Na program "30 ton - lista, lista przebojów" widzowie czekali z utęsknieniem przez cały tydzień. To z tej audycji w czasach "przed internetem" ludzie dowiadywali się, co najważniejszego i najciekawszego dzieje się w muzyce - polskiej i światowej. Co tydzień tajemniczy i charyzmatyczny głos wyczytywał najpopularniejsze w kraju piosenki i teledyski, a do tego informował, które albumy sprzedają się u nas najlepiej i gdzie można pójść na warte zainteresowania koncerty. Do tego dowiadywaliśmy się, jakie piosenki pokutują w tak zwanej poczekalni, czyli na miejscach 31-50, oglądaliśmy półminutowe fragmenty klipów, a także słuchaliśmy ciekawostek o artystach, teledyskach i bardzo szerokich tematycznie wywiadów z wybranym gościem odcinka. Poza tym mieliśmy takie segmenty jak muzyczne kalendarium przypominające najważniejsze wydarzenia i przełomowe dla muzyki chwile, polecjaki muzyczne TVP w sekcji "Żuj ekran" i "Całuski, cukierki, ciasteczka" z wierszykami dla solenizantów. Wszystko w 25 minut.
Historia kultowego dziś programu muzycznego "30 ton - lista, lista przebojów" zaczęła się oficjalnie pewnego dnia 1994 roku, kiedy Walter Chełstowski - twórca i organizator Festiwalu w Jarocinie, przyjaciel Jurka Owsiaka, reżyser jego programu "Róbta co chceta" oraz jeden ze współzałożycieli WOŚP-u - spotkał się w kuchni grochowskiego mieszkania z Andrzejem Wąsikiem. To właśnie tam zaczęli rozmawiać o tym, jak nowy format miałby wyglądać i ustalili podstawowe założenia.
Jako pierwsza na pokład "30 ton" wsiadła w grudniu 1994 roku Anna Hernik - Solarska, wieloletnia wydawczyni i redaktorka programu. Była wtedy zaoczną studentką II roku wiedzy o teatrze i szukała pracy. Od kolegi Grzegorza Piekarskiego dowiedziała się, że jego szef Walter Chełstowski szuka "kogoś młodego, kto ogarnąłby program muzyczny, na który ma pomysł, ale potrzebny jest ktoś do realizacji" - opowiedziała w prowadzonym przez Kamila Bałuka programie "Dawno Temu w Telewizji".
Hernik sama się śmieje, że dziarsko przystąpiła do działań, bo rozmowa kwalifikacyjna to było 15 minut rozmowy z Walterem o tym, czy lubi muzykę i czy chce się podjąć zadania - kiedy potwierdziła, że jest zainteresowana, okazało się, że będzie miała ręce pełne roboty. Przygotowanie każdego odcinka okazało się karkołomnym zadaniem, bo dane, które teraz mamy dosłownie na wyciągnięcie ręki, trzeba było zebrać "analogowo":
To była gigantyczna praca. Dowiedziałam się, jaki jest zarys: Ania, masz teraz znaleźć wszystkie regionalne rozgłośnie w Polsce, zadzwonić do nich i poprosić, żeby przesyłali ci faksem, ewentualnie podyktowali przez telefon, a ty sobie spiszesz ładnie na karteczce, swoje listy przebojów.
W praktyce oznaczało to ogarnięcie od 500 do 800 faksów tygodniowo lub przedyktowanych przez telefon zestawień z różnych rozgłośni. I to był tylko jeden element składowy. Niemniej ważna część przygotowań polegała najpierw na obdzwonieniu wszystkich wojewódzkich biur numerów (a województw przed reformą z 1999 roku zamiast 16 było przecież 49) z pytaniem o numery lokalnych rozgłośni. Potem trzeba było do tych rozgłośni zadzwonić i zachęcić je do udziału w projekcie. To ciągle nie wszystko. Hernik obdzwaniała też lokalne sklepy muzyczne z prośbą, żeby wysyłały do niej listy najlepiej sprzedających się albumów. Bez tych przygotowań, lektor nie miałby co czytać.
No właśnie, lektor z "30 ton". Chełstowski opowiadał po latach Kamilowi Bałukowi z Newonce Radio, że od początku wiedział, że nie chce mieć zwykłego prowadzącego, stąd też pojawił się pomysł, że nie będą pokazywać twarzy gospodarza programu i poprzestaną na jego głosie. Pełniący tę rolę przez 11 lat Dariusz Odija pamięta to jednak nieco inaczej. W odcinku podcastu "Dawno Temu w Telewizji" opowiedział Bałukowi, że do znanej nam formuły dochodzili etapami:
Budowaliśmy to od zera (...) Pamiętam pierwsze spotkanie. Dowiedziałem się, że będę prowadził program, że będziemy się mierzyć z jakąś listą przebojów, jeszcze nie wiedziałem, o co chodzi. Pierwsze podejście i pytam Waltera: - Ale co mam robić, jak to ma wyglądać? I to było urocze, do dziś to pamiętam, odpowiedział: Darek, nie wiem. Będziemy kombinować.
