Początki paradokumentów w Polsce sięgają 2004 roku, kiedy w TVN pojawił się "W11 – Wydział śledczy". Jednak ten serial różnił się od dzisiejszych sztandarowych produkcji, ponieważ był to fabularyzowany dokument kryminalny (tzw. docu-crime), w którym śledziliśmy poczynania policjantów z krakowskiego komisariatu. Prawdziwa rewolucja pojawiła się w 2010 roku, kiedy na antenie Polsatu wystartował serial "Dlaczego ja?", który przedstawia historie z życia wzięte, a w każdym odcinku pojawiają się nowi bohaterowie.
Więcej ciekawych artykułów ze świata telewizji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Od tego czasu pojawiło się mnóstwo produkcji z gatunku "scripted-docu", na które zwyczajowo spora część społeczeństwa mówi "Trudne sprawy" – od nazwy innego serialu, który powstał rok później na fali popularności tego formatu. Wszystko przez "legendarne" odcinki, które szybko stały się obiektem internetowych żartów. Jednym z takich epizodów jest ten, w którym poznajemy historię "Dariusza z Trudnych Spraw", który w żenujący sposób prześladował poznaną wcześniej kobietę. W pewnym momencie wkradł się do jej mieszkania i czekał na nią w wannie pełnej bąbelków z szampanem. To właśnie w tym serialu miałem okazję całkiem niedawno zagrać. I chociaż obecnie wyobraźnia scenarzystów nie jest już tak wybujała, to skojarzenia z tym tytułem wciąż pozostały takie same.
Aby zostać aktorem-naturszczykiem, najpierw musiałem zgłosić się na casting organizowany przez firmę produkcyjną Tako Media (obecnie Polot Media). Wziąłem w nim udział w 2016 roku w Częstochowie i nie wiem, jak jest teraz, ale wówczas takie przesłuchania były bardzo często organizowane w całej Polsce. Poszedłem tam całkowicie na luzie, bez żadnych oczekiwań. Po prostu chciałem zobaczyć, jak to wygląda, a przyznam, że paradokumenty były i nadal są moim "guilty plesaure".
Na miejscu zostałem zaproszony z grupą innych kandydatów do pomieszczenia i mieliśmy do odegrania przed kamerą krótką scenkę, w której każdy z nas osobno kłóci się z agresywną producentką. Wcielaliśmy się w rolę brata lub siostry dziewczyny, którą zgwałcono, a kobieta z produkcji odgrywała sąsiadkę, która bez ogłady obrażała nas i naszą siostrę. Do dzisiaj mam ciarki wstydu, gdy przypomnę sobie tę chwilę. Z 18-letniego mnie wyszedł straszny demon. Byłem w szoku i pod wrażeniem, że potrafię się tak wczuć i uruchomić. Najwyraźniej zadziałało, bo rok później dostałem telefon i zagrałem w "Na ratunek 112".
Kadr z 'Trudnych spraw' - odc. 1157 Materiały promocyjne Polsat
Przez kolejne lata podobne telefony odbierałem jeszcze kilka razy, ale w większości przypadków odmawiałem. Nie przez niemiłe wspomnienia, ale przez to, że researcherzy dzwonią dosłownie kilka dni przed rozpoczęciem zdjęć. Rzadko kiedy mogłem sobie pozwolić, aby z dnia na dzień przestać chodzić na zajęcia albo wziąć urlop w pracy, żeby jechać z Warszawy do Wrocławia na nagranie.
Jednakże w zeszłym roku udało się w końcu zgrać. Dostałem propozycję w piątkowy poranek, gdy byłem na polu namiotowym Open'era i czekałem w kolejce do prysznica. Żartuję sobie nawet, że może ten telefon był zwiastunem tego, co było potem. Otóż to był to trzeci dzień festiwalu, kiedy wieczorem rozpętała się pamiętna burza, a wszyscy festiwalowicze musieli się w te pędy ewakuować. Rola wstępnie mi się spodobała, a po wyjeździe miałem jeszcze wolne w pracy, więc powiedziałem sobie "raz się żyje" i po powrocie do domu w niedzielny wieczór pierwsze, co zrobiłem, to włączyłem pralkę. Otóż to na plan zdjęciowy trzeba zabrać swoje ubrania, które wcześniej musi zaakceptować osoba z produkcji po przesłaniu jej zdjęć. Na miejscu również zapewniona jest garderoba, ale jest wykorzystywana wyłącznie sporadycznie.
Nazajutrz spakowałem manatki i udałem się na warszawski Dworzec Zachodni, aby wsiąść w pendolino do Wrocławia. Co ważne, firma zwraca aktorom wszystkie koszty związane z podróżą. Podobnie jest zresztą z noclegiem. Jeżeli nie masz gdzie przenocować, to w siedzibie przedsiębiorstwa znajdują się pokoje dla uczestników. W czasie pracy zapewniony jest także ciepły posiłek i napoje.
