Miłość i seks sprzedają się najlepiej, zwłaszcza jeśli można je połączyć z zabójstwem. Najnowsza książka dziennikarza śledczego

Niebezpieczny świat wielkiego biznesu, rozgrywki polityczne na najwyższych szczeblach, zorganizowana przestępczość, w której "każdy ma coś na każdego", afery ukrywane przez tajne służby, korupcja przemilczana na korytarzach władzy. Ten świat wzajemnych układów, który stał się naszą rzeczywistością, nawet codziennością, już nie szokuje, a wręcz czasem nuży. Po co więc sięgać po fikcję literacką, jeśli wystarczy przejrzeć internetowe tytuły "krzyczące" o kolejnym skandalu?

Książki Mariusza Zielke do kupienia na Publio.pl>>

Dziennikarz śledczy na tropie

"Wiem, że nie uwierzycie, ale "Formacja trójkąta" to tylko fikcja literacka. Wszystkich urażonych serdecznie przepraszam" - kokietuje czytelnika znany dziennikarz śledczy, autor głośnego "Wyroku", w swojej drugiej powieści sensacyjno-kryminalnej.

Mariusz Zielke jednak doskonale zna świat, który opisuje. Przez lata pisał do "Pulsu biznesu", gdzie z powodzeniem tropił afery w świecie finansów. Jego praca została zauważona i nagrodzona. W 2005 roku zdobył Grand Press w kategorii "dziennikarstwo śledcze" za teksty o giełdowych zmowach. Czytając "Formację trójkąta", mimo ostrzeżeń autora, możemy mieć nieraz wrażenie, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Zwłaszcza, że akcja powieści jest głęboko osadzona we współczesnych realiach społecznych i politycznych - znajdziemy tu nawiązania do m.in. katastrofy smoleńskiej, afer przy budowaniu autostrad czy też do polskich polityków i ich partii.

Fikcja literacka - czy aby na pewno?

"Jestem w stanie udowodnić każde opisane w niej (książce "Wyrok" - przyp. red.) przestępstwo finansowe. Moi bohaterowie są fikcyjni, ale opisane przestępstwa się zdarzały i nigdy nie zostały przez nikogo wyjaśnione do dzisiaj" - tymi słowami Zielke komentował swoją pierwszą powieść. Czy skandale opisane w "Formacji trójkąta" to na pewno jedynie fikcja? Autor z uśmiechem potwierdza. Czy jednak ktokolwiek po lekturze powieści nadal wierzy dziennikarzowi?

Trzęsienie ziemi

"Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem napięcie ma nieprzerwanie rosnąć" - dziennikarz doskonale wykorzystał te słowa Hitchcocka, bowiem juz w pierwszej scenie zostajemy wciągnięci w zagadkę kryminalną. Dynamiczna, wielowątkowa fabuła koncentruje naszą uwagę natychmiast. Zaczyna się od śmierci prezesa warszawskiej giełdy, który wcześniej został zwolniony - oskarżano go o nieetyczne działania i erotyczne ekscesy. Był też skłócony z wieloma maklerami, a nawet ministrem skarbu.

Tu do akcji wkraczają trzej bohaterowie powieści, którzy próbują rozwikłać zagadkę śmierci prezesa: początkujący dziennikarz "Expressu Finansowego", niepokorna agentka ABW i porywczy policjant. Sprawa się komplikuje, wpadają na trop poważnych afer w najwyższych kręgach polskiej polityki i biznesu i zamieszanych w nie przestępców. A czytelnik zamiast typowego kryminału dostaje dawkę porządnej sensacji i ociera się o świat wielkich pieniędzy, skorumpowanych polityków i śledztwa zagrażającego życiu głównych bohaterów. Pikanterii dodają skandalizujące sceny erotyczne, które jednak, co okazuje się wraz z rozwojem akcji, nie służą jedynie przyciągnięciu uwagi czytelnika. Ale mają znaczący wpływ na motywy działania bohaterów. Należy jednak przyznać autorowi, że wie, czym tę uwagę przyciągnąć i jak ją utrzymać. "Miłość i seks sprzedają się najlepiej, zwłaszcza jeśli można je połączyć z zabójstwem" - słowa, które znajdziemy na kartach "Formacji trójkąta" mogą podsumować całą powieść.

