści serwują tu widzom zarówno elementy kryminału, kina akcji, kina noir, politycznego thrillera, romansu, a także sporo inspiracji Neilem Gaimanem oraz innymi autorami fantasy.

Nie ma co ukrywać, kino i telewizja często ma problem z tym, żeby oddać sprawiedliwość nawet najlepszemu materiałowi źródłowemu. Nie każda ekranizacja twórczości Neila Gaimana wychodzi dobrze, polscy widzowie też doskonale wiedzą, jak trudno jest przełożyć satysfakcjonująco dla czytelnika "Wiedźmina" na język filmu. Paradoksalnie w różnych elementach "Carnival Row" jest bliższe twórczości Andrzeja Sapkowskiego niż obie serialowe adaptacje jego sagi.

'Carnival Row' wraca z drugim i ostatnim sezonem'Carnival Row' wraca z drugim i ostatnim sezonem Carnival Row / Amazon Prime Video / Materiały prasowe

Teoretycznie "Carnival Row" ma wszystko, co potrzebne, by osiągnąć sukces: dobrą obsadę, wartki scenariusz, dopracowane efekty specjalne i kostiumy, tajemnicę, seks i przemoc. A jednak seria nie przebiła się do mainstreamowej świadomości. Powodów może być kilka.

Jak zwracali uwagę pierwsi recenzenci - być może scenarzyści przedobrzyli i upchnęli w jeden serial za dużo wątków i gatunków. Tam dzieje się naprawdę dużo, więc części widzów może być trudno złożyć to wszystko do kupy. Kolejna sprawa to fakt, że seria teoretycznie opowiada o wróżkach i faunach, może odstraszać sporą część np. męskiej widowni. Jak wiadomo, skrzydlate elfy nie są tak kozackie i prawilne jak smoki i rycerze. Skreślając serial z tego powodu, robią oczywiście duży błąd, bo świat przedstawiony jest tu dobitnie pogłębiony, a wręcz brutalny.

Tymczasem ci z widzów, którzy wychodzą z założenia, że serial o wróżkach będzie śliczny i pogodny, dostają mocnego kopa w brzuch. W serialu poza krwawymi morderstwami, scenami na wskroś batalistycznymi i obrazkami rodem z najsmutniejszych opisów Dickensa, autentycznie pojawia się też getto dla "innych". Niezbyt to bajkowe. "Carnival row" jest być może też zbyt niesztampową produkcją, zbyt eksperymentalną, by łagodnie przekonać kogoś, kto lubi oglądać to, co już zna. Pamiętajmy też, że nawet najlepsza obsada i reżyseria niewiele pomogą, kiedy to scenariusz niezbyt skleja się w całość. Być może nowy showrunner zdołał naprawić to, co nie zadziałało odpowiednio poprzednio.

Mam też taką teorię, że jak bardzo "Carnival Row" nie byłoby bajkowo piękne i doskonale sfilmowane, to też zbyt realistycznie i brutalnie pokazuje ludzkie zachowanie od tej najgorszej strony. Nie pomaga tu fakt, że prześladowane są wróżki i fauny, okrucieństwo i psychologiczne mechanizmy wpisane w scenariusz są dobijająco prawdziwe. A przecież nie po to oglądamy bajki, prawda?

Więcej o: