Tadeusz Broś przez wiele lat był jedną z najpopularniejszych twarzy w Telewizji Polskiej. Dziennikarz prowadził liczne programy rozrywkowe, w tym kultowy "Teleranek". Gdy został zwolniony ze stacji, nie potrafił ułożyć sobie życia.
Choć Tadeusz Broś rozpoczął studia w krakowskiej szkole teatralnej, to nigdy ich nie ukończył. Już na pierwszym roku zadebiutował na ekranie w filmie "Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni" i postanowił skupić się na karierze, porzucając edukację. Wyjechał do Grudziądza, gdzie otrzymał posadę w Teatrze Ziemi Pomorskiej. Swoją pozycję w branży postanowił umocnić, podchodząc do egzaminu eksternistycznego, który zdał z powodzeniem, otrzymując tytuł aktora ze specjalizacją estradową.
Na swoim koncie miał również reżyserię widowiska dla najmłodszych "Żołnierskie Przygody Tomaszka Pogody". Niedługo później został zatrudniony w TVP, gdzie otrzymał program "Teleferie". Jednak widzowie zapamiętali go jako prowadzącego kultowy "Teleranek", w którym występował przez ponad dekadę.
To był program potęga. Mieliśmy półtorej godziny, oglądalność dochodziła do dziesięciu milionów. Oglądał mnie co czwarty Polak
— opowiadał Anicie Czupryn i Pawłowi Brzozowskiemu na potrzeby książki "Sorry Batory, czyli przypadki Pana Teleranka". W międzyczasie podjął studia zaoczne na łódzkiej filmówce, uzyskując uprawnienia do reżyserii telewizji. Realizował się również jako redaktor naczelny "Roweru Błażeja".
Nie było tajemnicą, że Tadeusz Broś jest uzależniony od alkoholu. Niewielu zwracało uwagę na jego nałóg, dopóki nie zaczął on wpływać na jego profesjonalizm w pracy. W 2000 roku podczas nagrań reportażu do "Teleranka", dziennikarz spalił kabinę na statku "Batory".
Pojechałem na statek służbowo. Na rejs barbórkowy. Zasnąłem pijany z papierosem w kabinie. Wszystko się spaliło
— wspominał nieszczęśliwe zdarzenie w książce. Jego występek nie umknął władzom TVP, które natychmiast wręczyły mu wypowiedzenie. Wszyscy widzieli, że nałóg go pogrąża, lecz nikt nie zdobył się na to, by mu pomóc. — Pijesz, bo nie masz innego pomysłu, jak sobie poradzić z czymś, co jest większe od ciebie. Nie zauważasz, kiedy przekraczasz próg, za którym kontrola nad twoim życiem przechodzi w obce ręce — mówił w "Newsweeku".
Mimo prób wznowienia kariery, nikt nie chciał zatrudnić prezentera na stałe. Broś podejmował się różnych zajęć, by zarobić na życie. Był m.in. taksówkarzem, telemarketerem, a nawet stróżem nocnym na parkingu. Zarobki były tak niskie, że dziennikarz, jako pierwszy w Polsce, ogłosił upadłość konsumencką i wylądował na bruku, stając się bezdomnym. Po pewnym czasie pomocną dłoń okazał mu syn mieszkający w Londynie, który przez pewien czas wspierał go, przesyłając mu sto funtów na miesiąc. Niedługo później Broś zachorował na gruźlicę, zmagał się także z depresją. Zmarł samotnie 27 października 2011 roku zaledwie dzień przed swoimi 62. urodzinami.
Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.