Nigdy nie byłem wielkim fanem seriali i wielu "kultowych" tytułów do tej pory jeszcze nie obejrzałem. Zdecydowanie wolę oglądać filmy, ale coraz bardziej przekonuje się do fabuły w odcinkach. Muszę też przyznać, że Netflix nie jest moim ulubionym serwisem streamingowym, ale w ramach rozpoczętego przez szefową redakcji - Martę Korycką cyklu, przygotowałem listę pięciu seriali, które najbardziej zapadły mi w głowie na przestrzeni ostatnich lat.
Więcej ciekawych tekstów ze świata filmów i seriali znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Dopiero tworząc to zestawienie, zdałem sobie sprawę, że większość tych produkcji można zakwalifikować do gatunku "dla młodzieży", co z jednej strony nie powinno dziwić ze względu na to, że mam 24 lata, ale z drugiej strony naprawdę nie jest to mój ulubiony typ fabuły. Tak czy siak, uważam, że przy tych tytułach będą się dobrze bawić nie tylko ludzie po dwudziestce. A dla tych starszych będzie to także dobra okazja do zapoznania się z problemami, z którymi zmaga się generacja Z (i nie tylko) we współczesnym świecie.
1. "Insatiable"
To serial, w którym ofiara staje się katem, a fabuła jest całkowicie odklejona od rzeczywistości. Do produkcji przekonał mnie błyskotliwy i mocny zwiastun, który zapowiadał przemianę głównej bohaterki Patty z brzydkiego kaczątka w okazałego łabędzia, który będzie się mścił za wszystkie lata upokorzeń. I oczywiście Debby Ryan, którą kojarzyłem z oglądanego w dzieciństwie serialu "Nie ma to jak statek" z kanału Disney Channel.
Głównym celem Patty jest zdobycie korony Miss Piękności, ale z racji tego, że serial jest pełen absurdów, co chwilę pojawiają się nowe i nieobliczalne wątki, które odciągają główną bohaterkę od tego zamiaru. W produkcji roi się od niespodziewanych zwrotów akcji, które w prawdziwym świecie najprawdopodobniej nie miałyby racji bytu. Po kilku odcinkach miałem nawet wrażenie, że ta amerykańska produkcja młodzieżowa zmieniła się w brazylijską telenowelę, co potęgowała tylko gra niektórych aktorów i muzyka, którą było słychać w tle.
Serial miał wielu przeciwników, którzy zarzucali mu wyśmiewanie osób otyłych i po prostu głupi scenariusz, ale ja oglądając go byłem równie "nienasycony", co główna bohaterka. "Insatiable" to satyra właściwie na wszystko – na konkursy i kult piękności, na organy ścigania, na układy, na młodzież z tzw. "dobrych domów", czy na zdrady w małżeństwie.
Poza tym w produkcji jest pełno czarnego, a wręcz chamskiego humoru, którego - bezwstydnie przyznam - jestem fanem. Niczego też nie traktowałem w tym serialu dosłownie, ani personalnie, a też mam niemiłe wspomnienia ze szkoły, choć inne, niż główna bohaterka. Dlatego rozumiem oburzenie niektórych osób, zwłaszcza w erze nadmiernej poprawności politycznej. Jest to produkcja, którą śmiało można zaliczyć do tych z kategorii "guilty plesaure", przy której widz ma się dobrze bawić, a nie brać przykład z serialowych bohaterów.
2. "The End of The F***ing World"
To brytyjska propozycja opowiadająca o dwójce nastolatków "buszujących w zbożu", którzy kradzionym samochodem rozpoczynają podróż pełną wrażeń przez Anglię. Uwielbiam "filmy drogi", a w tym przypadku "serial drogi", bo oglądając je mogę naprawdę poczuć, czym jest wolność. I tak właśnie było w przypadku historii Jamesa i Alyssy – dwójki outsiderów o odmiennych charakterach, którzy zmęczeni sytuacją rodzinną w domu, postanowili wyruszyć w nieznane.