"Formacja trójkąta" i "Wyrok" Mariusza Zielke w promocji w Publio.pl>>

"Opisałem, jak wygląda rzeczywistość"

Zielke nie boi się poruszać kontrowersyjnych tematów, a doświadczenie, które zdobył, prowadząc śledztwa, pozwoliło mu napisać dwie świetne książki - "Wyrok", a teraz "Formację trójkąta". Ale ten sukces nie idzie w parze z uznaniem wszystkich środowisk. W wywiadzie dla Natemat.pl, zapytany, a propos nazwy swojego wydawnictwa, o to, czy czuje się "czarną owcą" wśród dziennikarzy, odpowiedział: "Traktują mnie w ten sposób, bo opisałem, jak w mediach wygląda rzeczywistość. To miało pozostać tajemnicą mediów. O takich rzeczach lepiej nie mówić, bo i po co. To są nasze, środowiskowe, wewnętrzne sprawy. Jest takie powiedzenie, że się nie robi we własne gniazdo. Myślę, że ta książka dużo lepiej przyjęłaby się w mediach, gdyby nie opisywała tej części realiów dziennikarstwa".

Zapraszamy do dyskusji z autorem

Już w piątek 18 października autor będzie gościem cyklu POW - Pytaj o Wszystko. Pytania można zadawać w tym wątku>>

Fragmenty "Formacji trójkąta"

Wrócił do gabinetu, zerkając na lewe przedramię. Dla niewolnika czasu miarą zdenerwowania jest ilość zerknięć na zegarek. Stary, dobry timex - prezent od przyjaciela z czasów, gdy jeszcze wykładał na uczelni w Krakowie - właśnie odbębnił północ.

No nic, widać coś jej wypadło. A może uznała, że sam powinien pożegnać to miejsce. Może nie chciała mu odbierać tej ostatniej chwili.

Wyjaśnienie dobre jak każde.

Energicznie podszedł do szafy, wyjął płaszcz, zarzucił szalik i wcisnął na głowę kapelusz. Ostatni dzień prezesa. Człowiek, który uśmiechał się do niego z lustra, nie przypominał szefa takiej instytucji jak giełda. Szczupła, wysoka sylwetka, długie ramiona, silne barki. Twarda, mocna, kwadratowa szczęka, naciągnięta skóra na policzkach, wodniste oczy, świdrujące spojrzenie. Odważne i wyzywające. Oczy gangstera.

Wyglądał trochę jak gangster. James Woods z naleciałościami Maxa Bercovicza.

Może nim jestem? Może coś jest w tym żarcie o synu, który oświadcza ojcu, że zamierza się poświęcić zorganizowanej przestępczości, na co ten dopytuje: "Administracja rządowa czy sektor bankowy, synku?". Giełda była czymś pomiędzy administracją, sektorem bankowym i szczwaną korporacją. Czymś idealnym dla kariery w zorganizowanej przestępczości.

Koniec. To już koniec.

Wyszedł z gabinetu i wtedy dzwonek windy zadźwięczał jeszcze raz. Ruszył ku niej szybkim krokiem, ale w środku nikogo nie było. Drzwi zamknęły się z cichym szumem. Nacisnął guzik i znów stanęły otworem. Cholera - zaklął, zorientowawszy się, że w pośpiechu zapomniał teczki z dokumentami. Miał tam wszystko, co byłoby potrzebne, gdyby jego partnerzy zrezygnowali z honorowego rozstania. W zorganizowanej przestępczości każdy ma coś na każdego. "Zawsze trzymaj to na czarną godzinę" - radził jego najwierniejszy przyjaciel, którego media przemianowały ostatnio na największego wroga.