To go urzekło, bo oznaczało, że mogą zrobić coś własnego. Ale też przyznaje, że pierwsze podejście do czytania listy wyglądało z późniejszej perspektywy nieco nieporadnie. Odija, polegając na aktorskim warsztacie, zaczął bowiem czytać notowanie niespiesznie i z namaszczeniem. Chełstowski mu przerwał:
I to było genialne i to był pomysł Waltera: Darek, spróbuj to mówić najszybciej, jak możesz. Ale najszybciej!
- opowiedział w odcinku podcastu "30 ton - Lista, lista. Będziemy kombinować". - Byłem tym przerażony - przyznał. I stanowczo podkreślił, że to jednak on obstawał przy tym, żeby nie pokazywać jego twarzy w programie. - Walter, ja myślę, że dobrze będzie, jak nie będę się pojawiał na ekranie, tylko będzie mój głos. To był mój pomysł - nie ukrywam. Walter oczywiście odpowiedział, że jak jesteś w telewizji, to w telewizji masz się pokazywać, a nie masz tylko mówić. Na tym polega telewizja, że to jest wizja - opowiadał Kamilowi Bałukowi. Skąd ten pomysł?
Uznałem, że to będzie większa tajemnica dla oglądających (...) Pamiętam taki program, jak ja byłem dzieciakiem - chyba 'Niewidzialna ręka - tam też był tylko taki cień człowieka, który mówił. Jak mi to działało na wyobraźnię.
Wspominał, że jako widz wtedy jednocześnie chciał i nie chciał zobaczyć twarzy prowadzącego i zależało mu na tym, by wokół "30 ton" wytworzyła się podobna atmosfera. Dokładnie tak się stało - od pierwszego odcinka nadanego dokładnie 7 lutego 1995 roku do 8 kwietnia 2006 roku widzowie ani razu nie zobaczyli jego twarzy w programie. Ta koncepcja się nie zmieniła nawet wtedy, kiedy pojawił się prowadzący Piotr Szarłacki. A widzowie wręcz pisali listy do redakcji, by pokazać "jak wygląda ten facet". "Zaproszono mnie nawet kiedyś do pewnego programu telewizyjnego, w którym miałem się 'objawić'. Ale ja przyszedłem do studia i stanąłem w taki sposób, aby nikt mnie nie poznał. Tajemnicę udało się utrzymać" - opowiadał Odija w wywiadzie z natemat.pl.
Dodajmy, że jego charakterystyczny głos znany jest nie tylko widzom "30 ton" - Dariusz Odija jest także świetnym aktorem dubbingowym, który zagrał słynnego Móżdżka z produkowanej przez Stevena Spielberga animacji "Pinki i Mózg". Na liście z jego dubbingowym dorobkiem znajdziemy także takie pozycje jak "Przygody Kubusia Puchatka", "Bracia koala", "Maska", "Miś Yogi", "Pies Chojrak" czy "Dwa głupie psy".
"30 ton" na antenie utrzymało się do 2006 roku. Podobno słynne notowanie zdjęto, by w ramówce znalazło się miejsce na powtórki "Przygód psa Cywlia" - faktem jest, że na miejsce programu nie pojawiło się nic podobnego. Oczywiście teraz wszystkie informacje, które tak pieczołowicie opracowywała Anna Hernik można znaleźć w internecie - ale nie ukrywajmy, to już nie to samo. Raz na jakiś czas w sieci pojawiają się nawet petycje do TVP, by program wznowić. Autor apelu z 2014 roku argumentował - "Dzięki ciekawej formule i licznym gościom program '30 ton - lista, lista przebojów' pełnił ważną rolę w edukacji muzycznej ludzi, którzy są obecnie w przedziale wiekowym 20-35 lat. Warto dać szansę młodemu pokoleniu widzów na zapoznanie się z pasjonującą dziedziną sztuki, jaką jest muzyka".
"Cały pomysł, koncepcja i realizacja '30 ton' wyprzedzała swoją epokę, nie będąc jednocześnie żadną kalką programów zachodnich typu MTV, VIVA, 4fun czy EskaTV" - podkreśla z kolei inicjator petycji z 2019 roku. Może jeszcze się uda.