On uważa się za psychopatę i jest bardzo cichy. Ona wręcz przeciwnie – jest zachwycająca w swej bezczelności. Ten kontrast jednak nie powoduje, że jedna z postaci dominuje nad drugą. Oboje się dopełniają i tworzą idealny duet do tej ucieczki, która sprawi, że ich życie już nigdy nie będzie takie samo.
Serial idealnie pokazuje rozgoryczenie rzeczywistością, która potrafi przygnieść również młode osoby. Widz ma okazję też się przekonać, że nazywane "czasem beztroski" dziecińswo w przypadku tych bohaterów wcale takie przyjemne nie było, co ma ogromny wpływ na to, jakie decyzje James i Alissa podejmują w teraźniejszości. W trakcie wędrówki spotyka ich wiele niebezpiecznych sytuacji oraz groźni ludzie, co dla obojga kończy się wielokrotnym przekroczeniem własnych granic i ucieczką przed policją. Ale i jest w tym wszystkim puenta, która dotyczy nas wszystkich.
"The End of The F***ing World" ma także świetnie dobraną i nastrojową muzykę, która oddaje klimat konkretnych scen. Dostajemy też przepiękne kadry, którymi możemy nacieszyć oko. Co więcej, z ekranu dokładnie czuć bliskość, która wytwarza się pomiędzy dwójką bohaterów, jak i wszystkie inne emocje, które im towarzyszą. A trzeba przyznać, że pojawiają się te najbardziej skrajne.
3. "Heartstopper"
To kolejny serial produkcji brytyjskiej, ale w kompletnie innej konwencji – przede wszystkim o wiele bardziej realistycznej. Początkowo sceptycznie podchodziłem do tego tytułu, ponieważ nie lubię zbyt cukierkowych seriali z gatunku "teenage drama", a właśnie taki może wydawać się "Heartstopper". Zwłaszcza, gdy wie się, że produkcja powstała na podstawie komiksów.
Jednakże kompletnie tak nie jest. Owszem, jest trochę słodko, ale nie do przesady. Wszystko jest tutaj podane w dobrym tonie. Głównym bohaterem jest wrażliwy Charlie, który jest nie jest lubiany w szkole, a pewne grupki osób dokuczały mu, ponieważ jest homoseksualny. Gdy nadchodzi nowy rok szkolny, w jednej ławce zaczyna siedzieć z nim kapitan szkolnej drużyny rugby – Nick. Chłopcy od razu nawiązują dobry kontakt, który z czasem zaczyna się przeobrażać w uczucie, którego oboje z początku nie mogą być pewni.
Charlie nie wierzy, że taki wysportowany i popularny chłopak, jak Nick może też umawiać się z chłopakami, co zresztą często próbują mu wmówić jego przyjaciele. A Nick dopiero sobie zdaje sprawę, że nie odkrył do końca swojej seksualności. Do tego obraca się w sportowym i zmaskulinizowanym środowisku, które jest toksyczne i nie pozwala nikomu tak naprawdę być sobą. W serialu są także wątki z udziałem innych bohaterów, którzy dopiero poznają siebie i w bardzo różny sposób na to reagują. Dobrym przykładem jest kryptogej Ben, który swoim postępowaniem robi krzywdę zarówno sobie, jak i drugiej osobie, ale do pewnego czasu kompletnie nie zdaje sobie z tego sprawy.
"Heartstopper" zasługuje także na pochwałę za to, że nie ma w nim nic na temat seksu, co w dzisiejszych czasach jest ewenementem. To ciepła i wzruszająca historia o platonicznych uczuciach, które w rzeczywistości są tymi najpiękniejszymi na świecie. Gdy oglądałem ostatni odcinek, rozpływałem się w środku i jednocześnie było mi przykro, że gdy ja chodziłem do liceum (a było to naprawdę niedawno), to nie kręcono takich seriali. Bo przeżyłem całkiem podobną historię, co główni bohaterowie, ale zakończenie było z serii "twój największy koszmar".
