Rupert Grint o roli w "Harrym Potterze". Dusił się w niej, choć wciąż reaguje na imię Ron

W życiu każdego aktora trafia się rola, która zostaje z nim do końca życia. W przypadku Ruperta Grinta bez wątpienia była to możliwość wcielenia się w jednego z bohaterów bestsellerowej serii J.K. Rowling - Rona Weasley'a. Choć z postacią spędził ponad dekadę i przyznaje, że przejął cechy osobowości swojego bohatera, nie wszystkie wspomnienia związane z pracą na planie "Potterów" są dla niego pozytywne.

Rupert Grint jest znany głównie z roli Rona w serii filmów osadzonych w świecie stworzonym przez J.K. Rowling, ale dziś z powodzeniem otrzymuje angaże w innych produkcjach cenionych reżyserów. "Harry Potter" otworzył mu drzwi do aktorskiej kariery i choć ma sentyment do tej franczyzy, przyznał, że związanie się z jednym bohaterem na kilka lat było dla niego dość ograniczające.

OFERTY AVANTI24: Te kardigany będą idealne na wiosnę! Karmelowy wygląda jak od projektanta, a to model z sieciówki!

Dusił się w najpopularniejszej roli

Brytyjski aktor udzielił wywiadu internetowemu magazynowi "Bustle", w którym wrócił wspomnieniami do czasów nauki w Hogwarcie. Jego zdaniem wieloletnia praca na planie tej samej serii i związane z nią obowiązki, m.in. kwestie promocyjne, były wyczerpujące, a jako młody aktor czuł, że się "dusi".

Doświadczałem trudności związanych z byciem zauważanym, ale też przyćmionym. "Potter" w pełni nas zajmował - filmowaliśmy przez cały rok, a przez resztę czasu zajmowaliśmy się promocją. To było dość "duszące".

- przyznał Grint. Pierwsza część z serii o słynnym czarodzieju ukazała się w 2001 roku, gdy aktor miał 13 lat (na castingach zaledwie 11), a ostatnia - w 2011. Przygodę z "Potterem" zakończył już jako pełnoletnia osoba, a okres zdjęciowy przypadł na beztroskie lata dzieciństwa. Postać, w którą się wcielił - Ron Weasley - miała więc istotny wpływ na kształtowanie się jego osobowości.

W filmach połączyliśmy się w jedno. Pod koniec grałem siebie. Linie się zacierały… Reaguję, jeśli ktoś nazywa mnie Ronem. To moje drugie imię.

- powiedział Grint w wywiadzie.

Zobacz wideo Co robi Daniel Radcliffe, by wyjść z szufladki Harry'ego Pottera? [Popkultura Extra]

Ostatecznie czuje wdzięczność

Choć to udział w "Harrym Potterze" zapewnił mu rozpoznawalność i liczne propozycje, przyznał, że jako 22-latek czuł się na tyle przytłoczony, że rozważał zrobienie sobie przerwy od aktorstwa.

OFERTY AVANTI24: Więcej modowych inspiracji znajdziesz na Avanti24.pl.

Chciałem przerwy, aby zastanowić się nad wszystkim. Przez chwilę było to doświadczenie poza ciałem, ale myślę, że skończyliśmy we właściwym czasie. Gdybyśmy kontynuowali, mogłoby się to źle skończyć.

- podsumował okres powstawania obu części filmu "Harry Potter i Insygnia Śmierci". Kryzys przechodził również w trakcie nagrywania "Czary Ognia" w 2005 roku, gdy cierpiał na intensywne zapalenie migdałków, ale nie mógł podjąć leczenia ze względu na napięty grafik.

Kiedy nagrywałem, nigdy nie było czasu, aby je wyciąć. Od "Czary" do końca serii byłem po prostu chory. Moje migdałki były absolutnie ogromne. Gdy tylko skończyłem pracę, kazałem je usunąć. To była jedna z najlepszych decyzji, jakie kiedykolwiek podjąłem.

- dodał aktor, twierdząc, że uporanie się z chorobą było dla niego w pewnym sensie metaforyczne. Balans znalazł również dzięki ojcostwu. Ostatecznie jest jednak wdzięczny za doświadczenie zdobyte dzięki roli Weasley'a. - Zawsze miło jest spojrzeć wstecz - powiedział w dokumencie "Powrót do Hogwartu", powstałym z okazji 20-lecia pierwszego filmu z uniwersum.

Rozmowa aktora z magazynem miała na celu przede wszystkim promocję nowego thrillera M. Night Shyamalana, autora m.in. "Split" i "Szóstego zmysłu". Rupert Grint zagrał w apokaliptycznej, psychologicznej produkcji "Pukając do drzwi" na bazie powieści Paula G, wcielając się w rolę Redmonda.

Więcej o: