Zapendowska mówi szczerze o "Idolu". "Straszne pieniądze, ale tak czy siak ich potrzebowałam"

Elżbieta Zapendowska, jako najpopularniejsza w rodzimej branży ekspertka od emisji głosu, przez wiele lat pełniła rolę jurorki w "Idolu". W obszernym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" wróciła wspomnieniami do pracy przy programie. Wyjawiła, że początkowo nie była zainteresowana ofertą, lecz o jej ostatecznej decyzji przesądziły pieniądze.

Już ponad trzy dekady Elżbieta Zapendowska uchodzi za jedną z najbardziej doświadczonych specjalistek od emisji głosu w Polsce. Popularność przyniósł jej program "Idol", w którym przez wiele lat występowała jako jurorka. Później wielokrotnie pojawiała się w tej roli w innych popularnych formatach, w tym m.in. w "Must be the music. Tylko muzyka" czy "Jak oni śpiewają".

Zobacz wideo Ewelina Flinta miała dość show-biznesu. "Chciałam się odciąć". Co robiła, jak jej nie było?

Zapendowska wspomina realizację "Idola". Do udziału w programie skłoniły ją pieniądze

Kilka lat temu krytyczka muzyczna wycofała się z życia publicznego z uwagi na pogarszające się problemy ze zdrowiem, zwłaszcza postępującą utratę wzroku. Od czasu do czasu udziela jednak wywiadów, opowiadając o kulisach pracy w telewizji. Teraz zgodziła się na kolejną szczerą rozmowę, która ukazała się na łamach "Gazety Wyborczej". Wróciła w niej wspomnieniami do realizacji "Idola", ujawniając, w jaki sposób otrzymała propozycję, by zasiąść na fotelu jurora. – Pracowałam w teatrze Buffo, potem w Romie, stamtąd mnie ściągnęli – wspominała, dodając, że nie od razu była zainteresowana ofertą i wahała się, czy w ogóle ją przyjąć. – Miałam wątpliwości, czy się zgodzić. Polsat nie miał u mnie najlepszej reputacji, ale aspekt finansowy przeważył – wyznała szczerze. Podczas realizacji pierwszej edycji jednak wcale nie otrzymywała tak dużego wynagrodzenia, jak wielu mogłoby się wydawać. Dziś uważa tę kwotę za żart. – My zarabialiśmy w pierwszej edycji straszne pieniądze. To znaczy małe, w kategoriach żartu. Ale jako że pieniędzy tak czy siak potrzebowałam – przyznała.

Ekspertka ocenia zwycięzców programu. Wyjawiła, kto zaprzepaścił szansę na sukces

Zapendowska uchodzi za osobę niezwykle surową i krytyczną. Nie szczędzi dosadnych komentarzy nawet na temat wielkich gwiazd. Zapytana o rozwój kariery zwycięzców "Idola" przyznała, że wielu zaprzepaściło otrzymaną szansę. Jedną z takich osób jest finalistka pierwszej edycji, Alicja Janosz. – Z początku nie była murowaną faworytką nikogo z nas, ale miała duży temperament, młodziutka iskierka szalejąca po scenie – wspominała pierwsze występy wokalistki. – Obiektywnie nie odniosła po programie wielkiego sukcesu. To był raczej szereg złych decyzji podjętych w młodym wieku i może trochę pech. Zdecydowanie nie to, że była nijaka albo mało zdolna – oceniła, dodając, że dziś Janosz spełnia się artystycznie, a jej nowe projekty bez wątpienia wyróżniają się z tłumu.

Z dumą podziwia jednak Krzysztofa Zalewskiego. Co prawda po wygraniu 2. edycji programu zniknął z branży i to na aż 15 lat, lecz powrócił z przytupem i dziś jest uznawany za jednego z najpopularniejszych wokalistów w Polsce. Ekspertka już wtedy dostrzegła drzemiący w nim potencjał. – Już wtedy widziałam, że ma charakter i talent – oceniła. Był jednak młody i potrzebował się wyszaleć, dlatego kariera odeszła na dalszy plan. – Któregoś dnia chwilę z nim gadałam. Pamiętam, że miał akurat osiemnastkę i nawet trochę jechał wódą, ale nie przeszkadzało mu to ani w występie, ani w rozmowie. (...) Nawet jeśli eksperymentował z życiem i w oczach publiczności zniknął, to jednak douczał się, grał z Heyem. W ostatnich latach w pełni pokazuje to, co w nim dostrzegliśmy – stwierdziła z przekonaniem. Podobnie ocenia również Monikę Brodkę, która od początku wywarła na niej piorunujące wrażenie. – Szesnastoletnia Brodka miała diabła w oczach, znakomita kobietka – powiedziała Zapendowska.

Więcej o: