W jednym z ostatnich odcinków amerykańskiego "Mam talent" na castingu pojawił się BJ Griffin. Wesoły 34-latek od progu zdawał się zarażać pozytywną energią. Artysta przyniósł ze sobą ciekawy instrument. Obwieścił jurorom, że zaraz zagra na elektrycznej wiolonczeli.
"Mam dość sabotowania samego siebie" - wyznał muzyk, kiedy Sofía Vergara spytała go, dlaczego akurat teraz wziął udział w programie. BJ Griffin podkreślił, że przyszedł na casting, żeby wygrać program i podzielić się ze światem swoją muzyką. Artysta zaznaczył, że muzyka była jego wyborem od zawsze. "Rzuciłem football, żeby grać" - opowiedział, podkreślając, że decyzja była trudna ze względu na jego rodziców. Rodzina muzyka bardzo chciała, żeby został sportowcem, jednak ten miał odwagę pójść własną drogą.
"To wygląda, jakby tam czegoś brakowało" - podśmiewała się z instrumentu BJ-a Vergara, zanim zagrał pierwsze nuty melodii. Potem jury zaniemówiło. Artysta nie tylko grał na wiolonczeli, ale jeszcze zaśpiewał, głosem, jakiego się nie spodziewali. Wykonał piosenkę Ala Greena "Let's Stay Together", a publiczność momentalnie oszalała z zachwytu.
Jeszcze w trakcie występu muzyka, słuchacze wstali z krzeseł i zaczęli klaskać, a nawet tańczyć. Ponieść muzyce dali się także jurorzy, którzy kołysali się z uśmiechami na twarzach w rytm muzyki. Pod wrażeniem są także komentujący nagranie z przesłuchania.
"Brzmi, jakby zjadł na śniadanie Arethę Franklin i Tinę Turner. Śpiewa kompletnie bez wysiłku", "Takich rzeczy się nie można nauczyć", "Mógłbym go słuchać codziennie", "Jaki radosny i utalentowany człowiek!" - czytamy w komentarzach widzów.