Jeśli chodzi o naukę scenariusza, to przyznam szczerze, że w efekcie zawirowań siadłem do niego dopiero wieczorem po dotarciu do miasta nad Odrą. Zagrałem drugoplanową postać w odcinku 1157. "Trudnych spraw". Mój bohater to 18-letni Patryk, czyli jest o sześć lat młodszy ode mnie. To częsty zabieg w tego typu produkcjach. Podobno ze względu na to, żeby nikt nas nie rozpoznał w telewizji, ale nie jestem przekonany, czy to prawdziwy powód. W dużym skrócie: wcieliłem się w chłopaka, który mieszka z matką i jej nowym mężem, nadużywającym alkoholu. Ja byłem jedyną osobą, która od początku nie wierzyła w jego opowieści i próbowałem uświadomić matkę, czym to tak naprawdę może się skończyć, będąc przy tym bardzo ironicznym. Jak skomentowała to później moja mama: To rola stworzona dla ciebie.
Nazajutrz zaplanowano zbiórkę na godzinę 7:00 pod siedzibą Polot Media, skąd udaliśmy się vanem do pierwszej lokalizacji, w której nagrywaliśmy. Plan zdjęciowy dla odcinka trwał trzy dni, ale ja brałem udział jedynie w dwóch pierwszych. Nie udało mi się odwiedzić wszystkich lokacji, a jedynie trzy – dwa domy i jeden plener, którym była stadnina koni. Warto wspomnieć, że w trakcie castingu można zaznaczyć w formularzu, czy godzisz się na nagrywanie w swoich czterech ścianach. Wszystkie sceny w zaciszu domowym nagrywa się w prywatnych mieszkaniach osób, które zgodziły się odpłatnie ich użyczyć.
Zdjęcie z backstage'u 'Trudnych spraw' - odc. 1157 mat. prywatne
Sama praca na planie była bardzo dynamiczna, a jednocześnie bardzo spokojna. Ekipa produkcyjna była bardzo wyrozumiała i nie wprowadzała napiętej atmosfery. Również aktorzy, z którymi miałem okazję zagrać, byli bardzo sympatyczni. Przed każdą sceną mieliśmy chwilę na powtórzenie swoich kwestii, co w moim przypadku okazało się zbawienne. Dużym plusem był też fakt, że moje kwestie nie były zbyt długie, więc nie miałem problemu z zapamiętaniem tego, co mam powiedzieć, ale pani reżyser nie wymagała też, aby kluczowo trzymać się scenariusza. W tych bardziej emocjonujących scenach o wiele naturalniej wychodziło, gdy mówiliśmy własnymi słowami. Jednakże samych dubli kręciliśmy całkiem sporo, ponieważ osoby, których partie były bardziej skomplikowane, nie zawsze od razu powiedziały wszystko, jak należy. Jest to jednak całkowicie normalne, ponieważ czasu na przygotowanie nie jest zbyt dużo.
W połowie dnia wszyscy razem pojechaliśmy na obiad, za który zapłaciła firma produkcyjna. A po powrocie wróciliśmy do pierwszego domu, który uchodził za dom kuzynki, aby nagrać już wszystkie sceny w tym miejscu. W czasie gdy moja postać nie brała w nich udziału, spokojnie siedziałem na tarasie i zajmowałem się swoimi rzeczami. Wtedy okazało się także, że jedna z osób, która miała grać epizodyczną postać psychologa, nie przyjedzie na plan i w jego postać musiała wcielić się osoba z produkcji. Domyślam się, że takie sytuacje mogą zdarzać się regularnie, a produkcja jest na to przygotowana. Jednakże tempo pracy musiało nagle wzrosnąć, ponieważ musieliśmy wyrobić się ze wszystkim do godziny 17:00, kiedy prawdziwi domownicy wrócą do domu.
Zdjęcie z backstage'u 'Trudnych spraw' z koleżankami z planu - odc. 1157 mat. prywatne
Na sam koniec dnia zajechaliśmy do stadniny koni, gdzie graliśmy jedyną scenę w plenerze. Zjawiliśmy się tam, ponieważ moja serialowa matka była tzw. "koniarą", a jej pasją było jeździectwo. Byliśmy już wtedy bardzo zmęczeni, ale przyznam, że była to niezła odskocznia po całym dniu. Również była to chyba najbardziej wesoła scena w trakcie całego dnia. Wszystko przez niesforność owych koni – w trakcie nagrywania jednej ze scen chciałem pogłaskać jednego z nich, a ten postanowił mnie ugryźć. Zacząłem krzyczeć w niebogłosy, co przerodziło się w histeryczny śmiech. Wszystko to nagrywała kamera, ale niestety nie udało mi się uzyskać tego nagrania. Szkoda, ponieważ byłaby to chyba ciekawsza pamiątka niż sam odcinek, który z łatwością mogę znaleźć w sieci.
