Trwają przesłuchania do 18. edycji "America’s Got Talent". Spośród wielu kandydatów jurorzy muszą wybrać tych, których umiejętności faktycznie zasługują na wyróżnienie, co nie jest łatwym zadaniem. Są jednak tacy uczestnicy, którzy nie akceptują odmowy i niezłomnie podejmują kolejne próby. Do tego grona bez wątpienia należy Josh Alfred pochodzący z Nigerii.
Gdy mężczyzna po raz pierwszy pojawił się na scenie "Mam Talent", był oszołomiony liczną publicznością. Najpierw przedstawił się, a następnie wyjawił, co zaprezentuje. Wtedy zrobiło się tajemniczo. – Robię coś zupełnie innego, coś, czego nigdy wcześniej nie widzieliście – zaczął. – Szybko czytam – dodał po chwili milczenia ku niedowierzaniu jurorów. Wyjaśnił, że gdy wygra milion dolarów, czyli gwarantowaną nagrodę w show, kupi książki. Przedstawienie nie wywołało jednak zachwytów, a wręcz zażenowanie.
Każdą z trzech książek wertował w ekspresowym tempie, mamrocząc niezrozumiałe słowa pod nosem. Jurorzy byli wyraźnie zdekoncentrowani i rzucali wymowne spojrzenia. W końcu Sofia Vergara nacisnęła czerwony guzik, przerywając występ. Uczestnik sugerował, by zadawano mu pytania dotyczące przeczytanej treści, ale nie było chętnych. – Bez sensu – powiedział Simon Cowell. Wszyscy zgodnie uznali, że Alfred nie powinien przejść do kolejnego etapu programu, choć on miał inne zdanie. – Popełniacie błąd – mówił, opuszczając scenę.
Mimo że występ zakończył się niepowodzeniem, to Alfred nie zamierzał się poddawać i ponownie pojawił się na castingu. Choć był w zupełnie innej kreacji i przedstawił się jako Jaj Ash, jurorzy od razu go rozpoznali. – Jestem najszybszym raperem na świecie – zapowiedział i rozpoczął show. Pomiędzy wyraźnie wypowiadanymi słowami, tym razem również bełkotał. Sofia szybciej niż poprzednim razem nacisnęła czerwony przycisk, nie kryjąc irytacji. Po chwili przerwy uczestnik kontynuował, lecz wtedy to Heidi Klum wcisnęła guzik. Gdy padło cztery razy "nie", Alfred musiał opuścić scenę, lecz nie ukrywał, że nie może się z tym pogodzić.
A skoro do trzech razy sztuka, to podjął kolejną próbę. – Moje imię jest przerażające – oznajmił i powiedział, że przygotował wyjątkowy pokaz magii. Ledwo zaczął, a już Howie Mendel nacisnął czerwony przycisk. To go jednak nie zraziło. Poprosił jurora, by podał miesiąc, w którym się urodził, a że był to listopad, więc numer 11. Obiecał, że kartę z taką liczbą wylosuje, gdy Mendel powie "stop", lecz ostatecznie wypadła karta z 10. – Jak do dziesięciu dodamy jeden, to jest jedenaście – powiedział ku rozbawieniu wszystkich. W tym momencie jurorki również nacisnęły czerwone przyciski, lecz uczestnik kontynuował. Zaprosił na scenę prowadzącego, Terry’ego, i poprosił, by wykonywał konkretne ruchy zgodnie ze wskazówkami. – Widzicie, kontroluję jego umysł – powiedział. Ostatecznie i tym razem, mimo uporu, nie przeszedł do dalszego etapu show.