4. "Wielka woda"
Nie widziałem zbyt wielu polskich produkcji Netfliksa, ale i tak odważę się stwierdzić, że to najlepsza lokalna produkcja streamingowego giganta. Zresztą nie bez powodu reżyserzy "Wielkiej wody" Bartłomiej Ignaciuk i Jan Holoubek odebrali tegorocznego Orła za najlepszy filmowy serial fabularny.
To trzymająca w napięciu historia, w której pełna temperamentu hydrolożka Jaśmina Tremer próbuje ocalić Wrocław przed ogromną falą powodziową. Niestety na jej drodze stoją niekompetentni lokalni naukowcy, którzy do ostatniej chwili bagatelizują problem. Anachroniczni "mądrusiowie" opierają swoją wiedzę na przedawnionych opracowaniach naukowych, czy starych mapach, co także utrudnia walkę z żywiołem. Ten motyw idealnie ukazuje zacofanie patriarchalnego świata, w którym głos młodej ekspertki (do tego wyuczonej zagranicą!) nie jest respektowany.
Tak naprawdę jednak zbliżająca się powódź jest tylko tłem do poruszenia innych, niemniej przejmujących wątków. Pojawiają się takie motywy jak lokalna polityka i jej brudy, czy rodzinna tajemnica, która stanowi ważny element motywacji bohaterów. Niektórzy twierdzą, że to niepotrzebne, ale według mnie te elementy idealnie wkomponują się w świat przedstawiony i powodują, że produkcję cały czas ogląda się w napięciu. Interesująca jest też ukazana tu historia mieszkańca podwrocławskich Kętów, który remontuje dom swojego ojca. Władze chcą poświęcić jego miejscowość, żeby ocalić Wrocław, a mieszkańcy się przeciwstawiają.
I chociaż serial jest luźno oparty na faktach, to dbałość o każdy detal pozwala nam zanurzyć się w atmosferę lat 90. i poczuć tragedię, która naprawdę nawiedziła Wrocław. Na pochwałę zasługuje także charakteryzacja, a w szczególności Anny Dymnej. Wielu widzów początkowo kompletnie jej nie rozpoznało w roli otyłej matki głównej bohaterki. Dodatkowo (na zachętę) przyznam, że w trakcie seansu zdarzyło mi się uronić kilka łez, a nie jest łatwo mnie do takiego stanu doprowadzić.
5. "Sex Education"
To chyba najpopularniejszy tytuł ze wszystkich produkcji, które polecam, więc nie będę się aż tak rozpisywać na jego temat. Przede wszystkim moim zdaniem jest to bardziej serial familijny, niż stricte młodzieżowy. Pierwszy raz oglądałem go na początku "narodowej kwarantanny" ze swoimi rodzicami i każdy odnalazł w nim coś dla siebie.
Na pozór to historia nastolatków ze Liceum Moordale, którzy są na etapie odkrywania siebie i swojej seksualności, a dwójka z nich – Maeve i Otis, który jest synem uznanej seksuolożki, zaczynają udzielać porad seksualnych innym uczniom. Jednakże w tym wszystkim jest także ważne ukazanie realiów życia różnych rodzin, w których podejście do wychowania jest odmienne, a w niektórych domach w zasadzie go nie ma i młodzi ludzie są zdani tylko na siebie.
Wciągający jest też wątek matki głównego bohatera - Jean (w tej roli doskonale znana z roli w kultowym "Archiwum X" Gillian Anderson), czy poboczne historie nauczycieli. Pokazują, że nierzadko dorośli mierzą się z podobnymi problemami, co nastolatkowie.
Największym atutem "Sex Education" jest lekkość z jaką serwuje nam ważne, a niekiedy trudne tematy. Często w takie sceny są włączane elementy komediowe, które jednak nie odejmują powagi sytuacji, a pozwalają w łatwiejszy sposób przyswoić dany problem. Śmiem także stwierdzić, że serial zrobił w Polsce lepszą robotę w zakresie edukacji seksualnej, niż nasze szkoły, które dawno temu zatrzymały się w miejscu i nadal traktują to jak temat tabu.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.