W 2005 roku na antenie telewizyjnej Dwójki zadebiutowały "Duże dzieci" z Wojciechem Mannem w roli prowadzącego. Program błyskawicznie zdobył rozgłos, gromadząc przed telewizorami tłumy zaciekawionych widzów. U szczytu popularności frekwencja oglądalności wynosiła nawet 4 miliony.
Teleturniej był zarówno dla dzieci, jak i o dzieciach. Uczestnikami byli najmłodsi, a w odcinkach podejmowali nierzadko trudne pytania na tematy, o których w tym wieku zwyczajnie nie mieli pojęcia. Ich teorie i analizy doprowadzały do łez nie tylko prowadzącego i zaproszonych gości, ale również publiczność i telewidzów. Dostanie się na nagrania do programu, nie było jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać. Chętnych było wielu, dlatego tylko nieliczni byli w stanie wytrwać w trwającej kilkanaście godzin kolejce, by mieć swoje przysłowiowe "pięć minut" przed kamerą. Na powodzenie wpływało również wiele innych czynników, w tym m.in. osobowość, cechy charakteru czy wiedza.
Aleksandra Skwarczyńska-Bergiel, dziś dziennikarka Plejady, przed laty również próbowała swoich sił w show TVP dla najmłodszych. Gdy wzięła udział w przesłuchaniach, miała zaledwie 8 lat. W artykule opublikowanym na portalu wspomina, że oczekiwanie w kolejce było niezwykle nużące. W studio panował ogromny chaos, a kandydaci byli nie do poskromienia zarówno przez opiekunów, jak i przez nadzorującą ten etap produkcję. Wielu jednak nie mogło doczekać się spotkania z Wojciechem Mannem i to było największą motywacją, by nie zrezygnować.
Dziennikarka wspomina, że samo przesłuchanie trwało raptem ok. 15 minut i nie odbywało się pojedynczo, a w kilkuosobowych grupach. Kandydaci byli zapraszani do osobnego pokoju, w którym siadali w kółku, tak, jak później było to realizowane w programie. Osoby odpowiedzialne za produkcję zadawały pytania na różne tematy, dotyczące m.in. polityki czy światopoglądu, które w tak młodym wieku raczej nikogo nie interesują. W pewnym momencie musieli odpowiedzieć, po jakich atrybutach można rozpoznać biznesmena. Większość wskazywała na portfel, co 8-letniej Aleksandrze wydawało się nie do końca logiczne.
Od razu pomyślałam, że przecież nikt nie nosi go na wierzchu. Trzeba go chować, bo tam są pieniądze. Okazało się, że moje racjonalne myślenie było gwoździem do trumny mojej telewizyjnej kariery
– wspomina. Dlaczego? Gdy padło pytanie jako jedna z nielicznych z przekonaniem stwierdziła, że biznesmena najłatwiej rozpoznać po garniturze, teczce oraz samochodzie. I choć faktycznie jej odpowiedź była najbardziej trafna, to nie zakwalifikowała się do udziału w teleturnieju, producenci szukali bowiem takich uczestników, których wypowiedzi będą bawić publikę. Choć w tamtym momencie Aleksandra nie ukrywała rozczarowania, dziś nie żałuje, że tak potoczył się jej los, bo, jak sama przekonuje, "udział w programie ostatecznie nie zmieniłby nic w jej życiu". Jako przykład podaje m.in. Jadzię Nalepę czy bliźniaków, Pawła i Maćka Królów, którzy w "Dużych dzieciach" robili furorę, lecz nie miało to żadnego wpływu na ich zawodowe kariery.