Cofnął się po teczkę i wtedy poczuł za sobą ruch powietrza oraz silną woń perfum. Odwrócił się z grymasem uśmiechu, który zgasł równie szybko, jak się pojawił. Nie tej osoby oczekiwał.

- Co ty... tu robisz?

Postać nie odpowiedziała. Mierzyła go przeciągłym spojrzeniem zza dużych przeciwsłonecznych okularów zasłaniających niemal połowę twarzy. Obszerny wełniany płaszcz i naciągnięta głęboko młodzieżowa czapa z nausznikami ukrywały wszelkie cechy charakterystyczne, uniemożliwiając rozpoznanie. Nieznajomemu trudno byłoby nawet ocenić, czy to mężczyzna, czy kobieta.

Mimo że postać wyglądała jak chodzący wieszak na ubrania, Witold poznał ją natychmiast. Nie pomogło mu to jednak w porę zareagować, gdy przyłożyła do jego głowy niewielki rewolwer i bez ostrzeżenia pociągnęła za spust.

Mariusz ZielkeMariusz Zielke Fot. Mat. prasowe

...

Bartek Milik patrzył z nieskrywanym żalem i uzasadnioną wściekłością na pierwszą stronę "Expressu Finansowego", na której powinien dzisiejszego pięknego dnia widnieć wielki tytuł Unijna afera mięsna z polską koniną w tle. To miała być pierwsza jedynka Bartka w "Expressie". Czołowy materiał, najważniejszy tekst numeru. Długo wypracowywany, wychodzony tygodniami po śmierdzących rzeźniach, nie mniej cuchnących korytarzach laboratoriów i gabinetów weterynaryjnych oraz pachnących cynizmem i bezduszną żądzą zysku ministerialnych korytarzach. Wymuskany redakcyjnym dopracowaniem, zaplanowany i... pewny jak w banku.

Na początku tygodnia taką obietnicę dał mu naczelny.

"Dzień przed Wigilią twój tekst będzie na jedynce - oznajmił wówczas. - Spodziewaj się tysiąca oburzonych maili i komentarzy na forum za to, że wkładasz kij w mrowisko właśnie przed świętami. Przygotowany na szok?"

"Szok to moje drugie imię" - mruknął w odpowiedzi.

Naczelny popatrzył jakoś tak miękko i sympatycznie. Kupił Bartka tym spojrzeniem. Zresztą nie pierwszy raz. Milik był przekonany do wizji dziennikarstwa, jakie krzewił i jakiego oczekiwał naczelny. Szybkiego, bezkompromisowego, odważnego. Żadnej ściemy, żadnej zwłoki i zbędnego tłumaczenia. Bez litości. Szybkie teksty - zestawienie opinii dwóch stron konfliktu, obiektywne, ale z jasnym wskazaniem, komu wierzymy. A prawda? Gdzieś, kiedyś może wyjdzie na jaw. Zawsze wychodzi, chyba że kłamstwo okazuje się silniejsze.

Nas już to nie obchodzi, my będziemy daleko z przodu.

Lubił naczelnego. Do dziś byłby gotów skoczyć za nim w ogień. Do dziś, bo teraz miał ochotę osobiście wypruć mu flaki.

Zamiast końskiego łba i wielkiego tytułu z podpisem ŚLEDZTWO "EXPRESSU" - BARTEK MILIK PREZENTUJE na jedynce widniał ludzki łeb prezesa warszawskiej giełdy, którego nazwisko nawet niespecjalnie pamiętał. Surowski czy Sworowski. Imię? Chyba Wiktor. Albo Witold. Tak, Witold Sworowski, kolejny wielki prezes, któremu coś tam się nie udało i skończył na jedynce "Expressu" z podpisem KŁAMCA. Ukradłeś mi jedynkę, Witoldzie Sworowski.