"Detektywi" wrócili po latach do TVN. Widzieliśmy nowy odcinek, żebyście wiedzieli, czy warto

Stacje telewizyjne coraz chętniej stawiają na powroty sprawdzonych formatów. W tym sezonie TVN zdecydował się reaktywować serial "Detektywi", który był jednym z pierwszych serialów typu docu-crime w Polsce. Postanowiliśmy sprawdzić, jak odświeżono program po 11 latach. Szczerze? Lepiej, gdyby do tego powrotu nie doszło - pisze Bartłomiej Marcinkowski z Gazeta.pl.

W erze serwisów streamingowych nadawcy telewizyjni stają przed nie lada wyzwaniem, aby zatrzymać przy sobie widzów. Coraz częściej obserwuje się zjawisko przywracania starych i sprawdzonych formatów, które przed laty były bardzo popularne. W ten sposób istnieje szansa, że ludzie, którzy porzucili już oglądanie telewizji, zasiądą ponownie przed odbiorniki lub włączą te produkcje w konkretnych platformach. 

Więcej ciekawych artykułów ze świata telewizji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>

Zobacz wideo Czy masz zaufanie do mediów? [SONDA]

"Detektywi" wrócili do ramówki TVN. Nie jest to jednak ten sam serial (a szkoda) 

Tej jesieni stacja TVN postanowiła przywrócić "Detektywów", produkcję, która była jednym z pierwszych seriali paradokumentalnych w Polsce. Serial był emitowany w latach 2005-2012 i doczekał się 1040 odcinków. Głównymi bohaterami byli członkowie biura detektywistycznego, którzy rozwiązywali śledztwa zlecone im przez klientów. Nie inaczej jest w odświeżonej wersji formatu. Jednak to jedyne, co pozostało niezmienione w "Detektywach".

W pierwszym odcinku nowej serii "Kat" Anna Potaczek i Maciej Dębosz (którzy przed laty występowali w podobnej produkcji - "W11 - Wydział śledczy") zajmują się sprawą kobiety, którą ktoś próbował potrącić samochodem. Wkrótce klientka otrzymuje przesyłkę z bombą, która wybucha i rani przy tym kuriera oraz partnera adresatki. Historia brzmi jak typowy odcinek "Detektywów", ale to, co zobaczyłem, w ogóle nie przypomina klimatu odcinków sprzed lat.

Wcześniej serial (choć wciąż paradokumentalny) miał w sobie nutkę tajemniczości. Natomiast narracja w tegorocznym epizodzie od pierwszych jego minut wydaje się o wiele bardziej sensacyjna. Mają na to wpływ energiczna muzyka, dynamiczne ruchy kamerą oraz tzw. setki, czyli słynne zwierzenia "sam na sam" do kamery, które okraszone są paskami z podpisem postaci. Kiedyś tego w "Detektywach" nie było.

Również "przebiegłe" działania detektywów i bohaterów odcinka są o wiele mniej realistyczne niż kiedyś. Główna antagonistka serialu od razu okazuje się niezrównoważoną osobą, która swojej przypadkowej klientce mówi rzeczy, których żaden poważny człowiek nie powie obcej osobie na głos. Natomiast detektywi między sobą nie zawsze konsultują swoje działania, co również budzi pewne wątpliwości.

Nowe odcinki są również dłuższe - teraz trwają 40-42 minut (bez przerw reklamowych), ale nie sprawia to, że epizod jest bardziej wciągający. Wręcz przeciwnie. Serial teraz bardziej przypomina konkurencyjnych "Gliniarzy" z Polsatu niż to, co telewidzowie pamiętają sprzed dekady. Oczywistym jest fakt, że od 2012 roku sporo się zmieniło, ale twórcy serialu nie unowocześnili serii w interesujący sposób.

Lekki sentyment poniekąd budzą sceny kręcone z punktu widzenia Anny Potaczek, która pod koniec odcinka celowała bronią do podejrzewanego o nielegalne czyny mężczyzny. Oraz fragmenty, które dzieją się w samochodzie, gdzie słuchamy dialogów detektywów. Od razu przypomniały się słynne niegdyś frazesy, z których śmiali się internauci (np. "Ty, Anka, zobacz, to nie jest czasem syn ofiary?").

Jednakże moim zdaniem "Detektywi" obecnie niczym konkretnym się nie wyróżniają. Są tylko kolejnym serialem paradokumentalnym emitowanym po południu, który ze względu na wyrobioną przed laty nazwę ma szansę lepiej się oglądać niż nowe formaty, które rzadko kiedy obecnie przekonują do siebie widzów. Jednakże to nie musi być żaden wyznacznik. Cztery lata temu do ramówki TTV wróciła "Sędzia Anna Maria Wesołowska" i nowe odcinki nie utrzymały się długo w ramówce. 

Więcej o: