Rudi Schuberth, a właściwie Rudolf, przyszedł na świat 30 sierpnia 1953 roku w Gdańsku. Zamiłowanie do sceny zrodziło się, gdy był nastolatkiem i dołączył do zespołu Drewniane Ucho. Później postanowił skupić się na edukacji i podtrzymując rodzinną tradycję, rozpoczął studia na Politechnice. – Co tu dużo mówić! Pokochałem stocznię. Nasiąkłem nią. Zabierał mnie tam tata. (...) Całe środowisko mojej rodziny związane było ze stocznią – mówił w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". Szybko okazało się jednak, że z wybranym kierunkiem nie jest mu po drodze i ostatecznie dyplom uzyskał dopiero po 7 latach.
Najpierw występował w formacji Mortadella Blues, którą założył z kolegami na początku studiów. W 1977 roku zrodził się jednak inny pomysł i wraz z Grzegorzem Bukałą powołał do życia Okolicznościowo-Rozrywkowy Syndykat Wały Jagiellońskie. Zapewne wielu pamięta ich kultowe przeboje t.j. "Monika, dziewczyna ratownika" czy "Tylko mi ciebie brak", które śpiewali na koncertach zarówno w Polsce, jak i za granicą, w tym m.in. w Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie. Trzy lata później rozpoczął współpracę z orkiestrami Zbigniewa Górnego i Aleksandra Maliszewskiego, a także słynnym Kabaretem TEY. – Po bardzo udanym występie przyszedł do mnie Zenon Laskowik razem z ówczesnym dyrektorem Estrady Poznańskiej Zbigniewem Łankiewiczem. Na widok Laskowika ugięły mi się nogi. Kabaret Tey to był inny pułap. Zenon złożył mi propozycję nie do odrzucenia, a moi koledzy z Wałów zrozumieli, że muszę spróbować kabaretu – wspominał później. Mimo licznych aktywności artystycznych Schuberth był zmuszony dodatkowo imać się różnych innych zajęć. Powodem były niskie zarobki. – Miałem ciągoty muzyczne od zawsze, ale z tego nie można było mieć dużych finansów. Łapałem się też innych prac – opowiadał, dodając, że sprzedał biżuterię z kości wołowych, przerobione koszulki, pakował żywność w opakowania próżniowe i prowadził sklep jubilerski.
Przełom nastąpił na początku lat 2000., gdy zaczął prowadzić program dla dzieci "Zgadula". W nowej roli spisał się znakomicie, a widzowie szybko go pokochali. Następnie został prezenterem w teleturnieju "Rekiny kart", lecz największą popularność przyniosły mu kultowe już "Śpiewające fortepiany", które emitowano na antenie telewizyjnej Dwójki w latach 2001 - 2005. – Był mi bliski, bo chodziło o muzykę. Zgodzono się też na moje warunki, że nie będę miał słuchawki w uchu, bo nie chciałem suflera. Mogłem też występować bez garnituru – wspominał po latach. Jako doświadczony piosenkarz i kompozytor dołączył także do jurorskiego składu w "Jak oni śpiewają" Polsatu, który ostatecznie zdjęto z anteny w 2009 roku. Wówczas Schuberth nieco zwolnił zawodowe tempo. Później wystąpił jeszcze podczas 50. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu i zupełnie wycofał się z branży.
W 2023 roku Rudi Schuberth będzie obchodzić 70. urodziny. Choć obecnie w mediach jest o nim cicho, to nie narzeka na brak zainteresowania, wciąż jest bowiem aktywny zawodowo i regularnie spotyka się z fanami podczas licznych koncertów. Do telewizji nie zamierza jednak wracać. – Człowiek nie powinien wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Ja swoje się napracowałem już w telewizji, dziś jestem wolnym człowiekiem. Wciąż koncertuję ze wspaniałymi muzykami, wykonuję swoje piosenki w innych aranżacjach i podczas tych występów chętnie spotykam się z publicznością – mówił w 2017 roku. Głównym powodem, dla którego wycofał się z show-biznesu, był brak prywatności. – Uciekłem z mediów. Przestały mnie interesować w momencie, kiedy zaczęły ingerować w moją prywatność – tłumaczył na łamach magazynu "Prestiż Trójmiasto".
Na co dzień mieszka w samym sercu Kaszub, gdzie wiele lat temu wraz z żoną, Małgorzatą Chojnacką, zakupił działkę, a następnie wybudował dom. – Długo nie miałem potrzeby życia na wsi, aż do czasu, gdy wybudowaliśmy z żoną dom niedaleko miasta, a naszym oczkiem w głowie stał się ogród. Na nasz raj na ziemi trafiliśmy przypadkiem. Ale wtedy jeszcze nie był rajem – opowiadał portalowi "Franchising". Wtedy też zrodził się pomysł na własny biznes. Małżeństwo postawiło wybudować ośrodek agroturystyczny Folwark Otnoga, który od lat prowadzą z powodzeniem. Ponadto zajmują się również produkcją wyrobów wędliniarskich pozbawionych konserwantów. Pomysł zrodził się, gdy kilka lat temu zdiagnozowano u niego cukrzycę, która z kolei przysporzyła mu sporych problemów ze wzrokiem. Odpowiednia dieta i leczenie sprawiły, że jego sytuacja się ustabilizowała, znacząco schudł i dziś nie narzeka na samopoczucie. – Odzyskałem zupełnie wzrok. Pozostała mi tylko wada związana z wiekiem. Stałem się królikiem, nauczyłem się jeść zieleninę i warzywa. Nie jem cukrów i pieczywa. Czuję się super, a moja waga spadła o 17 kg – opowiadał w Super Expressie.