Mało wyrafinowany, nieskomplikowany, nadmiernie uproszczony - z takimi zarzutami często spotykają się twórcy serialowego "Wiedźmina", kiedy zaglądają w komentarze pisane przez polskich odbiorców. Tymczasem za granicą produkcja Netfliksa cieszy się cieplejszym przyjęciem, choć tamtejsi widzowie znają tematykę bardziej z gier niż z książek. W najnowszym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Tomasz Bagiński bez skrupułów tłumaczy, dlaczego scenariusz do "Wiedźmina" został w stosunku do prozy Andrzeja Sapkowskiego mocno uproszczony. Chodzi o możliwości intelektualne widza.
Nie oszukujmy się - "Wiedźmin", choć to produkt polski, nie powstał na zlecenie Netfliksa na polski rynek. Ten najważniejszy, amerykański, wymagał od produkcji dostosowania serialu do potrzeb głównie amerykańskiego widza w XXI wieku. Stąd niektóre wątki z serialu nie odpowiadają tym z książek sprzed niemalże 40 lat (pierwsze wydanie "Wiedźmina" pojawiło się w Polsce w 1986 roku!). Dorzucono mniej lub bardziej dyskretnie nowe, aktualne obecnie kwestie, a część rzeczy zwyczajnie uproszczono lub wytłumaczono kawa na ławę.
Polski widz z takim nadmiernym uproszczeniem miał problem od pierwszego sezonu show. "Nierówny", "chaotyczny", "prosty jak budowa cepa" - takie nagłówki dominowały przy okazji premiery w 2019 roku. W drugim sezonie nie było lepiej, choć dało się zauważyć, że na serial przeznaczono większe fundusze. Trzeci sezon ponownie cierpi na nadmierne uproszczenia. Tomasz Bagiński nie ma złudzeń i tłumaczy to zdolnościami poznawczymi najważniejszego - w oczach Netfliksa - widza. I nie jest to widz polski. W rozmowie z Radosławem Czyżem z "Gazety Wyborczej" wspomina, jak próbował wyjaśnić zawiłości historyczne Powstania Warszawskiego Amerykanom. Odniósł porażkę, bo zbyt wiele wątków pojawiło się w jego tłumaczeniu:
Próbowałem wyjaśnić: było powstanie przeciwko Niemcom, ale Rosjanie byli za rzeką, a po stronie niemieckiej walczyły też oddziały z Węgier czy Ukrainy. Dla Amerykanów to było kompletnie niezrozumiałe, zbyt skomplikowane, bo dorastali w innym kontekście historycznym, gdzie wszystko było poukładane: Ameryka jest zawsze dobra, reszta to ci źli. I nie ma tych komplikacji.
Gdy robi się serial dla ogromnej masy widzów, z różnymi doświadczeniami, z różnych części świata, a duża ich część to Amerykanie, to te uproszczenia nie tylko mają sens, one są niezbędne. Dla nas to bolesne, dla mnie też, ale wyższy poziom niuansu i skomplikowania będzie miał mniejszy zasięg, nie będzie docierał do ludzi - przyznaje.
Pozostaje nam zatem zacisnąć zęby i czekać na kolejne "fikołki" w fabule "Wiedźmina", upraszczające go na potrzeby Amerykanów.