29 czerwca Netflix pokaże pierwszą część trzeciego sezonu "Wiedźmina". To ostatni sezon Henry'ego Cavilla w tej roli, ale Joey Batey jako Jaskier nie kończy przygody z produkcją. Justynie Bryczkowskiej mówił m.in. o improwizowaniu na planie i tym, dlaczego łatwo wejść mu w rolę, gdy po raz kolejny staje na planie tego serialu. Rozmowę wideo obejrzycie poniżej:
Joey Batey: Najbardziej pomogła mi współpraca z naszym kompozytorem. Zaczęliśmy rozmowy o piosenkach jeszcze przed tym, jak dostaliśmy scenariusz. Mieliśmy jakieś pojęcie, gdzie się pojawią, ale mogliśmy przerzucać się pomysłami, w jaki sposób pokazać bohatera z wykorzystaniem muzyki. To pozwala mi pozostać w kontakcie z postacią nawet miesiące przed wejściem na plan. Gdzieś tam jest, puka z daleka. W takiej sytucji, gdy już dostaję scenariusz, mogę poznać szczegóły i na tym wszystkim budować. Dzięki temu to proste, wystarczy zarzucić na siebie płaszcz.
No jasne. Na pewno stałem się dzięki niemu bardziej uważny. Zwracam większą uwagę na to, czego chcę, co sprawi mi radość, także poza światem "Wiedźmina". Jestem bardziej ze sobą pogodzony, wziąłem z niego pewne cechy - może większą pewność siebie, choć nadal jestem dość nieśmiałym nerdem.
Słowiańskość wypływa wprost z twórczości Sapkowskiego, a ja staram się skupić na przesłaniu książek. Wiele fragmentów czytałem po raz trzeci, próbując zrozumieć, w jaki sposób działa słowiańskie poczucie humoru i jak jest przekazywane czytelnikom. Nadal próbuję to zrozumieć do końca, to odnajdywanie humoru w naprawdę mrocznych momentach. Jaskier teraz już jest praktycznie odporny na widok kolejnych potworów i krwi. To w naszym serialu jest moim zdaniem bardzo bliskie książkom i intencjom Sapkowskiego.
Henry miał duży wpływ na Jaskra. Nawet ostatnio o tym myślałem - nasza pierwsza wspólna scena w sezonie pierwszym była kręcona tak, że staliśmy zwróceni plecami do siebie, Henry cały czas stał oparty tyłem o mnie. Do było dla mnie takie podsumowanie tej relacji. Wspieramy się. Jesteśmy jak dwie strony medalu. Tak starałem się do tego podchodzić - cieszyć tą odmiennością.
Nie wiem, z kim rozmawiałaś, jestem przede wszystkim profesjonalny... A serio, oczywiście, że to robię. Jestem bardzo wdzięczny, że Lauren (S. Hissrich - red.], scenarzyści i reżyserzy są otwarci na sugestie, jak na nie mówimy. Zawsze mówię: "powiedz nie, jeśli to nie działa", i Lauren często z tego korzysta, odrzucając kiepskie żarty. Jednak przyzwolenie na wychodzenie z sugestiami daje mi poczucie, że panuję nad moim bohaterem. Nie mogę kontrolować wątków, tego, dokąd zmierza, ale mam wpływ na to, jak to zrobi. To cieszy, że mogę go kreować, nawet jeśli to może czasem irytować innych.
Najgorszego? To zdecydowanie były najtrudniejsze zdjęcia w mojej karierze. W pewnym momencie doznałem kontuzji pleców - nie zdradzę, w jaki sposób, żeby nie spoilerować, ale miałem w ogóle kilka poważniejszych urazów.
Z Liamem?
Myślę, że Jaskier jest dobry w znajdowaniu czegoś dobrego w innych i pokazywaniu tego światu. Dobrze dzięki temu dogaduje się z innymi. Nie wyobrażam sobie, żeby to zmieniło się w czwartej serii, więc niecierpliwie czekam na pojawienie się Liama i innych aktorów, a moim zdaniem, także jako Jaskra, jest powitanie ich w rodzinie.
Niektóre rzeczywiście są dziwne, ale nigdy złe. Większość ludzi podchodzących do mnie na ulicy to nerdy takie jak ja, więc mamy podobne charaktery, pada nieśmiałe: "cześć, miło cię poznać, to pa". Bardzo intensywna była nasza ostatnia podróż do Brazylii, gdzie pod sceną zgromadziło się 15 tys. ludzi. Hałas, ciepło i miłość, jakie dostaliśmy - dla postaci, książek, gier - jest niesamowita. Naprawdę się cieszę, że ludzie chcą mnie oglądać w tym serialu.
Dzięki za rozmowę.