Finałowy odcinek poprzedniej serii "Lokiego" zostawił nas z garścią pytań nie tylko dotyczących dalszych losów znanych nam bohaterów, ale też całego świata, a nawet wieloświata, który piętrzy się w kolejnych adaptacjach kultowych komiksów Marvela. Co stało się z Ravonną Renslayer? Dlaczego Mobius nie pamięta, kim jest Loki? Jakie konsekwencje wywoła zabicie Tego, Który Pozostał przez Sylvie? Co oznacza dla porządku multiwersów bezgraniczne rozgałęzianie Świętej Linii Czasu?
Drugi sezon serialu rozpoczyna się dokładnie w tym samym newralgicznym momencie, w którym zostawiła nas poprzednia seria. Ponownie wpadamy wraz z Lokim do siedziby TVA. Jesteśmy zagubieni, zdezorientowani i zaniepokojeni podobnie jak tytułowy bohater. Razem z nim poznajemy nową rzeczywistość, szukamy wskazówek, które pomogą nam znaleźć odpowiedzi na wszystkie kołaczące się w głowie pytania.
W "Lokim 2" nie ma miejsca na rozgrzewkę. Akcja (chociaż inna niż te, do których przyzwyczaiło nas superbohaterskie kino) gna niczym tytułowy bohater, który już w pierwszych minutach serialu musi stawić czoła zaskakującemu obrotowi spraw. Śledząc jego kolejne ruchy, mamy wrażenie, że jeden rozwiązany problem generuje pięć kolejnych. Napięcie nie spada, jedynie delikatnie uchodzi z nas, kiedy na ekran wkrada się humor.
Chociaż "wkrada" to nie jest dobre słowo. W tym przypadku bardziej adekwatna byłaby alegoria, w której barczysty, dwumetrowy humor wyważa drzwi mocnym kopnięciem, pluje na podłogę i pyta "tęskniliście?". Ja tak. Bo żarty w "Lokim 2" są świeże, często zaskakujące i naprawdę trafione. A do tego idealnie pasują nie tylko do tytułowej postaci, ale też jej relacji z resztą bohaterów. Drugi sezon "Lokiego" robi to, czego zrobić nie potrafił "Thor: Miłość i grom". Żarty tutaj nie dezorientują i nie psują dramaturgi, a są ważnym elementem scenariusza, wręcz wylewają się z ekranu.
Wraz z drugim sezonem "Lokiego" zyskaliśmy absolutną perełkę - postać graną przez Ke Huy Quana ("Wszystko wszędzie naraz", "Goonies"). To jak wspaniale beztroska, stoicka złota rączka kontrastuje z charyzmatycznym, jednak przetyranym emocjonalnie Lokim, ma niewyczerpane wręcz pokłady komediowego potencjału. Jednak to tytułowy bohater znowu wychodzi przed szereg i skupia naszą uwagę. Loki jak dotąd jest zdecydowanie najlepiej napisaną i poprowadzoną postacią w MCU. Bóg psot przeszedł najdłuższą, najciekawszą i najbardziej wyboistą drogę ze wszystkich znanych nam bohaterów. Widzieliśmy go w skrajnych sytuacjach, a nieszablonową postać dopełniła wizyta w TVA. Tutaj Loki zostaje odarty z mocy, ale nie charakteru i drugi sezon nam o tym dobitnie przypomni. Szykujcie się na ciary, za które pokochaliście Marvela.
Tom Hiddleston jest fenomenalny. Od lat wiemy, że to jeden z TYCH trafionych w punkt castingów. Jednak w drugim sezonie "Lokiego" pojawiają się momenty, w których Tom wydaje się mówić "Myśleliście, że znacie tę postać? Potrzymajcie mój kielich". Chyba nigdy wcześniej aktor nie wywołał we mnie tak dużych emocji, tak oszczędnymi środkami. Wielkie wow i znowu - wyczekane ciary!
Warto zaznaczyć również, że "Loki 2" wybornie brzmi i wygląda. Chociaż serial kipi humorem, zachował swój mroczny klimat, który jedynie połyskuje gdzieniegdzie magicznymi kolorami. Ponownie możemy zachwycić się tutaj przestarzałym designem urządzeń i przedmiotów, których zastosowanie jest dalekie od możliwości, jakie daje nam współczesna technologia. Kolejny zmyślnie zastosowany kontrast.
Podróże w czasie są tu też idealnym pretekstem do scenograficznych popisów. W pierwszych odcinkach wpadamy do pięknie odwzorowanej restauracji pod złotymi łukami z lat 80. Jednak kiedy przenosimy się na premierę horroru (lub jak kto woli gotyckiego thrillera) z udziałem jednego z bohaterów serialu, możemy podziwiać nie tylko świetne kostiumy gości, ale również plakat nawiązujący stylistyką do tych tworzonych w latach 70. A zwiastun zdradza, że takich stylizacji będzie więcej!
Jedyne co w "Lokim" kuleje już na etapie pierwszych dwóch odcinków to prosty, przewidywalny do bólu twist. Równie mało przekonujący co antagonistka, za którą nie stoi nic poza uporem i absolutnym wyparciem, walącej się jej na głowę rzeczywistości. Nie jest to jednak mankament, którego nie da się naprawić kolejnymi odcinkami. W końcu są one jedynie preludium do nadejścia potężnego Kanga Zdobywcy.
Ostatnie serialowe wyczyny Marvela mocno zawiodły nawet największych fanów uniwersum. "Loki" z nienachalną lekkością przypomina nam, za co kochamy Dom Pomysłów, dlaczego tak wiele mu wybaczamy i chcemy do niego wracać. Jest wielkie serce, świeży humor, dobry scenariusz, świetne dialogi, wyśmienite aktorstwo i technikalia, a przede wszystkim postaci, na które chce się patrzeć i im kibicować.