Po wszystkim udaliśmy się pod siedzibę firmy, skąd każdy z nas rozjechał się w swoją stronę bądź został tam i nocował. Nazajutrz rozpoczęliśmy pracę o tej samej godzinie i udaliśmy się do innego domu, w którym ja i moja serialowa rodzina mieszkaliśmy. Ten dzień był o wiele bardziej pracowity. Nagrywaliśmy o wiele więcej scen, w tym również tych bardziej awanturniczych, jak np. wyrzucenie mnie z domu przez pijanego ojczyma. Na sam koniec dnia nagrywałem tzw. setki, czyli słynne zwierzenia "sam na sam" do kamery, które okraszone są paskami z podpisem postaci i ich stanu emocjonalnego.
Kadr z odcinka 'Trudnych spraw' odc. 1157 Materiały promocyjne Polsat
Wtedy też oficjalnie skończyłem pracę na planie "Trudnych spraw". Kierownik produkcji wręczył mi wypłatę wraz ze zwrotem kosztów dojazdu w gotówce. Za całą tę zabawę zarobiłem ok. 450 złotych, co jak na moje ówczesne zarobki było i tak wyższą stawką niż za dwie ośmiogodzinne zmiany w poprzedniej pracy. Czy było warto? Byłem bardzo zadowolony. Dla mnie paradokumenty to od zawsze jest swego rodzaju "guilty plesaure" i do dzisiaj bawią mnie irracjonalne pomysły scenarzystów czy groteskowe sceny awantur. Co ciekawe, niektóre z nich stały się hitem internetu. W 2011 roku praktycznie każdy odcinek "Trudnych spraw" momentalnie stawał się memem. Powstawały przeróżne przeróbki na YouTube, a kadry z serialu dominowały w takich serwisach, jak Demotywatory czy Kwejk. W ostatnich latach bardzo popularnym w kręgach młodych ludzi jest występ Izabeli Kisio-Skorupy – matki Aleksandry Kisio i internetowej patocelebrytki w "Ukrytej prawdzie". Jej kwestia "Młody je mi z ręki, więc odczep się, od***rz się ode mnie, bo wiemy, co mamy robić!" była bardzo chętnie powtarzana przez użytkowników TikToka.
Również mnie udało się półtora roku temu zostać "gwiazdą" na TikToku, ponieważ jeszcze w 2017 roku wziąłem udział w "Na ratunek 112", a jeden z użytkowników platformy udostępniał tam urywki odcinków. Filmiku nie można już znaleźć w sieci, ponieważ zapewne został usunięty ze względu na naruszenie praw autorskich, ale co śmieszne, o swojej "sławie" dowiedziałem się z aplikacji randkowej, gdzie jeden z użytkowników wysłał mi zrzut ekranu i zapytał, czy to jestem ja. Jednakże tego planu zdjęciowego nie wspominam najlepiej. Atmosfera była bardzo napięta, a praca odbywała się w trudnych warunkach, ponieważ nagrywaliśmy na strychu starej kamienicy w upalny czerwcowy dzień. Byłem też wtedy świeżo po maturze i taki wyjazd był dla mnie bardzo stresujący. Pomimo tego było to moje pierwsze doświadczenie z kamerą i profesjonalną ekipą filmową, bo warto nadmienić, że wszystkie osoby, które są odpowiedzialne za produkcje paradokumentów, nie są amatorami jak aktorzy. To ludzie po szkołach filmowych, którzy mają na swoim koncie bardziej wymagające produkcje.
Zrzut ekranu z aplikacji TikTok - 'Na ratunek 112' TikTok @kxj93
Po latach uważam, że warto było wyjść ze strefy komfortu i wziąć udział w tym przedsięwzięciu. Nie tylko ze względu na obycie z kamerą, ale głównie na możliwość podejrzenia, jak wygląda praca na planie filmowym. Poza tym uczestnictwo w programach, które opanowały polskie ramówki telewizyjne również ma wartość dodaną. Uważam, że to produkcje, które idealnie grają rolę typowego samograja, który może towarzyszyć nam, gdy gotujemy obiad czy sprzątamy mieszkanie. Nie musimy uważnie oglądać, żeby wiedzieć, co się dzieje, ponieważ fabuła jest bardzo prosta i co chwilę lektor przypomina nam, co się przed chwilą wydarzyło. Paradokumenty z pewnością też długo utrzymają się w telewizji, ponieważ koszt ich produkcji jest niewspółmiernie niski do zysków, które osiągają nadawcy z powodu ich emisji. A pomimo tego, że wiele osób z nich kpi, to i tak przy emocjonującej scenie zatrzyma się i zostanie przy produkcji do końca.