"The Last of Us" jeszcze przed oficjalną premierą pierwszego odcinka został okrzyknięty najlepszą adaptacją gry komputerowej w historii. Do sukcesu serialu na pewno przyczyniła się współpraca filmowców z twórcami gry oraz ogromny szacunek do materiału źródłowego.
Chociaż seria telewizyjna jest bardzo bliska oryginałowi, to autorzy z odwagą i dużą świadomością mediów, na których pracują, poszerzają growe konteksty, czasem dopisują historie, a innym razem pozbywają się, ich zdaniem, zbędnych wątków.
Przedostatni odcinek "The Last of Us" odkrył przed widzami siłę i determinację Ellie oraz ostatecznie udowodnił, do czego dziewczyna jest w stanie się posunąć, żeby osiągnąć swój cel. Bohaterka podczas polowania spotyka Davida (Scott Shepherd) i Jamesa (Troy Baker). Pierwszy - kaznodzieja, lider religijnej sekty - próbuje nią manipulować, a sceną kulminacyjną w relacji bohaterów jest ich rozmowa w cztery oczy.
W grze relacja Davida i Ellie wyglądała inaczej. Bohaterowie musieli połączyć siły, aby stanąć do walki przeciwko zarażonym. W trakcie starcia bronili się nawzajem, co siłą rzeczy wytworzyło między nimi więź. Tego motywu w serialu zabrakło. Neil Druckmann i Craig Mazin wyjaśnili, dlaczego pozbyli się dość istotnej i zapewne widowiskowej sceny ze skryptu.
W podcaście HBO Max poświęconym serialowi wyjaśnili swoją decyzję.
Mogliśmy to zrobić - wprowadzić wątek ze stadem biegających zarażonych, którzy mogą dorwać bohaterów w każdej chwili, ale wtedy odcinek skupiłby się na tym, a my chcieliśmy, żeby działał na innym poziomie. Skupiliśmy uwagę na rozmowie. David jest podstępny, nie naciska, pozwala Ellie żartować, zdaje się niczego nie brać do siebie, jest miły. To klasyczny przykład gaslightera (gaslighting to przemoc psychiczna polegająca na manipulowaniu drugą osobą w taki sposób, że ofiara przemocy z czasem przestaje ufać swoim osądom - przyp. red.) i oprawcy.
To nie pierwsza taka decyzja twórców serialu, a także przyczyna najczęstszych zarzutów widzów wobec produkcji. Szczególnie gracze bywają zawiedzeni redukcją scen akcji z zarażonymi - spodziewali się ich znacznie więcej. Mazin podkreśla jednak, że to przemyślane i celowe zabiegi. Zaznacza, że twórcy chcieli skupić się na postaciach i ich ciągłym życiu w poczuciu zagrożenia. Podkreślić, że świat, w którym muszą funkcjonować bohaterowie, nie jest bezpieczny i nie potrzeba w nim spotkania z hordą zarażonych, żeby stała się tragedia.